Lipka: Ile Polacy płacą za brak atomu?

28 stycznia 2021, 13:00 Atom

Trudno się dziwić, że energia elektryczna w Polsce drożeje, skoro już teraz cena uprawnień do emisji CO2 wynosi 35 euro za tonę. Ten haracz spada na społeczeństwo i gospodarkę. Co zmeni budowa elektrowni jądrowej? – pisze Jerzy Lipka, prezes Obywatelskiego Ruchu na rzecz Energetyki Jądrowej.

Energetyka jądrowa

Wczoraj kosy, dzisiaj atom

22 stycznia 2021 roku, przeciętny zimowy dzień, ani nie za ciepło, ani nie bardzo zimno, zapewne gdy nasi przodkowie sprzed 158 lat uzbrojeni głównie w kosy lub dubeltówki szli na bój z carską armią, musiało być dużo zimniej (co widać na ówczesnych obrazach), ale cóż, globalne ocieplenie robi swoje.

Do rzeczy jednak. Jaki był tego dnia udział poszczególnych nośników energii w jej produkcji? (chodzi tylko o energię elektryczną). Zobaczmy:

– węgiel kamienny: 47,9 procent
– węgiel brunatny: 26,1 procent
– gaz ziemny: 6,9 procent
– gaz z pokładów węgla: 0,3 procent
– olej opałowy: 1,9 procent
– biomasa: 1,4 procent
– elektrownie wiatrowe: 13,7 procent
– fotowoltaika: 0,5 procent
– elektrownie wodne przepływowe: 1,1 procent
– szczytowo-pompowe: 0,3 procent

Tak więc w tym przeciętnym jak na dzisiejsze czasy dniu zimowym dominacja paliw kopalnych, głównie węgla jest niepodważona, łącznie 73,6 procent, a jeśli doliczyć inne emisyjne procesy spalania to dodatkowe 10,5 procent – mam tu na myśli gaz, olej oraz biomasę.

Łącznie w sposób „brudny” wytworzyła Polska tego dnia aż 84,1 procent całej energii. Wśród źródeł „czystych” największa pozycja to energetyka wiatrowa, bo 13,7 procent, pozostałe już mają udział absolutnie marginalny. W sposób „czysty”, czyli z całej energetyki odnawialnej uzyskaliśmy tego dnia 15,9 procent. Ale nawet gdyby wykazać dobrą wolę i doliczyć tu biomasę (a odjąć od źródeł emisyjnych) to i tak mamy proporcję 17,3 do 82,7 procent. A przecież zainstalowane jest już ponad 10 GW mocy w fotowoltaice i energetyce wiatrowej. Moc przyrasta zatem systematycznie i szybko, ale w naszym miksie nic jakoś znacząco się zmienić nie chce. Dalej po staremu króluje węgiel.

Trudno się zatem dziwić, że energia elektryczna u nas drożeje i drożeć będzie, skoro już teraz cena uprawnień do emisji CO2 wynosi 35 euro za tonę. Ten haracz spada na społeczeństwo i naszą gospodarkę. Już z tego widać, że w sposób zasadniczy nic się w naszej energetyce nie zmieni na lepsze, bez uruchomienia przynajmniej pierwszego bloku elektrowni jądrowej i potem szybko następnych. Wyprą one od razu część źródeł emisyjnych, i to w sposób trwały, nieważne jaka pora roku czy pora dnia. Jak dużo energii emisyjnej produkowanej w najstarszych pracujących z najniższą sprawnością blokach węglowych jest w stanie wyprzeć z naszego systemu taki blok jądrowy? Załóżmy, że na razie uruchomiliśmy tylko jeden.

Jeśli byłby to Westinghouse o mocy 1100 MW, uzyskalibyśmy ok 8 TWh energii w ciągu roku. Te 8 TWh nie musimy już otrzymywać z najbardziej niewydajnych, najstarszych elektrowni węglowych, gdzie 1 MWh energii oznacza emisję aż jednej tony CO2.

Skoro tak, to biorąc pod uwagę obecne ceny uprawnień do emisji CO2 jako 35 euro / tonę, łatwo policzyć, że 1 TWh wytworzona w elektrowni jądrowej oznacza oszczędność dla społeczeństwa aż 35 mln euro, a ponieważ Westinghouse wytwarza ich rocznie aż 8 TWh, więc oszczędzamy ok 280 mln euro (1 mld 260 mln złotych).

Mówimy tylko o jednym bloku jądrowym, najmniejszym spośród trzech technologii do wyboru, bo koreański APR to 1400 MW mocy i ok 11 TWh energii rocznie więc oszczędność finansowa wyniosłaby ok 385 mln euro (1 mld 732,5 mln PLN}, a przy francuskim EPR gdy roczna produkcja energii to ok 12,5 TWh energii elektrycznej rachunek oszczędności na dopłatach do emisji CO2 wyniesie 437,5 mln euro (prawie dwa miliardy złotych).

Oczywiście, rachunek nie jest ścisły, raz na półtorej roku musimy zrobić w tego typu reaktorach częściową wymianę paliwa (dwutlenek Uranu, lub mieszanina dwutlenku Uranu i dwutlenku Plutonu), trwający w przybliżeniu ok 40 dni. W tym czasie reaktor nie pracuje, więc co drugi rok byłby taki, że oszczędności nasze wynikające z jego istnienia byłyby mniejsze o około 11 procent w porównaniu z rokiem, w którym wymiana paliwa nie zachodzi. Jeśli posiadalibyśmy i drugi taki blok jądrowy, wymiana paliwa nigdy nie jest robiona w obu jednocześnie.

Oczywiście obliczenia są obarczone i drugim o wiele poważniejszym błędem, jako że ceny uprawnień wahają się ze stałą tendencją wzrostową z roku na rok. W kolejnych latach oszczędności na emisji CO2 byłyby więc odpowiednio większe, niż te, przeze mnie wyliczone. W 2030 roku można się spodziewać nawet dwa razy większych dopłat do każdej tony CO2, niż to ma miejsce obecnie.

Koszty braku atomu w naszym miksie energetycznym są w istocie o wiele większe, gdy doliczy się koszty zdrowotne, koszty energetycznego ubóstwa naszego społeczeństwa, koszty cywilizacyjnego zacofania technologicznego itp. Ale już i te wyliczenia są godne uwagi i powinny skłaniać do dużo szybszych prac nad polskim atomem, niż obecne. Chyba, że ktoś chce świadomie szkodzić naszej gospodarce.

Lipka: Atom w Polsce i geopolityka