KOMENTARZ
Grzegorz Makuch
Współpracownik BiznesAlert.pl
Podczas szczytu APEC (Współpraca Ekonomiczna Azji i Pacyfiku) Gazprom i CNPC podpisały kolejną umowę na dostawy gazu, tym razem trasą zachodnią – gazociągiem „Ałtaj”. Umowa zakłada przesył 30 mld m3 rocznie przez okres 30 lat. Aleksiej Miller przy tej okazji dodał, że dostawy do Europy, jak i Chin (trasą zachodnią) bazować będą na tych samych źródłach – Syberii Zachodniej. Powiedział również, że wolumen gazu przesyłany do ChRL, w perspektywie średniookresowej, może być większy niż dostawy do UE. Sugeruje tym samym, że dostawy gazu do ChRL mogą odbyć się kosztem wolumenu przesyłanego dotychczas do UE, co ma – w założeniu Kremla – wywrzeć presję na UE.
Podobnie jak poprzednia umowa, z maja 2014 r., między Gazpromem i CNPC. Zakłada ona dostawy gazu do ChRL – trasą wschodnią, gazociąg „Siła Syberii” (38 mld m3 rocznie przez 30 lat, źródła: Wschodnia Syberia), którego realizacja została jednak już przesunięta z 2018 r. na 2020 (pracownik Gazpromu, który tę informację ujawnił został zwolniony). Zwłoka z terminem oddana gazociągu jest spowodowana brakiem środków na jego budowę (koszt to 70 mld USD). Chiny wstępnie zadeklarowały pożyczkę w wysokości 25 mld USD, jednak zwlekały z wywiązaniem się z danej obietnicy. Ostatecznie, podczas podpisania umowy na trasę zachodnią, okazało się, że kwota ta nie zostanie przekazana. Dotychczas Gazprom usiłował znaleźć środki na budowę gazociągu w budżecie FR, na co nie godził się premier Rosji. Jednak rzeczywistość jest bezlitosna i Gazprom będzie musiał szukać środków w rosyjskim Narodowym Funduszu Pomocy. Aleksiej Miller twierdzi, że w związku z wynegocjowaną ceną za rosyjski gaz strona rosyjska nie rozważa już ewentualności uzyskania kredytu z Chin – należałoby jednak powiedzieć, że to ChRL nie widzą już takiej możliwości…
Władimir Putin podczas podpisania umowy na gazociąg „Siła Syberii” buńczucznie zapewniał, że zachodnie sankcje stanowią co najwyżej impuls dla gospodarki rosyjskiej. Trzeźwiej wówczas tę sytuację oceniał Giennadij Timczenko mówiąc, że „Chiny dążąc do własnego zwycięstwa wykręcają ręce do końca, chyba że partner ma alternatywę – dopiero wtedy Pekin szuka rozwiązań”. Rzecz w tym, że Rosja pozorując otwarcie się na Azję – by wywrzeć presję na UE – pogarsza swoją pozycję wobec Brukseli i tym samym czyni swoją politykę energetyczną bezalternatywną. Bowiem zwrot w kierunku Azji wciąż jest tylko pozorny. Tymczasem pogorszenie relacji z UE jest realne. Tym samym Moskwa osłabia również swoją pozycję negocjacyjną wobec Pekinu, który niezręczność rosyjskiej polityki bezwzględnie wykorzystuje. Jest to paradoks, bowiem zwrot w kierunku Chin ogłaszany był przez Moskwę jako wielki sukces dywersyfikacyjny, gdy tymczasem jest to nie tylko porażka na polu dywersyfikacji kierunków dostaw, ale szerzej – polityk energetycznej.
Nie musiałoby tak być, gdyby Rosja faktycznie mogła wybudować Gazociąg Południowy, Siłę Syberii i Ałtaj. Ale jej nie stać. Wie o tym zarówno Bruksela, jak i Pekin. A Chiny, mimo oficjalnych zapewnień, wcale nie śpieszą na pomoc Rosji z kredytami. Zarazem zachęcają Moskwę do kontynuowania kursu na zwrot w kierunku Azji. I o ile UE jest skłonna do kompromisu o tyle Chiny, jak długo nie muszą, nie zgodzą się na żaden konsensus – aż rosyjskiemu niedźwiedziowi zaczną trzaskać łapy… Dlatego kolejne butne zapewnienie Władimira Putina, że Rosja rozważa dopuszczenie Chin do dużych aktywów wydobywczych w Rosji i stworzenie na Dalekim Wschodzie obszaru z uproszczonymi procedurami administracyjnymi brzmi jak pożegnalne requiem z rosyjską Syberią. Kolejne „nowe otwarcie” Rosji może się niebawem okazać pierwszym realnym otwarciem Chin. To by oznaczało, że Kreml za cenę Półwyspu Krymskiego i skrawka wschodniej Ukrainy (który niekoniecznie utrzyma) straci niezwykle zasobną w surowce Syberię. I na butne zapewnienia Aleksieja Millera można by odpowiedzieć, że w perspektywie średniookresowej, to państwa Europy mogą negocjować ceny syberyjskich surowców już w Pekinie.