icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Piotrowski: Jeśli Trump będzie kandydował na prezydenta, nie będzie chciał wspierać Ukrainy (ROZMOWA)

– Po dotychczasowych, dość ogólnikowych wypowiedziach Donalda Trumpa oraz działalności jego politycznych popleczników i współpracowników, zakładam, że jest on przeciwny wsparciu Ukrainy – mówi analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Mateusz Piotrowski w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Czy wizyta prezydenta Joe Bidena w Kijowie i Warszawie pod koniec lutego odbiła się szerokim echem w przestrzeni medialnej i politycznej? Jakie były komentarze po lewej i prawej stronie spektrum?

Mateusz Piotrowski: Joe Biden jako prezydent nie odbył dotychczas dużo podróży zagranicznych, stąd każda kolejna okazja jest szeroko prezentowana i komentowana w mediach, szczególnie gdy wizyta wpisuje się w łatwo zauważalny kontekst amerykańskiej polityki. Tak było z zapowiadaną wizytą w Polsce, która miała stanowić sygnał kontynuacji pomocy Ukrainie w obronie suwerenności i dążenia do porażki Rosji i być jednocześnie pewnym podsumowaniem roku wspólnych działań i jedności wspólnoty transatlantyckiej utrzymanej pod amerykańskim przywództwem. To, że Joe Biden niespodziewanie pojawił się w Kijowie i spotkał się z prezydentem Zełenskim tylko wzmocniło zainteresowanie mediów całą podróżą. Był to też mocny sygnał wysłany do polityków obu partii – nie cofniemy się. Wizytą w Kijowie Biden zwiększył wiarygodność obietnic o wsparciu Ukrainy „tak długo, jak będzie to konieczne”. Dla wielu polityków ta wizyta była jednym z mocniejszych sygnałów, jakie Biden mógł wysłać w rocznicę rosyjskiej inwazji. Część Republikanów zwraca przy tym uwagę, pochwalając samą wizytę, że potrzebne jest mocniejsze wsparcie wojskowe Ukrainy, w tym przekazanie jej nowych typów broni – pocisków dalszego zasięgu ATACMS czy samolotów F-16. Takie głosy płyną m.in. od Michaela McCaula, przewodniczącego komisji spraw zagranicznych w Izbie Reprezentantów czy Jima Rischa, najwyższego rangą Republikanina w senackiej komisji spraw zagranicznych. Ale były też inne głosy, krytyczne, całkowicie ignorujące rolę jaką USA odgrywają w przestrzeni międzynarodowej – płynące od izolacjonistów związanych z Donaldem Trumpem. To nieduża grupa, mająca ograniczone możliwości wpływu na politykę, ale komunikacyjnie bardzo zauważalna, docierająca do niemałej grupy konserwatywnych wyborców. W ich przekazie oto Biden udał się tysiące mil za ocean, za nic mając sobie problemy dotyczące bezpośrednio amerykańskiego państwa, by marnować dziesiątki miliardów dolarów na wsparcie państwa, które w ocenie części z tych polityków, wyraźnie prorosyjskich czy antyukraińskich, właściwie powinno być częścią Rosji. To grupa pod kątem politycznym stracona, nie ma szans, by przekonać ją do racjonalności amerykańskiego wsparcia.

Co obecnie sądzi amerykańska opinia publiczna o pomocy dla Ukrainy? Czy poparcie Kijowa utrzyma się wystarczająco długo, by Ukraińcy dostali wystarczająco dużo sprzętu, żeby wygrać wojnę?

Ocena społeczeństwa się zmienia, widać pewne zmęczenie tym wsparciem. Amerykanie – i nie tylko oni – byli chyba przekonani lub pełni nadziei, że nagła mobilizacja grupy kilkudziesięciu państw, ale przede wszystkim Stanów, pozwoli na zakończenie tej wojny w kilka tygodni czy miesięcy. Tak się nie stało. Obecnie ponad połowa społeczeństwa jest zdania, że amerykańska pomoc jest wystarczająca lub powinna być większa. Ćwierć uważa, że ta pomoc jest zbyt duża. Natomiast wśród republikańskich wyborców grupy, które są za utrzymaniem bądź zwiększeniem pomocy są łącznie równoważne grupie będącej za zmniejszeniem pomocy. Takie oczekiwania społeczne mogą sprawić, że wśród Republikanów pojawi się więcej polityków sceptycznych wobec dalszego wsparcia Ukrainy. Nie od razu muszą się oni stawać przeciwnikami tego wsparcia, mogą np. postulować zwiększenie audytu czy sygnalizować potrzebę redukcji pomocy bez faktycznego politycznego dążenia do niej. Tym niemniej należy uwzględniać zmieniające się uwarunkowania społeczne. Dobra wiadomość jest taka, że choć amerykańscy politycy w bardzo częstych cyklach wyborczych odpowiadają przed swoimi wyborcami, to nie we wszystkich obszarach polityka podążą za ocenami społecznymi. Tak długo jak czołowe postacie administracji, z prezydentem na czele, oraz partyjni liderzy będą zdeterminowani do doprowadzenia do militarnego zwycięstwa Ukrainy, to ten cel uda się zrealizować.

W przyszłym roku czeka nas kampania prezydencka za oceanem. Czy uważa Pan, że wojna w Ukrainie będzie w niej istotnym wątkiem? Co na ten temat uważają poszczególni kandydaci republikańscy?

Może być. Dla Bidena to jest dotychczas sukces, realizacja jego wyborczej obietnicy o przywróceniu Stanom pozycji lidera społeczności międzynarodowej. Będzie oczywiście wiele ważniejszych tematów wewnętrznych, ale ten temat będzie wybrzmiewał najsilniej, jeżeli będzie się on ubiegał o reelekcję, to póki co nie jest przesądzone. Oczywiście może on być podnoszony przez republikańskich kandydatów, niezależnie od tego czy Biden wystartuje czy nie, bo chodzić będzie raczej o krytykę obecnej polityki, niż jej pochwały. Formalnie dwoje kandydatów ogłosiło swój start w republikańskich prawyborach, Donald Trump i Nikki Haley. Ta druga swój początkowy przekaz kampanijny oparła o doświadczenie, które zdobyła jako gubernator Karoliny Południowej oraz jako ambasador USA przy ONZ, stąd nie spodziewam się, by próbowała znacząco podważać ten obecny kurs amerykańskiej polityki. Co innego z Trumpem. Biorąc pod uwagę, jak w 2019 roku jako prezydent uwikłał Ukrainę i świadczoną jej pomoc wojskową w sprawę działalności biznesowej Huntera Bidena, syna obecnego prezydenta, co wówczas miało oczywiście służyć zdyskredytowaniu go jako kandydata na urząd. Po dotychczasowych, dość ogólnikowych wypowiedziach samego Trumpa oraz działalności jego politycznych popleczników i współpracowników, zakładam, że jest on przeciwny wsparciu Ukrainy. Tak długo, jak będzie to retoryka kandydata, to może być ona nawet pewnym impulsem mobilizującym kręgi polityczne i społeczeństwo do zupełnie odwrotnego kursu, czyli większej pomocy. Jednak ryzyko, że byłby to postulat przyszłego prezydenta USA, dla Ukrainy stanowiłby niestety raczej kwestię śmierci, niż życia.

Jak przebiega dyskusja wśród amerykańskich polityków, jeśli chodzi o dostawy broni nad Dniepr? Czy istnieje szansa, że przekazane zostaną samoloty bojowe?

Zostawmy głosy mówiące o tym, że jest robione za dużo, a skupmy się faktycznie na kierunkach rozwoju wsparcia bądź utrzymaniu obecnego poziomu pomocy, ale zwiększeniu jej efektywności. Oczywiście w Kongresie widoczna jest grupa polityków, która na kolejnych etapach stale sygnalizuje, że USA powinny robić więcej. Z oczywistej przyczyny jest to prościej robić Republikanom, którzy mogą, a czasem nawet muszą skrytykować prezydenta z przeciwnej partii. Przy czym zazwyczaj są to konstruktywne uwagi, że polityka idzie w dobrym kierunku, ale musimy robić więcej, Ukraina potrzebuje nowych zdolności. Amerykanie w odstępach kilku tygodni czy miesięcy przekazywali Ukrainie nowe zdolności, dokonując następnie wstępnych ocen na temat wykorzystania tych zdolności i przewag, jakie zapewniły one ukraińskim siłom zbrojnym. Znajdujemy się w momencie, w którym presja polityczna i oczekiwania drastycznie wzrosły. W ciągu miesiąca usłyszeliśmy obietnice o przekazaniu Ukrainie baterii systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot, nowoczesnych bojowych wozów piechoty i wreszcie czołgów produkcji nieradzieckiej. BWP mogły już zacząć docierać na Ukrainę, podobnie w przypadku pierwszych sztuk czołgów Leopard 2. Ocena skuteczności wykorzystania tego sprzętu potrwa, jego skala wykorzystania musi się też zwiększyć. Szkolenie ukraińskich żołnierzy na Patriotach trwa i to jest zdolność kluczowa – razem z integracją całej siatki systemów obrony powietrznej, co także Amerykanie rozwijają dla Ukrainy – dla przyszłości realizacji postulatu o przekazaniu Ukrainie samolotów bojowych. Potrzebne jest zapewnienie niezbędnej ochrony w ukraińskiej przestrzeni powietrznej dla samych maszyn jak i infrastruktury. A przekazanie Ukrainie samolotów prawdopodobnie skłoniłoby Rosję do większego wykorzystania własnych sił powietrznych i w efekcie większych strat po stronie Ukrainy – jak już doskonale wiemy, nie ograniczających się wyłącznie do sfery wojskowej. To decyzja moim zdaniem trudniejsza, niż w przypadku czołgów, które stanowią rozwinięcie zdolności posiadanych przez wojska lądowe. Nie jest to natomiast temat absolutnie martwy, w amerykańskim Kongresie już w marcu ubiegłego roku, w odpowiedzi na polską propozycję przekazania MiGów-29 w zamian za uzupełnienie sił powietrznych amerykańskimi F-16, wybrzmiewały głosy, że to słuszny kierunek wojskowej pomocy. Teraz, gdy Ukraina przez rok obrony przed Rosją dowiodła w maksymalnym stopniu umiejętności sprawnego wykorzystania przekazywanego jej uzbrojenia, te głosy wybrzmiewają jeszcze mocniej. Przyjdzie moment w którym pod kątem politycznym i wojskowym nie będzie żadnych racjonalnych przeciwwskazań do przekazania Ukrainie tych samolotów.

Rozmawiał Michał Perzyński

– Po dotychczasowych, dość ogólnikowych wypowiedziach Donalda Trumpa oraz działalności jego politycznych popleczników i współpracowników, zakładam, że jest on przeciwny wsparciu Ukrainy – mówi analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Mateusz Piotrowski w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Czy wizyta prezydenta Joe Bidena w Kijowie i Warszawie pod koniec lutego odbiła się szerokim echem w przestrzeni medialnej i politycznej? Jakie były komentarze po lewej i prawej stronie spektrum?

Mateusz Piotrowski: Joe Biden jako prezydent nie odbył dotychczas dużo podróży zagranicznych, stąd każda kolejna okazja jest szeroko prezentowana i komentowana w mediach, szczególnie gdy wizyta wpisuje się w łatwo zauważalny kontekst amerykańskiej polityki. Tak było z zapowiadaną wizytą w Polsce, która miała stanowić sygnał kontynuacji pomocy Ukrainie w obronie suwerenności i dążenia do porażki Rosji i być jednocześnie pewnym podsumowaniem roku wspólnych działań i jedności wspólnoty transatlantyckiej utrzymanej pod amerykańskim przywództwem. To, że Joe Biden niespodziewanie pojawił się w Kijowie i spotkał się z prezydentem Zełenskim tylko wzmocniło zainteresowanie mediów całą podróżą. Był to też mocny sygnał wysłany do polityków obu partii – nie cofniemy się. Wizytą w Kijowie Biden zwiększył wiarygodność obietnic o wsparciu Ukrainy „tak długo, jak będzie to konieczne”. Dla wielu polityków ta wizyta była jednym z mocniejszych sygnałów, jakie Biden mógł wysłać w rocznicę rosyjskiej inwazji. Część Republikanów zwraca przy tym uwagę, pochwalając samą wizytę, że potrzebne jest mocniejsze wsparcie wojskowe Ukrainy, w tym przekazanie jej nowych typów broni – pocisków dalszego zasięgu ATACMS czy samolotów F-16. Takie głosy płyną m.in. od Michaela McCaula, przewodniczącego komisji spraw zagranicznych w Izbie Reprezentantów czy Jima Rischa, najwyższego rangą Republikanina w senackiej komisji spraw zagranicznych. Ale były też inne głosy, krytyczne, całkowicie ignorujące rolę jaką USA odgrywają w przestrzeni międzynarodowej – płynące od izolacjonistów związanych z Donaldem Trumpem. To nieduża grupa, mająca ograniczone możliwości wpływu na politykę, ale komunikacyjnie bardzo zauważalna, docierająca do niemałej grupy konserwatywnych wyborców. W ich przekazie oto Biden udał się tysiące mil za ocean, za nic mając sobie problemy dotyczące bezpośrednio amerykańskiego państwa, by marnować dziesiątki miliardów dolarów na wsparcie państwa, które w ocenie części z tych polityków, wyraźnie prorosyjskich czy antyukraińskich, właściwie powinno być częścią Rosji. To grupa pod kątem politycznym stracona, nie ma szans, by przekonać ją do racjonalności amerykańskiego wsparcia.

Co obecnie sądzi amerykańska opinia publiczna o pomocy dla Ukrainy? Czy poparcie Kijowa utrzyma się wystarczająco długo, by Ukraińcy dostali wystarczająco dużo sprzętu, żeby wygrać wojnę?

Ocena społeczeństwa się zmienia, widać pewne zmęczenie tym wsparciem. Amerykanie – i nie tylko oni – byli chyba przekonani lub pełni nadziei, że nagła mobilizacja grupy kilkudziesięciu państw, ale przede wszystkim Stanów, pozwoli na zakończenie tej wojny w kilka tygodni czy miesięcy. Tak się nie stało. Obecnie ponad połowa społeczeństwa jest zdania, że amerykańska pomoc jest wystarczająca lub powinna być większa. Ćwierć uważa, że ta pomoc jest zbyt duża. Natomiast wśród republikańskich wyborców grupy, które są za utrzymaniem bądź zwiększeniem pomocy są łącznie równoważne grupie będącej za zmniejszeniem pomocy. Takie oczekiwania społeczne mogą sprawić, że wśród Republikanów pojawi się więcej polityków sceptycznych wobec dalszego wsparcia Ukrainy. Nie od razu muszą się oni stawać przeciwnikami tego wsparcia, mogą np. postulować zwiększenie audytu czy sygnalizować potrzebę redukcji pomocy bez faktycznego politycznego dążenia do niej. Tym niemniej należy uwzględniać zmieniające się uwarunkowania społeczne. Dobra wiadomość jest taka, że choć amerykańscy politycy w bardzo częstych cyklach wyborczych odpowiadają przed swoimi wyborcami, to nie we wszystkich obszarach polityka podążą za ocenami społecznymi. Tak długo jak czołowe postacie administracji, z prezydentem na czele, oraz partyjni liderzy będą zdeterminowani do doprowadzenia do militarnego zwycięstwa Ukrainy, to ten cel uda się zrealizować.

W przyszłym roku czeka nas kampania prezydencka za oceanem. Czy uważa Pan, że wojna w Ukrainie będzie w niej istotnym wątkiem? Co na ten temat uważają poszczególni kandydaci republikańscy?

Może być. Dla Bidena to jest dotychczas sukces, realizacja jego wyborczej obietnicy o przywróceniu Stanom pozycji lidera społeczności międzynarodowej. Będzie oczywiście wiele ważniejszych tematów wewnętrznych, ale ten temat będzie wybrzmiewał najsilniej, jeżeli będzie się on ubiegał o reelekcję, to póki co nie jest przesądzone. Oczywiście może on być podnoszony przez republikańskich kandydatów, niezależnie od tego czy Biden wystartuje czy nie, bo chodzić będzie raczej o krytykę obecnej polityki, niż jej pochwały. Formalnie dwoje kandydatów ogłosiło swój start w republikańskich prawyborach, Donald Trump i Nikki Haley. Ta druga swój początkowy przekaz kampanijny oparła o doświadczenie, które zdobyła jako gubernator Karoliny Południowej oraz jako ambasador USA przy ONZ, stąd nie spodziewam się, by próbowała znacząco podważać ten obecny kurs amerykańskiej polityki. Co innego z Trumpem. Biorąc pod uwagę, jak w 2019 roku jako prezydent uwikłał Ukrainę i świadczoną jej pomoc wojskową w sprawę działalności biznesowej Huntera Bidena, syna obecnego prezydenta, co wówczas miało oczywiście służyć zdyskredytowaniu go jako kandydata na urząd. Po dotychczasowych, dość ogólnikowych wypowiedziach samego Trumpa oraz działalności jego politycznych popleczników i współpracowników, zakładam, że jest on przeciwny wsparciu Ukrainy. Tak długo, jak będzie to retoryka kandydata, to może być ona nawet pewnym impulsem mobilizującym kręgi polityczne i społeczeństwo do zupełnie odwrotnego kursu, czyli większej pomocy. Jednak ryzyko, że byłby to postulat przyszłego prezydenta USA, dla Ukrainy stanowiłby niestety raczej kwestię śmierci, niż życia.

Jak przebiega dyskusja wśród amerykańskich polityków, jeśli chodzi o dostawy broni nad Dniepr? Czy istnieje szansa, że przekazane zostaną samoloty bojowe?

Zostawmy głosy mówiące o tym, że jest robione za dużo, a skupmy się faktycznie na kierunkach rozwoju wsparcia bądź utrzymaniu obecnego poziomu pomocy, ale zwiększeniu jej efektywności. Oczywiście w Kongresie widoczna jest grupa polityków, która na kolejnych etapach stale sygnalizuje, że USA powinny robić więcej. Z oczywistej przyczyny jest to prościej robić Republikanom, którzy mogą, a czasem nawet muszą skrytykować prezydenta z przeciwnej partii. Przy czym zazwyczaj są to konstruktywne uwagi, że polityka idzie w dobrym kierunku, ale musimy robić więcej, Ukraina potrzebuje nowych zdolności. Amerykanie w odstępach kilku tygodni czy miesięcy przekazywali Ukrainie nowe zdolności, dokonując następnie wstępnych ocen na temat wykorzystania tych zdolności i przewag, jakie zapewniły one ukraińskim siłom zbrojnym. Znajdujemy się w momencie, w którym presja polityczna i oczekiwania drastycznie wzrosły. W ciągu miesiąca usłyszeliśmy obietnice o przekazaniu Ukrainie baterii systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot, nowoczesnych bojowych wozów piechoty i wreszcie czołgów produkcji nieradzieckiej. BWP mogły już zacząć docierać na Ukrainę, podobnie w przypadku pierwszych sztuk czołgów Leopard 2. Ocena skuteczności wykorzystania tego sprzętu potrwa, jego skala wykorzystania musi się też zwiększyć. Szkolenie ukraińskich żołnierzy na Patriotach trwa i to jest zdolność kluczowa – razem z integracją całej siatki systemów obrony powietrznej, co także Amerykanie rozwijają dla Ukrainy – dla przyszłości realizacji postulatu o przekazaniu Ukrainie samolotów bojowych. Potrzebne jest zapewnienie niezbędnej ochrony w ukraińskiej przestrzeni powietrznej dla samych maszyn jak i infrastruktury. A przekazanie Ukrainie samolotów prawdopodobnie skłoniłoby Rosję do większego wykorzystania własnych sił powietrznych i w efekcie większych strat po stronie Ukrainy – jak już doskonale wiemy, nie ograniczających się wyłącznie do sfery wojskowej. To decyzja moim zdaniem trudniejsza, niż w przypadku czołgów, które stanowią rozwinięcie zdolności posiadanych przez wojska lądowe. Nie jest to natomiast temat absolutnie martwy, w amerykańskim Kongresie już w marcu ubiegłego roku, w odpowiedzi na polską propozycję przekazania MiGów-29 w zamian za uzupełnienie sił powietrznych amerykańskimi F-16, wybrzmiewały głosy, że to słuszny kierunek wojskowej pomocy. Teraz, gdy Ukraina przez rok obrony przed Rosją dowiodła w maksymalnym stopniu umiejętności sprawnego wykorzystania przekazywanego jej uzbrojenia, te głosy wybrzmiewają jeszcze mocniej. Przyjdzie moment w którym pod kątem politycznym i wojskowym nie będzie żadnych racjonalnych przeciwwskazań do przekazania Ukrainie tych samolotów.

Rozmawiał Michał Perzyński

Najnowsze artykuły