icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Mielczarski: Elektromobilność. Pogoda dla bogatych

KOMENTARZ

Prof. dr. hab. inż. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

W końcu 2014 roku pisałem na BiznesAlert.pl, że „ w liberalnej polityce rynkowej popularnością cieszą się mechanizmy, w których pod różnymi hasłami, czy ze wsparciem różnorodnych ideologii, biedni płacą na bogatych”. Tym mechanizmem byli wówczas Prosumenci. Dziś gospodarka jest jakby mniej liberalna, jednak wciąż pojawiają się pomysły, aby biedni dopłacali do bogatych. Tym najnowszym pomysłem jest eMobilność, a mówiąc prościej samochody elektryczne. Pomysł ma swoje uzasadnienie ideologiczne, wskazujące, że energia elektryczna dla tych samochodów będzie wyprodukowana z węgla, wobec tego subsydiując samochody elektrycznej subsydiujemy górnictwo. Czy tak jest rzeczywiście?

Załóżmy, że samochód elektryczny kosztuje 126 tys. zł brutto, co nie jest zbyt dużą sumą za tego typu pojazd. W tej cenie około 26 tys. zł. to akcyza (3 proc.) i podatek VAT (23 proc.). Jeżeli zwolnimy samochody elektryczne z tych dwóch podatków, oznacza to subsydium jednorazowe na poziomie 26 tys. zł., a biorąc pod uwagę 10-letni okres projektu (eksploatacji samochodu elektrycznego) około 30 tys. zł.

Przyjmijmy dalej, że samochód ten zużywa 20kWh energii elektrycznej na przejechanie 100km. Jako typowy samochód miejski będzie użytkowany około 200 dni w roku na dystansie 100km dziennie – to bardzo optymistyczne założenia. Zużycie dzienne energii elektrycznej w przeliczeniu na jednostki ciepła wynosi 20kWh*3,6=72MJ. Zakładając sprawność elektrowni około 40 proc., sieci przesyłowej i  sieci rozdzielczej 10-11 proc., włączając w to sprawność ładowania i rozładowania akumulatorów, sprawność samochodu elektrycznego wynosi około 25 proc., co oznacza, że tyle wykorzystuje ten samochód z każdej jednostki ciepła w węglu dostarczonym do elektrowni, czyli do elektrowni trzeba dostarczyć węgiel zawierający około 288MJ ciepła. Typowy węgiel energetyczny ma 21MJ ciepła w 1 kg, co oznacza, że dla samochodu elektrycznego potrzeba około 13,7kg węgla dziennie – takie spore wiaderko. W ciągu roku będzie potrzeba około 2,7 tony węgla, a w ciągu całej 10 letniej eksploatacji około 27 ton węgla.

Jak pamiętamy subsydia wynoszą około 30 tys. zł czyli na tonę węgla przeliczając wychodzi około 1100zł. Sporo, biorąc pod uwagę, że górnictwo sprzeda z chęcią węgiel po 300zł/tonę. Mówiąc bardziej obrazowo dopłacamy bogatemu technofilowi 1100zł, w przeliczeniu na tonę węgla, z czego do górnictwa jest przekazywanych, w najlepszym przypadku 300zł, a pozostałe 800zł zostaje u zamożnego właściciela samochodu elektrycznego. Dobrze jest być bogatym. Można zostać prosumentem i właścicielem samochodu elektrycznego. I tam dopłacą i tu dopłacą.

No i na koniec pytanie. Kto będzie subsydiował to wszystko. Oczywiście ci biedniejsi, których stać jedynie na zakup kilkunastoletniego pojazdu sprowadzony z zagranicznego „szrotu” i pracowicie pospawanego z trzech innych, oddanych wcześniej do kasacji.

KOMENTARZ

Prof. dr. hab. inż. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

W końcu 2014 roku pisałem na BiznesAlert.pl, że „ w liberalnej polityce rynkowej popularnością cieszą się mechanizmy, w których pod różnymi hasłami, czy ze wsparciem różnorodnych ideologii, biedni płacą na bogatych”. Tym mechanizmem byli wówczas Prosumenci. Dziś gospodarka jest jakby mniej liberalna, jednak wciąż pojawiają się pomysły, aby biedni dopłacali do bogatych. Tym najnowszym pomysłem jest eMobilność, a mówiąc prościej samochody elektryczne. Pomysł ma swoje uzasadnienie ideologiczne, wskazujące, że energia elektryczna dla tych samochodów będzie wyprodukowana z węgla, wobec tego subsydiując samochody elektrycznej subsydiujemy górnictwo. Czy tak jest rzeczywiście?

Załóżmy, że samochód elektryczny kosztuje 126 tys. zł brutto, co nie jest zbyt dużą sumą za tego typu pojazd. W tej cenie około 26 tys. zł. to akcyza (3 proc.) i podatek VAT (23 proc.). Jeżeli zwolnimy samochody elektryczne z tych dwóch podatków, oznacza to subsydium jednorazowe na poziomie 26 tys. zł., a biorąc pod uwagę 10-letni okres projektu (eksploatacji samochodu elektrycznego) około 30 tys. zł.

Przyjmijmy dalej, że samochód ten zużywa 20kWh energii elektrycznej na przejechanie 100km. Jako typowy samochód miejski będzie użytkowany około 200 dni w roku na dystansie 100km dziennie – to bardzo optymistyczne założenia. Zużycie dzienne energii elektrycznej w przeliczeniu na jednostki ciepła wynosi 20kWh*3,6=72MJ. Zakładając sprawność elektrowni około 40 proc., sieci przesyłowej i  sieci rozdzielczej 10-11 proc., włączając w to sprawność ładowania i rozładowania akumulatorów, sprawność samochodu elektrycznego wynosi około 25 proc., co oznacza, że tyle wykorzystuje ten samochód z każdej jednostki ciepła w węglu dostarczonym do elektrowni, czyli do elektrowni trzeba dostarczyć węgiel zawierający około 288MJ ciepła. Typowy węgiel energetyczny ma 21MJ ciepła w 1 kg, co oznacza, że dla samochodu elektrycznego potrzeba około 13,7kg węgla dziennie – takie spore wiaderko. W ciągu roku będzie potrzeba około 2,7 tony węgla, a w ciągu całej 10 letniej eksploatacji około 27 ton węgla.

Jak pamiętamy subsydia wynoszą około 30 tys. zł czyli na tonę węgla przeliczając wychodzi około 1100zł. Sporo, biorąc pod uwagę, że górnictwo sprzeda z chęcią węgiel po 300zł/tonę. Mówiąc bardziej obrazowo dopłacamy bogatemu technofilowi 1100zł, w przeliczeniu na tonę węgla, z czego do górnictwa jest przekazywanych, w najlepszym przypadku 300zł, a pozostałe 800zł zostaje u zamożnego właściciela samochodu elektrycznego. Dobrze jest być bogatym. Można zostać prosumentem i właścicielem samochodu elektrycznego. I tam dopłacą i tu dopłacą.

No i na koniec pytanie. Kto będzie subsydiował to wszystko. Oczywiście ci biedniejsi, których stać jedynie na zakup kilkunastoletniego pojazdu sprowadzony z zagranicznego „szrotu” i pracowicie pospawanego z trzech innych, oddanych wcześniej do kasacji.

Najnowsze artykuły