Sukces prosumentów jest bezdyskusyjny. Panele fotowoltaiczne widać na coraz częściej na dachach, a rachunki posiadaczy instalacji wyglądają bardzo optymistycznie. Mając instalację 8 kWp i będąc w systemie „net balancingu” płacę tylko kilkaset zł rocznie. Nawet krzywa kosztów energii na giełdzie w słonecznie dni letnie pokazuje zbawienny wpływ fotowoltaiki na ceny. Przed nami została ogłoszona właśnie kolejna edycja programu wsparcia Mój Prąd w wersji 4.1, która przynosi zwiększone dotacje – teraz do 6 tys. na instalację PV prąd oraz do 16 tys. złotych na magazyn energii. Jak zawsze nasuwa się pytanie – czy te dotacje można wykorzystać skuteczniej? – zastanawia się prof. Konrad Świrski z Transition Technologies.
Obecnie przy wysokich cenach energii (średnia do rozliczeń zakupu nadwyżki energii z instalacji PV w net meteringu prawdopodobnie będzie oscylować w okolicach 600-1000 zł/MWh) i zamrożonych stawkach na dostawy z sieci opłacalność instalacji PV jest i tak już przesądzona. Wydaje się, że brak „mrożeń” i „cen maksymalnych” paradoksalnie ułatwiłby decyzję o inwestycji. Tak więc w przyszłości to, że każdy mający odpowiednie połacie dachu oraz własne inwestycyjne środki finansowe będzie inwestował w fotowoltaikę jest pewne. Okresy zwrotu z inwestycji skrócą się nawet poniżej 10 lat – oczywiście wszystko zależy od przyszłych prognoz cen energii. Problemem staje się nie sama cena (a więc i wspomaganie dotacją) a dostępność pozwoleń przyłączeniowych. Według pojawiających się informacji, spółki dystrybucyjne lawinowo odmawiają nowym potencjalnym prosumentom połączenia systemów do sieci. Blokerem jest wiec nie cena i opłacalność inwestycji a stan sieci dystrybucyjnej.
Może więc zamiast dotacji bezpośredniej (do paneli) należy zainwestować w samą sieć? Kilka MLD zł na pewno udrożniłoby przynajmniej te najbardziej wąskie gardła – a ludzie inwestowaliby już sobie sami. Ministerstwo zapewne woli otworzyć drogę do samo-bilansowania (a więc inwestycji łączonej PV plus magazyn energii) i w ten sposób odciążyć sieć dystrybucyjną dając kolejną dotację. Magazynowanie energii we własnym domu jest w praktyce już dojrzałą technologią. Sam korzystam z magazynu 40 kWh w domu w Grecji, który współpracuje z dachowymi panelami (tam oczywiście słońce umożliwia znacznie lepsze warunki generacji energii, a nawet daje zasilanie w miesiącach zimowych co w Polsce jest problemem). Magazynowanie z mojego doświadczenia działa bardzo dobrze, ale w nieco innej szerokości geograficznej. Doskonale się sprawdza, jeśli zależy nam na zabezpieczeniu dostaw energii przy słabej jakości sieci (częste przerwy w dostawach energii). Ja w moim rozwiązaniu pracuje w pewnym rodzaju off-gridu (produkcja pokrywa konsumpcję w dzień i ładuje magazyn całkowicie pokrywający zapotrzebowanie w nocy – właściwie nie korzystam z sieci) i mam pewność zasilania nawet jeśli wszyscy sąsiedzi nie maja dostawy energii.
W warunkach polskich mamy kilka problemów – warunki pogodowe właściwie nie dają możliwości efektywnego ładowania magazynu w zimie i późnej jesieni (oraz w niektóre dni z dużym zachmurzeniem), więc magazyn nie działa co najmniej 4-5 miesięcy w roku. Z kolei wykorzystywanie magazynu do ładowania w nocy przy wysokim spreadzie cenowym wymagałoby przejścia na taryfy dwuskładnikowe. Istnienie samych atrakcyjnych taryf jest obecnie nieosiągalne oraz raczej mało opłacalne dla klientów indywidualnych – musimy mieć magazyny o znacznie większej mocy. Na koniec – same przerwy w dostawach (poza pewnymi rejonami kraju) są cały czas stosunkowo rzadkie (przynajmniej w obszarach gęsto zamieszkałych), więc sam off-grid nie jest tak niezbędny jak gdzie indziej. Wreszcie samo umiejscowienie magazynu w większości klasycznie budowanych domów jest problemem. Potrzebujemy kawałka miejsca (coś w rodzaju schowka) z dobrymi warunkami chłodzenia. Magazyn – przynajmniej ten z którego korzystam pracuje optymalnie w zakresie 16-26 stopni C. Przy cenie instalacji PV+magazyn w zasadzie dwukrotnie zwiększających inwestycję samej fotowoltaiki i problemach ze znalezieniem miejsca w domu – potencjalnych inwestorów na kompleksowe rozwiązanie z „Mój Prąd 4.0” będzie na pewno mniej niż w boomie pierwszych programów ze wsparciem samej fotowoltaiki i bardzo atrakcyjnym (niestety już nieistniejącym) systemem opustów.
Obecnie nie mamy oceny Ministerstwa, ile będzie wymaganych funduszy na dotacje (na razie deklarowane jest nieograniczone wsparcie), ale pewnie będzie to oscylować koło 1-3 MLD zł rocznie – choć mam nadzieje, że powoli inwestorów będzie znacznie więcej. Zastanawia mnie czy przy posiadaniu tak dużych środków na dotacje jak deklaruje Ministerstwo oraz przy tak dużym (deklarowanym) wsparciu OZE nie można byłoby skonstruować programu „Mój Prąd” inaczej i nie rozszerzyć go na wrażliwe społecznie ośrodki jak szkoły i szpitale? Te budynki (np. szkoły) w warunkach polskich posiadają dużo powierzchni dla instalacji paneli, mają zwykle wiele pomieszczeń gospodarczych (dla magazynów, a może i pomp ciepła). Jeśli więc „Mój Prąd” chciał pomóc OZE – to mógłby także dofinansować (a właściwie w pełni pokryć kosztowo) takie instalacje. Można sobie wyobrazić, że za kilka lat 60-70 procent polskich szkół i szpitali właściwie w dużej mierze obniża swoje rachunki za energię (a może i ciepło) do bardzo niskiego poziomu – co natychmiast też eliminuje potrzebę wielkich regulacji jakie mamy w tym roku (zamrażanie cen dla odbiorców wrażliwych i wielkie dotacje – właściwie bez inwestycji). Może więc Ministerstwo powinno upgradować Mój Prąd do wersji 5.0 gdzie:
- – bezpośrednie dotacje do samych paneli PV jest zniesione (nie jest to potrzebne dla zwrotu z inwestycji);
- – następuje maksymalnie szybka poprawa sieci dystrybucyjnych (inwestycje) dla zwiększenia możliwości przyłączenia prosumentów do sieci i minimalizacji konieczności ich odłączania w pewnych stanach działania sieci;
- – utrzymane jest wspomaganie (dotacje) do magazynów energii, ale w praktyce wobec mniejszego zainteresowania osób indywidualnych jest ono rozszerzane odpowiednio dla klastrów i spółdzielni;
- – przygotowany jest wielki program budowy instalacji OZE dla szkół i szpitali (gdzie zapewniana jest stuprocentowa refundacja kosztów), co daję szanse na rozwiązanie przyszłych problemów z ich kosztami energii.
Tak naprawdę cieszymy się z każdej formy zainteresowania większą generacją z OZE, ale zawsze można wykorzystać środki jeszcze lepiej.