Perzyński: Powrót Merkel

12 maja 2020, 07:31 Energetyka

Pandemia koronawirusa pokazała ludziom, że nie ma sytuacji, do których nie dałoby się przyzwyczaić, a do polityków dotarło, że najbardziej zyskają ci, którzy najszybciej zrozumieją panujące warunki i nauczą się w nich funkcjonować. Wie o tym Angela Merkel, która na pandemii koronawirusa ugrała najwięcej w Europie, jeśli nie na świecie – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Charakterystyczny gest Angeli Merkel. Źródło: Wikipedia
Charakterystyczny gest Angeli Merkel. Źródło: Wikipedia

Raz pod wozem…

Do bardzo niedawna niemiecka scena polityczna trzeszczała – notowania rządzącej koalicji CDU-CSU-SPD dołowały, chadecy zrównywali się w sondażach z Zielonymi (którzy nawet byli zdolni ich przegonić), a socjaldemokraci bili się o miejsce na podium z faszyzującą AfD. Odkąd po niemałym kryzysie politycznym po wyborach do Bundestagu w 2017 roku po raz kolejny zawiązana została Wielka Koalicja, komentatorzy za Odrą byli zdania, że to rozwiązanie tymczasowe, bo sojusz dwóch wielkich partii na pewno się rozpadnie i potrzebne będą nowe wybory. Potem przyszły wybory landowe w Hesji w 2018 roku, po których Merkel w związku ze słabym wynikiem chadeków zapowiedziała, że po obecnej kadencji Bundestagu wybiera się na emeryturę, oraz w Turyngii, gdzie kompromitująca współpraca CDU i AfD po przedłużającym się impasie politycznym kosztowała głowę przewodniczącą CDU Annegret Kramp-Karrenbauer. Jeszcze trzy miesiące temu wydawało się, że CDU i SPD utoną, a niemiecką scenę polityczną zdominują Zieloni z jednej strony i Alternatywa dla Niemiec z drugiej.

Przewodnicząca CDU chce zrezygnować ze stanowiska

…raz na wozie

I wtedy przyszła pandemia koronawirusa, która wywróciła nasze życie do góry nogami. Szpitale pękające w szwach, zamrożona gospodarka, a dla większości społeczeństwa niepokój, nuda i klaustrofobia przez siedzenie w domu. Sytuacje kryzysowe to prawdziwe testy dla polityków, które mogą ich pogrążyć, ale kiedy zostaną dobrze rozegrane, mogą pomóc utrzymać władzę. W Stanach Zjednoczonych administracja Donalda Trumpa i sam prezydent są krytykowani za zupełną nieumiejętność radzenia sobie z kryzysem, z kolei aż 60 procent Francuzów jest niezadowolonych z działań Emmanuela Macrona. Tymczasem w Niemczech poparcie dla chrześcijańskich demokratów i kanclerz Merkel wzrosło od marca z 26 do 40 procent. Niemieccy komentatorzy starają się tłumaczyć przyczyny takiego stanu rzeczy – po pierwsze, pomimo zapowiadanego spadku PKB zapowiadane są wielomiliardowe pakiety pomocowe dla przedsiębiorstw. Po drugie, choć CDU bywa krytykowane, że zamiast wizjom rządzenia hołduje metodom, a jego dewizą jest „usankcjonowanie bezcelowości”, to zdołało zrobić rzecz niebywałą – wyczuć obecną linię podziału w społeczeństwie i zagospodarować obie jego strony. Chodzi o podejście do restrykcji związanych z koronawirusem – zwolennicy ich utrzymania mogą solidaryzować się z premierem Bawarii z CSU Markusem Söderem, który stoi na stanowisku, że zdrowie publiczne powinno być absolutnym priorytetem państwa, a premierem Nadrenii-Północnej Westfalii Arminem Laschetem, który podkreśla potrzeby dużego przemysłu.

Trzeci powód

Angela Merkel rządzi Niemcami od 2005 roku, co w świecie polityki nie oznacza jednej epoki, tylko kilka epok. Żeby tego dokonać, nie musiała zawłaszczać mediów publicznych i demontować wymiaru sprawiedliwości – wystarczyło zrobić rzecz prostą intelektualnie, ale szalenie trudną praktycznie: zagospodarowała obietnice wyborcze politycznej konkurencji i je spełniła, odbierając im elektorat. Od liberalnej FDP przejęła postulat potrzeby szybkiego wzrostu gospodarczego. Od Partii Zielonych – temat ochrony środowiska. Od lewicowych SPD i Die Linke „pożyczyła” temat uchodźców, integracji muzułmanów i krytyki pod adresem koncernów motoryzacyjnych po aferze dieslowej. Za jej kadencji zalegalizowano też małżeństwa jednopłciowe – ona sama w tej sprawie głosowała „przeciw”, zdobywając uznanie konserwatywnego elektoratu. Przydomek, który z biegiem lat już przyrósł do niemieckiej kanclerz – „Mutti” (niem. „mamusia”) – jest nieprzypadkowy i chętnie używany zarówno przez jej zwolenników, jak i przeciwników. Ci drudzy używają go ironicznie, podkreślając jej flegmatyzm, który ich zdaniem nie pasuje do sprawowanego przez nią urzędu. Dla tych z pierwszych z kolei „mamusia” jest osobą, która rozwiązuje ich problemy. Właśnie dlatego dzisiaj Merkel nie ma z kim przegrać.

Praktyka

Jednak patrząc na krzywe poparcia partii politycznych w Niemczech widzimy, że notowania innych głównych graczy – SPD, Die Linke, FDP i AfD – utrzymują się na mniej więcej stałym poziomie, a swoisty wystrzał CDU zbiega się w czasie z twardym lądowaniem Zielonych, którzy z poziomu 23 procent w marcu spadli do 16 procent, zrównując się z socjaldemokratami. Właśnie to jest tajemnicą utrzymywania władzy przez 15 lat i odbicia w sondażach tym razem – po co potencjalny wyborca Zielonych miałby głosować na małą, wciąż dość kontrowersyjną partię o ograniczonych zdolnościach koalicyjnych, skoro jego wymagania spełnia ugrupowanie doświadczone w rządzeniu, odpowiedzialne i do bólu pragmatyczne? Rząd Angeli Merkel spełnia część wymagań stawianych przez elektorat Zielonych: odejście od energetyki jądrowej, choć wątpliwe z punktu widzenia polityki klimatycznej, jest aktualne i nie do odwołania, bo tak chce większość elektoratu. Emisje gazów cieplarnianych sukcesywnie spadają – w ubiegłym roku Niemcy wyemitowały około 805 milionów ton CO2, co oznaczało spadek o 6,3 procent w porównaniu z rokiem poprzednim, co jest rekordem od czasów krachu gospodarczego w 2009 roku. W porównaniu z 1990 rokiem, emisje były niższe o 35,7 procent roku. Rok 2020 może to jeszcze przebić przez stagnację gospodarczą wywołaną pandemią koronawirusa – kolejny spełniony postulat Zielonych. Na rok 2038 została wyznaczona data odejścia od węgla – choć do dogrania pozostaje wiele kwestii, to taki konkret uspokaja wyborców i pokazuje kierunek branży.

Podziały

Chrześcijańska Unia Demokratyczna ma bardzo konkretną ofertę polityczno-emocjonalną, która najwyraźniej najbardziej odpowiada Niemcom – po osiągnięciu pułapu 40 procent poparcia, publicyści znów zaczęli nazywać chadeków „partią ludu”. Jednak, jak w samym ludzie, istnieje duże ryzyko, że z mozołem budowany kapitał zostanie szybko roztrwoniony. Na przykład spór między Söderem a Laschetem jest atrakcyjny dla wyborców, dopóki nie doprowadzi do poważniejszych podziałów. Równolegle do niego trwa inny poważny spór, kluczowy dla podkradania elektoratu Zielonym – a konkretnie o niemiecki odpowiednik polskiej ustawy odległościowej, zakazującej stawiania nowych turbin wiatrowych w promieniu jednego kilometra od budynków mieszkalnych, który de facto zablokował rozwój tego źródła energii w Niemczech. Spowodowało to niemały zgrzyt pomiędzy ministrem gospodarki i energii Peterem Altmaierem (CDU) a minister środowiska Svenją Schulze (SPD) – a przecież energetyka odnawialna to oczko w głowie Zielonych. Choć została ona zliberalizowana, to pozostawiła istotny niesmak pomiędzy politykami, dzięki którym Merkel buduje swoje dziedzictwo w matczynej partii. Co się stanie z CDU, kiedy Angela Merkel usunie się w cień, a pandemia koronawirusa w końcu minie? Prawdopodobnie sama Mutti chciałaby to wiedzieć.

Perzyński: Niemcy uderzą w emisje CO2 swoją najpotężniejszą bronią – podatkami