Federalny minister gospodarki Robert Habeck podał do wiadomości publicznej, że Niemcy widzą progres w rozmowach z Unią Europejską o dotacjach budowy nowych elektrowni gazowych w kraju.
Aby bilansować system energetyczny, który jest w Niemczech mocno niestabilny przez wysoki udział OZE w produkcji energii elektrycznej, Niemcy planują budowę 50 nowych elektrowni gazowych, które mają odpowiadać łącznie za 8,8 GW mocy produkcyjnej. Koncerny energetyczne, które miałyby w te instalacje zainwestować, sprzeciwiły się temu ryzyku, zwracając uwagę na fakt, że Niemcy politycznie ogłaszają odejście od gazu w perspektywie następnych dekad, co ich zdaniem naraża takie inwestycje na za duże ryzyko.
Dlatego Habeck zaproponował koncernom wsparcie państwowe, które ma polegać na tym, że państwo będzie dotowało te inwestycje, bez względu na to czy będą dochodowe, czy nie. Tej pierwotnej ofercie sprzeciwiła się Bruksela, zwracając uwagę na sprzeczności z zasadami wolnego rynku. Niemcy zaproponowały Unii w ostatnich tygodniach lekko zmienioną wersje, która polega na tym, ze elektrownie nazywane są teraz elektrowniami wodorowymi, ponieważ w przyszłości będą mogły potencjalnie spalać wodór i działać bezemisyjnie. Zmieniono także inne określenie dotyczące dotacji państwowych. Mowa jest teraz o dopłatach do inwestycji.
– Postępy poczynione w rozmowach z Komisją Europejską to pierwszy ważny krok – nawet jeśli nie oznacza to, że zamierzone środki zostały już zatwierdzone zgodnie z prawem dotyczącym pomocy państwowej – powiedział minister Habeck w rozmowie z Niemiecką Siecią Redakcyjną (RND). – Kolejnym krokiem jest faza konsultacji, która ma się rozpocząć pod koniec lata – dodał.
Strona niemiecka argumentuje w Brukseli, że za pomocą tych elektrowni będzie mogła rozbudować OZE do poziomu 80 procent produkcji prądu do 2030 roku. Jest to karkołomna i nielogiczna argumentacja, ale prawdopodobnie konieczna dla niemieckiej opinii publicznej. W przeszłości argumentowano podobnie określając gaz ziemny technologią pomostową, która miała umożliwić całkowite przejście na OZE. W praktyce wyglądało to tak, że spalanie gazu wzrosło i zastąpiło elektrownie jądrowe oraz częściowo węglowe.
Retoryka ministerstwa gospodarki, ale także części mediów niemieckich polega obecnie na zastąpił słowa “gaz” terminami takimi, jak “bezemisyjna produkcja prądu” lub “energia z wodoru”. Wraz z ogłoszeniem budowy nowych elektrowni gazowych, mówi się także o przetargach na elektrownie wodorowe do 2035 roku. Pisząc w formie owej nowomowy o elektrowniach wodorowych, jasno podawana jest konieczność spalania do czasu gazu w tych instalacjach, bo aktualnie nie ma dostępnego wodoru. W logice, którą prezentuje obecnie Habeck i prezentowało w przeszłości federalne ministerstwo gospodarki i klimatu, produkcja prądu z wodoru będzie w przyszłości tańsza, bo osiągnie efekt skali i z racji na cenę z upływem czasu produkcja prądu z gazu stanie się nie opłacalna. Dotychczas jednak gaz ziemny, który miał być eliminowany rynkowo na korzyść OZE, świetnie sobie z tą konkurencją poradził i stał się przodującym źródłem energii w tym kraju.
Dofinansowanie elektrowni gazowych przez niemieckie państwo szacowane jest na miliardy euro, nie podają konkretnych liczb. Habeck zwrócił na łamach gazety Handelsblatt także uwagę na to, że niemiecka gospodarka potrzebuje dodatkowej stymulacji, co może się udać przy wsparciu państwa w zakresie inwestycji gazowych.
Niemiecki system energetyczny od 2011 roku i zakończenia budowy Nord Stream 1 coraz bardziej opierał się na gazie ziemnym. Jednocześnie Niemcy przyspieszyły wygaszenie wszystkich elektrowni jądrowych w kraju oraz część elektrowni węglowych. Ambitne cele rozbudowy OZE i redukcji emisji CO2 z lat 1990 i 2000 nie zostały spełnione.
RND / Handelsblatt / Aleksandra Fedorska
Szurowska: Czy Europa i Azja Centralna to rozsądny związek w drodze ku niskoemisyjności?