icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Perzyński: Pić colę zero czy rzucić palenie, czyli wstyd latania w Niemczech

Transformacja energetyczna, ochrona środowiska i zmiany klimatu są jednymi z głównych tematów debaty publicznej w Niemczech. Nie ma się zatem co dziwić, że ugrupowanie polityczne, które kładzie na te problemy największy nacisk, cieszy się obecnie rekordowym poparciem. Mowa oczywiście o Zielonych, którzy domagają się odejścia od węgla i atomu oraz rezygnacji z lotów krajowych. Ostatni z powyższych postulatów jest najświeższy i budzi wiele emocji, dlatego warto poświęcić mu nieco więcej uwagi – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Proporcje

Na początku trzeba zaznaczyć, że niemiecki sektor lotniczy jest ogromny – jest tam wiele zakładów produkcyjnych, z czego bodaj najbardziej rozpoznawalnym jest fabryka Airbusa w Hamburgu. Zupełnie inaczej wygląda też frekwencja na lotniskach – trzy największe lotniska: Frankfurt, Monachium i Düsseldorf obsłużyły w zeszłym roku odpowiednio 69,5 mln, 46,3 mln i 24,3 mln pasażerów; dla porównania największe w Polsce lotnisko Chopina w Warszawie obsłużyło 17,8 mln osób, krakowskie Balice – 6,8 milionów, na trzecim miejscu uplasowało się lotnisko im. Lecha Wałęsy w Gdańsku z niemal 5 mln pasażerów. Nawet zachowując proporcje w zaludnieniu czy wielkości PKB, widać, że lotnictwo w Niemczech jest jedną z kluczowych gałęzi gospodarki.

Pociąg zamiast samolotu?

Pytanie tylko, czy podobnie jak w przypadku branży motoryzacyjnej po aferze dieselgate, powód do dumy nie będzie wkrótce powodem do wstydu. Niemieccy Zieloni zgłosili postulat likwidacji lotów krajowych do 2035 roku, uzasadniając to troską o środowisko. W zamian chcą polepszyć jakość krajowych połączeń kolejowych – w tym celu narodowy przewoźnik Deutsche Bahn miałby otrzymywać 3 mld euro rocznie na inwestycje w infrastrukturę kolejową i zwiększanie liczby połączeń. W efekcie podróż między Berlinem a oddalonym o niemal 600 kilometrów Monachium miałaby zostać skrócona do czterech godzin. Aby wesprzeć kolej kosztem lotnictwa, Zieloni proponują także obniżenie podatku VAT na bilety kolejowe z 19 do 7 procent, nakładając jednocześnie specjalny podatek na paliwo lotnicze. – Nie może tak być, że samolot, jako środek transportu najbardziej szkodliwy dla klimatu, jest subwencjonowany wielomiliardowymi sumami, a najbardziej przyjazna dla środowiska kolej jest chronicznie niedofinansowana – powiedziała Daniela Wagner, poseł do Bundestagu z ramienia Zielonych cytowana przez Süddeutsche Zeitung.

Niemieccy Zieloni: Do 2035 roku loty krajowe mają stać się zbędne

„Loty krótkodystansowe – tylko dla owadów”

W tym miejscu zaczynają się schody – chociaż dla środowiska niezaprzeczalnie byłoby lepiej, gdybyśmy przesiedli się z samolotów do pociągów (najlepiej zasilanych niskoemisyjnymi źródłami), to zupełnie inną kwestią jest gotowość ludzi do porzucenia swojej wygody czy przyzwyczajeń w imię redukcji emisji gazów cieplarnianych. Z sondażu przeprowadzonego na zlecenie tygodnika Der Spiegel wynika, że powyższy postulat Zielonych nie spotyka się ze zrozumieniem znacznej większości Niemców – aż 71 procent z nich nie chciałoby zrezygnować z samolotu na rzecz pociągu. Przeciwnego zdania są uczestnicy młodzieżowych manifestacji Fridays For Future, dla których rezygnacja z lotów jest jednym z głównych postulatów, promowanych obiektywnie zabawnymi hasłami, na przykład: „Loty krótkodystansowe – tylko dla owadów”.

Latanie – czy jest się czego wstydzić?

Młodzieżowym inicjatywom w szczytnych celach nie można zarzucić braku szczerości, pasji i zaangażowania, a ich stanowczość i bezkompromisowość przysparza niektórym sporych bólów głowy. W zeszłym tygodniu na łamach BiznesAlert.pl opisywałem przypadek Raoula Hille, dyrektora lotniska w Hanowerze (6,3 mln pasażerów w 2018 roku), który stracił cierpliwość do protestujących i postanowił publicznie wylać swoje żale: – Szczerze mówiąc, kiedy słyszę o „wstydzie latania”, skacze mi ciśnienie. Nikt nie musi lubić latania i można dyskutować o wszystkim, ale w świetle obiektywnych faktów. Internet ma większy ślad węglowy niż lotnictwo, ale nie słyszę od dzieci z Fridays For Future hasła „porzućcie Netflixa” – mówił wściekły Hille.

Dyrektor niemieckiego lotniska do strajkującej młodzieży: porzućcie Netflixa

Pogodzić ogień z wodą

Domorośli eksperci od poszukiwania prawdy twierdzą, że najczęściej leży ona pośrodku, i choć to zazwyczaj pusty frazes, to w tym przypadku ma on zastosowanie – rację mają młodzi twierdząc, że emisje CO2 powinny wyłącznie spadać, nawet kosztem naszej wygody. Rację ma też rwący włosy z głowy dyrektor dolnosaksońskiego portu lotniczego, który mówi, że z lotnictwa nie da się zrezygnować i to wcale nie samoloty są czarnym charakterem w walce ze zmianami klimatu. W tej sprawie da się znaleźć kompromis pomiędzy dwoma, wydawałoby się sprzecznymi punktami widzenia. Niemieckie Stowarzyszenie Lotnictwa (BDL) wyszło tu z konstruktywną inicjatywą. Pod presją młodzieżowych strajków klimatycznych zaproponowało kilka zmian, które miałyby pomóc najpierw obniżyć, a docelowo całkowicie wyeliminować emisje gazów cieplarnianych w lotnictwie. Mimo że plan nie posiada konkretnego czasowego harmonogramu, zawiera on garść ciekawych pomysłów. Na początek stowarzyszenie proponuje inwestycje w bardziej energooszczędne samoloty i udział w projektach pilotażowych w zakresie produkcji bardziej przyjaznych dla środowiska paliw jako alternatywy dla nafty lotniczej. Ponadto wpływy budżetowe z podatku od ruchu lotniczego miałyby być przeznaczane na wprowadzanie do obrotu paliw odnawialnych. BDL zadeklarowało również, że będzie zachęcało pasażerów do zrekompensowania emisji podczas rezerwacji lotów.

Pić colę zero czy rzucić palenie?

Jednak clue całego sporu jest to, jak skutecznie obniżyć emisje CO2, by – mówiąc oględnie – uratować Ziemię przed niechybną zagładą. Choć być może nie artykułują tego w ten sposób, to tutaj znowu rację mają młodzi nawołujący do opanowania naszych konsumpcyjnych zapędów, co i tak wszystkim wyszłoby na dobre. Spójrzmy jednak na liczby, jak zaleca rozsierdzony dyrektor Hille: w Niemczech tylko 0,3 procent emisji CO2 było spowodowane lotami krajowymi, a ruch lotniczy na całym świecie odpowiada za 2–3 procent emisji. Dlatego też ograniczenie emisji z lotnictwa miałoby sens przy jednoczesnej redukcji emisji z transportu (na przykład odchodząc od silników dieslowych na rzecz hybryd i elektryków, w transporcie ciężarowym paliwem przyszłości jest też niskoemisyjne LNG), czy energetyki. Tymczasem Niemcy zadeklarowały, że do 2022 roku zamkną ostatni blok atomowy, a do 2038 roku – węglowy. Ta niekonsekwencja może się odbić na skuteczności walki największego emitenta w Europie ze zmianami klimatu. Można porównać to do dylematu osoby, która chciałaby zacząć żyć zdrowo i zastanawia się co zrobić najpierw: przerzucić się z pełnej zabójczego cukru zwykłej coca-coli na colę zero, czy rzucić palenie. Naturalnie, najbardziej rozsądne byłoby rzucenie obu nawyków, albo przynajmniej tego drugiego. Jednak picie mniej słodkiego napoju bez rzucenia palenia mijałoby się z celem.

Transformacja energetyczna, ochrona środowiska i zmiany klimatu są jednymi z głównych tematów debaty publicznej w Niemczech. Nie ma się zatem co dziwić, że ugrupowanie polityczne, które kładzie na te problemy największy nacisk, cieszy się obecnie rekordowym poparciem. Mowa oczywiście o Zielonych, którzy domagają się odejścia od węgla i atomu oraz rezygnacji z lotów krajowych. Ostatni z powyższych postulatów jest najświeższy i budzi wiele emocji, dlatego warto poświęcić mu nieco więcej uwagi – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Proporcje

Na początku trzeba zaznaczyć, że niemiecki sektor lotniczy jest ogromny – jest tam wiele zakładów produkcyjnych, z czego bodaj najbardziej rozpoznawalnym jest fabryka Airbusa w Hamburgu. Zupełnie inaczej wygląda też frekwencja na lotniskach – trzy największe lotniska: Frankfurt, Monachium i Düsseldorf obsłużyły w zeszłym roku odpowiednio 69,5 mln, 46,3 mln i 24,3 mln pasażerów; dla porównania największe w Polsce lotnisko Chopina w Warszawie obsłużyło 17,8 mln osób, krakowskie Balice – 6,8 milionów, na trzecim miejscu uplasowało się lotnisko im. Lecha Wałęsy w Gdańsku z niemal 5 mln pasażerów. Nawet zachowując proporcje w zaludnieniu czy wielkości PKB, widać, że lotnictwo w Niemczech jest jedną z kluczowych gałęzi gospodarki.

Pociąg zamiast samolotu?

Pytanie tylko, czy podobnie jak w przypadku branży motoryzacyjnej po aferze dieselgate, powód do dumy nie będzie wkrótce powodem do wstydu. Niemieccy Zieloni zgłosili postulat likwidacji lotów krajowych do 2035 roku, uzasadniając to troską o środowisko. W zamian chcą polepszyć jakość krajowych połączeń kolejowych – w tym celu narodowy przewoźnik Deutsche Bahn miałby otrzymywać 3 mld euro rocznie na inwestycje w infrastrukturę kolejową i zwiększanie liczby połączeń. W efekcie podróż między Berlinem a oddalonym o niemal 600 kilometrów Monachium miałaby zostać skrócona do czterech godzin. Aby wesprzeć kolej kosztem lotnictwa, Zieloni proponują także obniżenie podatku VAT na bilety kolejowe z 19 do 7 procent, nakładając jednocześnie specjalny podatek na paliwo lotnicze. – Nie może tak być, że samolot, jako środek transportu najbardziej szkodliwy dla klimatu, jest subwencjonowany wielomiliardowymi sumami, a najbardziej przyjazna dla środowiska kolej jest chronicznie niedofinansowana – powiedziała Daniela Wagner, poseł do Bundestagu z ramienia Zielonych cytowana przez Süddeutsche Zeitung.

Niemieccy Zieloni: Do 2035 roku loty krajowe mają stać się zbędne

„Loty krótkodystansowe – tylko dla owadów”

W tym miejscu zaczynają się schody – chociaż dla środowiska niezaprzeczalnie byłoby lepiej, gdybyśmy przesiedli się z samolotów do pociągów (najlepiej zasilanych niskoemisyjnymi źródłami), to zupełnie inną kwestią jest gotowość ludzi do porzucenia swojej wygody czy przyzwyczajeń w imię redukcji emisji gazów cieplarnianych. Z sondażu przeprowadzonego na zlecenie tygodnika Der Spiegel wynika, że powyższy postulat Zielonych nie spotyka się ze zrozumieniem znacznej większości Niemców – aż 71 procent z nich nie chciałoby zrezygnować z samolotu na rzecz pociągu. Przeciwnego zdania są uczestnicy młodzieżowych manifestacji Fridays For Future, dla których rezygnacja z lotów jest jednym z głównych postulatów, promowanych obiektywnie zabawnymi hasłami, na przykład: „Loty krótkodystansowe – tylko dla owadów”.

Latanie – czy jest się czego wstydzić?

Młodzieżowym inicjatywom w szczytnych celach nie można zarzucić braku szczerości, pasji i zaangażowania, a ich stanowczość i bezkompromisowość przysparza niektórym sporych bólów głowy. W zeszłym tygodniu na łamach BiznesAlert.pl opisywałem przypadek Raoula Hille, dyrektora lotniska w Hanowerze (6,3 mln pasażerów w 2018 roku), który stracił cierpliwość do protestujących i postanowił publicznie wylać swoje żale: – Szczerze mówiąc, kiedy słyszę o „wstydzie latania”, skacze mi ciśnienie. Nikt nie musi lubić latania i można dyskutować o wszystkim, ale w świetle obiektywnych faktów. Internet ma większy ślad węglowy niż lotnictwo, ale nie słyszę od dzieci z Fridays For Future hasła „porzućcie Netflixa” – mówił wściekły Hille.

Dyrektor niemieckiego lotniska do strajkującej młodzieży: porzućcie Netflixa

Pogodzić ogień z wodą

Domorośli eksperci od poszukiwania prawdy twierdzą, że najczęściej leży ona pośrodku, i choć to zazwyczaj pusty frazes, to w tym przypadku ma on zastosowanie – rację mają młodzi twierdząc, że emisje CO2 powinny wyłącznie spadać, nawet kosztem naszej wygody. Rację ma też rwący włosy z głowy dyrektor dolnosaksońskiego portu lotniczego, który mówi, że z lotnictwa nie da się zrezygnować i to wcale nie samoloty są czarnym charakterem w walce ze zmianami klimatu. W tej sprawie da się znaleźć kompromis pomiędzy dwoma, wydawałoby się sprzecznymi punktami widzenia. Niemieckie Stowarzyszenie Lotnictwa (BDL) wyszło tu z konstruktywną inicjatywą. Pod presją młodzieżowych strajków klimatycznych zaproponowało kilka zmian, które miałyby pomóc najpierw obniżyć, a docelowo całkowicie wyeliminować emisje gazów cieplarnianych w lotnictwie. Mimo że plan nie posiada konkretnego czasowego harmonogramu, zawiera on garść ciekawych pomysłów. Na początek stowarzyszenie proponuje inwestycje w bardziej energooszczędne samoloty i udział w projektach pilotażowych w zakresie produkcji bardziej przyjaznych dla środowiska paliw jako alternatywy dla nafty lotniczej. Ponadto wpływy budżetowe z podatku od ruchu lotniczego miałyby być przeznaczane na wprowadzanie do obrotu paliw odnawialnych. BDL zadeklarowało również, że będzie zachęcało pasażerów do zrekompensowania emisji podczas rezerwacji lotów.

Pić colę zero czy rzucić palenie?

Jednak clue całego sporu jest to, jak skutecznie obniżyć emisje CO2, by – mówiąc oględnie – uratować Ziemię przed niechybną zagładą. Choć być może nie artykułują tego w ten sposób, to tutaj znowu rację mają młodzi nawołujący do opanowania naszych konsumpcyjnych zapędów, co i tak wszystkim wyszłoby na dobre. Spójrzmy jednak na liczby, jak zaleca rozsierdzony dyrektor Hille: w Niemczech tylko 0,3 procent emisji CO2 było spowodowane lotami krajowymi, a ruch lotniczy na całym świecie odpowiada za 2–3 procent emisji. Dlatego też ograniczenie emisji z lotnictwa miałoby sens przy jednoczesnej redukcji emisji z transportu (na przykład odchodząc od silników dieslowych na rzecz hybryd i elektryków, w transporcie ciężarowym paliwem przyszłości jest też niskoemisyjne LNG), czy energetyki. Tymczasem Niemcy zadeklarowały, że do 2022 roku zamkną ostatni blok atomowy, a do 2038 roku – węglowy. Ta niekonsekwencja może się odbić na skuteczności walki największego emitenta w Europie ze zmianami klimatu. Można porównać to do dylematu osoby, która chciałaby zacząć żyć zdrowo i zastanawia się co zrobić najpierw: przerzucić się z pełnej zabójczego cukru zwykłej coca-coli na colę zero, czy rzucić palenie. Naturalnie, najbardziej rozsądne byłoby rzucenie obu nawyków, albo przynajmniej tego drugiego. Jednak picie mniej słodkiego napoju bez rzucenia palenia mijałoby się z celem.

Najnowsze artykuły