Budowa gazociągu Nord Stream 2 wciąż się nie rozpoczęła. Dokończenie go w tym roku staje się coraz mniej realne. W związku z tym termin operacyjnego rozpoczęcia wykorzystywania projektu w pierwszym kwartale 2021 roku, o którym jeszcze na początku 2020 roku mówił Władimir Putin, pozostaje niepewny. W międzyczasie próba zabójstwa Aleksieja Nawalnego jeszcze bardziej popsuła polityczny klimat wokół tego kontrowersyjnego projektu. Czy jest to gra, która pozwoli uniknąć sankcji amerykańskich? – pisze Mariusz Marszałkowski, dziennikarz BiznesAlert.pl.
Dwa lata budowy
Piątego września 2018 roku rozpoczęła się pełnomorska budowa gazociągu Nord Stream 2. Wtedy statek kompanii Allseas, MV Solitaire rozpoczął układanie pierwszych rur na dnie Zatoki Fińskiej. Prawie równo dwa lata temu nikt nie zakładał, że dokończenie gazociągu będzie stało przed tak wielkimi wyzwaniami.
Budowa dwóch, 1230 km nitek gazociągu miała potrwać maksymalnie 14 miesięcy. Do jej układania zostały zaangażowane najbardziej doświadczone firmy z branży konstrukcji offshore. Budowę realizowały największe na świecie jednostki morskie, trudniące się układaniem na dnie mórz i oceanów rur służących przesyłowi ropy i gazu. Decyzja o rozpoczęciu budowy została podjęta pomimo braku zgód środowiskowych ze strony Duńczyków. Rosjanie sądzili, że ta zgoda nastąpi prędzej czy później i nie wpłynie na ostateczny harmonogram projektu.
Rzeczywistość okazała się jednak bolesna dla Gazpromu. Duńczycy miesiącami administracyjnie przedłużali wydanie pozytywnej decyzji. Ostatecznie udzielili pozwolenia dopiero pod koniec października 2019 roku. Dwa miesiące później sankcje amerykańskie wobec firm biorących udział w udostępnianiu statków budujących ten projekt weszły w życie, co doprowadziło do zejścia z budowy głównego wykonawcy – Allseas. Od tego czasu prace zostały wstrzymane.
Jak dokończyć budowę?
Gazprom chce dokończyć budowę i wykorzystać do tego rosyjskie statki układaniowe, czyli Akademika Czerskiego oraz barki Fortuna. W lipcu pojawiła się jednak niespotykana wcześniej presja amerykańska. Najpierw wprowadzenie do Kongresu projektu ustawy PEESA 2020 (Protecting European Energy Security Act), rozszerzającej sankcje wobec wszystkich czynności towarzyszących budowie (w tym badania morskie, ubezpieczenia, certyfikacja gazociągu po jego zbudowaniu, pomoc logistyczna udzielana przez porty etc.), a potem zmiana wytycznych Departamentu Stanu dotyczących zastosowania ustawy CAATSA z 2017 roku (Countering American’s Adversaries Through Sanctions Act), która pozwala objąć sankcjami firmy zaangażowane w finansowanie projektu w formie retroaktywnej, tj. przed wejściem w życie ustawy.
Marszałkowski: Czy Amerykanie uderzą sankcjami atomowymi w Nord Stream 2?
Aktywizacja USA doprowadziła do sytuacji, w której wszystkie podmioty zaangażowane w budowę projektu mogą zostać objęte dotkliwymi sankcjami. Wszystko to znacznie utrudniło zamysł samodzielnego dokończenia budowy gazociągu przez Rosjan. Pojawiły się problemy z dzierżawą jednostek zaopatrzeniowych, realizowaniem badań dna morskiego, ubezpieczenia, zapewnienia usług czarterowych itp.
Rosja chciała sprostać zadaniu, dlatego wysyłała statki z każdego zakątka kraju. Od Murmańska, przez Noworosyjsk aż do Władywostoku i Nachodki. Rosjanie pospiesznie zmieniali przynależność właścicielską tych jednostek, aby formalnie uniemożliwić objęcie sankcjami głównego inwestora, czyli rosyjskiego Gazpromu.
Ostatecznie pojawiły się dodatkowe problemy z technicznymi możliwościami dokończenia budowy przy wykorzystaniu m.in Akademika Czerskiego. Statek ten jest wyposażony w system Dynamicznego Pozycjonowania. Zgoda niemiecka wymagała jednak, aby budowa w niemieckiej strefie budowy prowadzona była przy wykorzystaniu statków kotwicznie pozycjonowanych. Wynika to z faktu, że głębokość układania gazociągu w ostatnich około 12 km strefy niemieckiej nie przekracza 25 metrów. Wykorzystanie statków DP mogłoby spowodować podnoszenie zawiesiny z dna morza oraz jego fizyczną degradację. Warto podkreślić, że statek Audacia, który budował gazociąg w strefie WSE Niemiec w 2018 roku pomimo posiadania systemu DP, musiał zostać przystosowany do wykorzystywania kotwic podczas pracy. Jednostka znajdowała się pół roku w stoczni w Rotterdamie, gdzie została wyposażona w specjalistyczne elementy, takie jak wyciągarki czy kotwice.
Według informacji, do których dotarła Agata Skrzypczyk, korespondentka BiznesAlert.pl, na Akademiku Czerskim trwa montaż niezbędnego wyposażenia do przekształcenia statku w jednostkę kotwiczoną. Cały proces instalacji ma potrwać około czterech tygodni. Następnie testowanie i certyfikowanie zainstalowanego wyposażenia ma zająć dwa tygodnie. Dopiero po tym czasie statek będzie mógł zostać skierowany do właściwej budowy gazociągu na dnie Morza Bałtyckiego. Oczywiście wysłanie jednostek kotwiczonych na otwarty Bałtyk w sezonie sztormowym będzie równoznaczne z tym, że tempo budowy zostanie znacznie zmniejszone.
Reakcja niemiecka
W ostatnim czasie nastrój wokół inwestycji uległ kolejnemu pogorszeniu. Wszystko za sprawą próby zabójstwa najbardziej znanego rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Polityk ten od dwóch tygodni znajduje się na leczeniu w berlińskiej klinice Charite.
Jego otrucie doprowadziło do ożywionej dyskusji na temat dalszego poparcia projektu Nord Stream 2. Pojawiły się głosy o wprowadzeniu „dwuletniego moratorium” na budowę gazociągu lub całkowitego wycofania wsparcia politycznego. Zastanawiający jest fakt, że dotychczas po takich wydarzeniach jak aneksja Krymu, wojna na wschodzie Ukrainy, ingerencja w wybory m.in w Niemczech, referendum w Szkocji czy Katalonii, aż w końcu próba zabójstwa jak w przypadku Siergieja Skripala z 2018 roku, nikt w Berlinie nie wydawał tak surowych osądów wobec Nord Stream 2. Za każdym razem słyszeliśmy tłumaczenia, że projekt jest inwestycją o charakterze ekonomicznym, a więc polityczne elementy nie powinny wpływać na jego realizację. Co się teraz zmieniło? Prawdopodobnie głównym powodem takich głosów nie jest próba zabójstwa Nawalnego, a ryzyko wprowadzenia kolejnych sankcji amerykańskich. Restrykcji, które w głównym stopniu uderzyłby w koncerny zachodnioeuropejskie.
Warto pamiętać, że na projekcie wartym 11 mld euro (jeżeli nie więcej) najwięcej zarobiły firmy z Zachodniej Europy. W dostarczaniu rur, sprężarek, czy transporcie, a także zapewnianiu usług certyfikacyjnych, badań i czarteru statków oraz innego wyposażenia w głównej mierze zarabiały koncerny z Niemiec, Holandii, Danii, Norwegii, Francji itp. Według ministra spraw zagranicznych RFN Heiko Massa, w budowę projektu zaangażowanych jest ponad 100 firm z 12 państw europejskich. Połowa z tych firm ma rodowód niemiecki. To oznacza ogromny lobbing i naciski ze strony niemieckiego biznesu na dokończenie projektu. Z drugeij strony coraz mocniej pojawia się widmo amerykańskich sankcji na firmy realizujące i pomagające w budowie Nord Stream 2. Możliwe więc, że Berlin czeka na wynik listopadowych wyborów prezydenckich w USA i ogłoszenie gospodarza Białego Domu.
Z jednej strony Donald Trump jako polityk nie jest kimś, kogo można nazwać potocznie „rusofobem”. Wielokrotnie pokazywał, że jego podejście do Rosji jest dalekie od takiego, którego oczekiwaliby politycy w Polsce, na Litwie czy Ukrainie. Pierwszy pakiet sankcji w ramach PEESA, został przez niego podpisany dosłownie w ostatnim możliwym momencie i to tylko dlatego, że jej zapisy znalazły się w ustawie budżetu obronnego Pentagonu. Dokument został „wzbogacony” wieloma różnymi aktami, których prezydent Stanów Zjednoczonych nie chciał wcześniej podpisać. Jednym z nich była wymieniona ustawa przewidująca sankcje za udział w budowie Nord Stream 2. Obecnie sytuacja wydaje się podobna. Berlin może liczyć na to, że nowy gospodarz Białego Domu nie zdecyduje się uderzyć sankcjami w firmy niemieckie. Temu może służyć proponowane dwuletnie moratorium.
Możliwe też, że cała ta dyskusja jest jedynie chwilowa i ma za zadanie przeczekać ten niewygodny moment dla Niemców. Niespełna trzy tygodnie temu Heiko Mass odbywał wizytę w Moskwie, gdzie głównym tematem rozmów z Siergiejem Ławrowem było przełamanie impasu związanego z Nord Stream 2. Trudno sobie wyobrazić, że konsekwentna polityka niemiecka, zwłaszcza zagraniczna, zmieniła nastawienie do tego projektu kilkanaście dni później w wyniku próby zabicia opozycyjnego polityka w Rosji.
Warto pamiętać, że inny czołowy polityk opozycyjny z Rosji, Borys Niemcow został zastrzelony pod koniec lutego 2015 roku, a już w czerwcu firmy niemieckie, brytyjsko-holenderskie, francuskie i austriackie podpisały umowy z Gazpromem o stworzeniu konsorcjum budowy Nord Stream 2. Nikt wtedy nie protestował. Tak jak nie protestował po zajęciu Krymu, ingerencji w wybory i referenda w Europie, czy po zabójstwach dokonywanych przez rosyjskie służby specjalne na terenie Unii Europejskiej.
Kolejnym przykładem wyciszenia niewygodnego tematu przez niemieckie korporacje i rząd było dostarczenie dwóch turbin Siemensa do budowanych elektrowni gazowych na Krymie w 2017 roku. Po wyjściu na jaw przenosin przez Rosjan turbin z półwyspu Tamańskiego na Krym, Siemens ostentacyjnie zerwał współpracę z firmami rosyjskimi i skierował sprawę do sądu. Waśnie nie trwały jednak długo, gdyż już w 2020 roku Siemens podpisał nowe kontrakty dostaw niemal identycznego sprzętu do elektrowni budowanej w Kazaniu.
Przykłady te pokazują, że im głośniejsza jest reakcja Niemców, tym częściej pojawiają się bardziej niejasne rozwiązania. Biznes niemiecki zawsze słynął z otwartości na Rosję, bez względu na to, jaka by ona nie była. Rząd w Niemczech jest w trudnym położeniu względem partnerów, zwłaszcza z Europy Środkowo-Wschodniej. Naraża się przy tym na liczne oskarżenia o brak solidarności. Jedni takie podejście nazwą dbaniem o narodowe interesy, inni skrajnym przykładem egoizmu i hipokryzji. Czas pokaże jak jest w tym przypadku.
Marszałkowski: Budowa Nord Stream 2 może ruszyć w każdej chwili