icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Fedorska: Nadbałtycka budowlana samowolka u stóp turbin wiatrowych

Gdy ponad dwie dekady temu powstawały wiatraki, miejscowym dużo obiecywano. Dla wszystkich miał być tani prąd, a do Cisowa i okolic miały popłynąć duże pieniądze. Z obietnic nie zostało nic, poza wiatrakami wznoszącymi się kilkaset metrów od zabytkowego kościoła – pisze Aleksandra Fedorska, redaktor BiznesAlert.pl.

W nadbałtyckim Cisowie, położonym niedaleko Darłowa, w 1999 roku zbudowano jedną z pierwszych farm wiatrowych. W tym okresie nie było jeszcze pełnej regulacji prawnej dotyczącej takich instalacji. Jedna z tych turbin stoi niecałe pięć metrów od głównej drogi, która przebiega przez Cisowo. Właścicielem akurat tego feralnego wiatraka jest Spółka Enerco, której prezesem jest Tomasz Podgajniak.

Drugi etap budowy farmy wiatrowej zaczął się w 2001 roku, gdy niedaleko Cisowej postawiono 10 turbin wiatrowych o łącznej mocy bliskiej 20 MW. Właścicielem tych nowszych turbin jest warszawska spółka Energia Eco. Tomasz Podgajniak wypowiadał się w kontakcie z Biznesalert także w imieniu Energia Eco.

– Instalacje te powstały jeszcze w ubiegłym wieku na podstawie prawomocnego pozwolenia na budowę z 1998 r. Enerco weszła w ich posiadanie w 2007 roku, kupując obiekt od pierwotnego właściciela. Podobnie jak w przypadku Energia Eco, Enerco nie ma żadnego wpływu na sposób wykorzystywania sąsiednich nieruchomości, których nie jest właścicielem – odpowiada Tomasz Podgajniak na pytania BiznesAlert.pl.

– Problemy z nielegalną zabudową bezpośrednio pod wiatrakami zaczęły się już w połowie lat 2000 – mówi wójt Darłowa, Radosław Głażewski.

Gdy powstawały te projekty wiatrowe, wójtem gminy był jeszcze jego poprzednik, Franciszek Kupracz (1950 – 2017). Kupracz zabłysnął w 2011 roku deklaracją, że na terenie jego gminy powstanie elektrownia atomowa. Po czym lokalny polityk musiał rychło cofać swoje wypowiedzi.

Wiatraki firm Energia Eco i Enerco w Cisowie są położone na malowniczym wzgórzu z widokiem na morze. Od lat pod Cisowskimi wiatrakami na oczach firm energetycznych trwa dzika zabudowa – proceder niegodny cywilizowanego kraju. Grunt położony pod tymi wiatrakami jest gruntem rolnym. Plan zagospodarowania z 2005 roku nie kwalifikuje tego terenu pod budowę budynków mieszkalnych.

– Informuję, że w latach 2005 część właścicieli działek wybudowało lub postawiło obiekty na podstawie wydanych decyzji lokalizacyjnych przez Gminę Darłowo. Część z tych właścicieli posiada zgłoszenia i pozwolenia na budowę uzyskane od Starostwa Powiatowego w Sławnie – odpowiada na pytania powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Sławnie, Joanna Jabłońska, która jest z urzędu odpowiedzialna za przestrzeganie prawa budowlanego.

Jednak miejscowi biznesmeni spod ciemnej gwiazdy ogłaszają się na portalach internetowych, takich jak OLX, oraz ustawiają szyldy, oferując “działki nad morzem”. W ten sposób nazywają budowlaną samowolkę bezpośrednio pod wiatrakami. Zauroczeni morzem i często nieobeznani w kwestiach prawnych wczasowicze wpadają szybko w szpony nadbałtyckich krętaczy. Klientom sugeruje się, że za sumę około 30 000 zł będą mogli korzystać z działek nad morzem, na takich samych zasadach jak właściciel działki budowlanej. Takie sugestie podtrzymują także miejscowi notariusze, którzy niewystarczająco jasno informują klientów o ryzyku związanym z tą formą inwestycji. Nie poruszana jest przez nikogo sprawa ustawy odległościowej, która całkowicie zabrania powstawania budynków mieszkalnych w odległości do 10H od turbin wiatrowych. Dla osób, które dysponują takimi działkami rolnymi pod wiatrakami i dzielą je na maleńkie parcele, sprzedając udziały głównie przyjezdnym, przebitka jest szalona, bo tereny położone pod turbinami są bardzo tanie. Nie należy się więc dziwić, że biznes ten przyciąga ludzi związanych z szarą strefą.

– Organ prowadzi postępowania w stosunku do części właścicieli nielegalnie postawionych-wybudowanych obiektów. Były wydawane decyzje o nakazie rozbiórki, były legalizacje oraz były zakończenia budów w oparciu o wydane pozwolenia na budowę – opisuje obecny status prawny Inspektor Joanna Jabłońska.

Marzenia o malowniczych zachodach słońca i urlopowej atmosferze zmieniają się w rzeczywistość daleką od złudzeń, którymi karmieni się kupujących. Działki wcale nie są działkami i nie są własnością, nawet po podpisaniu aktu notarialnego. Klient kupuje zaledwie możliwość korzystania z takiego terenu w ramach wspólnoty właścicieli tej działki rolniczej. – Takie działki są wtedy podzielone na 20 małych parcelek – tłumaczy Radosław Głażewski. Na pierwszym etapie miejscowy dostawca prądu, Energa Koszalin, nawet dostarczał tym siedliskom prąd, mimo że gmina kwestionowała prawne podstawy tych dostaw. Wójt interweniował w tej sprawie w Urzędzie Regulacji Energetyki (URE) i dopiero gdy URE jednoznacznie zwrócił uwagę na fakt nielegalnych siedlisk, Energa przestała podłączać prąd do nowo powstających drewnianych bud i przyczep holenderskich. Energa Koszalin nie odpowiedziała na pytania BiznesAlert.pl w tej sprawie.

Kwestia prądu, wody, kanalizacji i wywozu śmieci to główne punkty zapalne dla mieszkańców nielegalnych osiedli wczasowych i miejscowej społeczności. Setki, a w sezonie nawet tysiące ludzi na tych gruntach to poważny problem prawny i środowiskowy. Brak kanalizacji powoduje, że powstają drewniane wychodki lub prowizoryczne szamba. Prąd, jeśli nie może być podłączony, jest produkowany agregatami lub podciągany kablem od sąsiada lub nawet kradziony z pobliskich skrzynek rozdzielczych (zdjęcie poniżej). Nie należy się dziwić, że przy każdym gąszczu szyldów z ofertami tzn. “działek nad morzem” nie brakuje reklamujących się firm, które wiercą studnie. Woda to kolejne wyzwanie dla naiwnych wielbicieli nadmorskich widoków pod wiatrakami. Jakość tej wody wydaje się, biorąc pod uwagę brak kanalizacji, bardzo wątpliwa.

Kradzież prądu. Fot. Aleksandra Fedorska
Kradzież prądu. Fot. Aleksandra Fedorska

Dlaczego więc nadal kwitnie interes pod turbinami w Cisowie? Po pierwsze, miejscowa szajka znajduje nadal klientów. – Każdy chce wypocząć na dłużej nad morzem, ja też bym chciała – mówi pani spotkana przez BiznesAlert.pl w najbliższym sklepie spożywczym. Miejscowym przeszkadzają oczywiście ścieki i duże ilości śmieci, które gmina jest zmuszona usuwać, ale niektórzy nawet się cieszą, bo przez te dzikie dżungle jest znacznie więcej konsumentów w wioskach położonych w pobliżu plaży.

To oznacza więcej możliwości zarobienia, co jest istotne, gdyż te wsie są biedne, a ich mieszkańcy często nie mają regularnych dochodów. Gdy ponad dwie dekady temu powstawały wiatraki, miejscowym dużo obiecywano. Dla wszystkich miał być tani prąd, a do Cisowa i okolic miały popłynąć duże pieniądze. Z obietnic nie zostało nic, poza wiatrakami wznoszącymi się kilkaset metrów od zabytkowego kościoła.

PGE kupuje lądowe farmy wiatrowe i chce mieć ich więcej po liberalizacji ustawy odległościowej

Gdy ponad dwie dekady temu powstawały wiatraki, miejscowym dużo obiecywano. Dla wszystkich miał być tani prąd, a do Cisowa i okolic miały popłynąć duże pieniądze. Z obietnic nie zostało nic, poza wiatrakami wznoszącymi się kilkaset metrów od zabytkowego kościoła – pisze Aleksandra Fedorska, redaktor BiznesAlert.pl.

W nadbałtyckim Cisowie, położonym niedaleko Darłowa, w 1999 roku zbudowano jedną z pierwszych farm wiatrowych. W tym okresie nie było jeszcze pełnej regulacji prawnej dotyczącej takich instalacji. Jedna z tych turbin stoi niecałe pięć metrów od głównej drogi, która przebiega przez Cisowo. Właścicielem akurat tego feralnego wiatraka jest Spółka Enerco, której prezesem jest Tomasz Podgajniak.

Drugi etap budowy farmy wiatrowej zaczął się w 2001 roku, gdy niedaleko Cisowej postawiono 10 turbin wiatrowych o łącznej mocy bliskiej 20 MW. Właścicielem tych nowszych turbin jest warszawska spółka Energia Eco. Tomasz Podgajniak wypowiadał się w kontakcie z Biznesalert także w imieniu Energia Eco.

– Instalacje te powstały jeszcze w ubiegłym wieku na podstawie prawomocnego pozwolenia na budowę z 1998 r. Enerco weszła w ich posiadanie w 2007 roku, kupując obiekt od pierwotnego właściciela. Podobnie jak w przypadku Energia Eco, Enerco nie ma żadnego wpływu na sposób wykorzystywania sąsiednich nieruchomości, których nie jest właścicielem – odpowiada Tomasz Podgajniak na pytania BiznesAlert.pl.

– Problemy z nielegalną zabudową bezpośrednio pod wiatrakami zaczęły się już w połowie lat 2000 – mówi wójt Darłowa, Radosław Głażewski.

Gdy powstawały te projekty wiatrowe, wójtem gminy był jeszcze jego poprzednik, Franciszek Kupracz (1950 – 2017). Kupracz zabłysnął w 2011 roku deklaracją, że na terenie jego gminy powstanie elektrownia atomowa. Po czym lokalny polityk musiał rychło cofać swoje wypowiedzi.

Wiatraki firm Energia Eco i Enerco w Cisowie są położone na malowniczym wzgórzu z widokiem na morze. Od lat pod Cisowskimi wiatrakami na oczach firm energetycznych trwa dzika zabudowa – proceder niegodny cywilizowanego kraju. Grunt położony pod tymi wiatrakami jest gruntem rolnym. Plan zagospodarowania z 2005 roku nie kwalifikuje tego terenu pod budowę budynków mieszkalnych.

– Informuję, że w latach 2005 część właścicieli działek wybudowało lub postawiło obiekty na podstawie wydanych decyzji lokalizacyjnych przez Gminę Darłowo. Część z tych właścicieli posiada zgłoszenia i pozwolenia na budowę uzyskane od Starostwa Powiatowego w Sławnie – odpowiada na pytania powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Sławnie, Joanna Jabłońska, która jest z urzędu odpowiedzialna za przestrzeganie prawa budowlanego.

Jednak miejscowi biznesmeni spod ciemnej gwiazdy ogłaszają się na portalach internetowych, takich jak OLX, oraz ustawiają szyldy, oferując “działki nad morzem”. W ten sposób nazywają budowlaną samowolkę bezpośrednio pod wiatrakami. Zauroczeni morzem i często nieobeznani w kwestiach prawnych wczasowicze wpadają szybko w szpony nadbałtyckich krętaczy. Klientom sugeruje się, że za sumę około 30 000 zł będą mogli korzystać z działek nad morzem, na takich samych zasadach jak właściciel działki budowlanej. Takie sugestie podtrzymują także miejscowi notariusze, którzy niewystarczająco jasno informują klientów o ryzyku związanym z tą formą inwestycji. Nie poruszana jest przez nikogo sprawa ustawy odległościowej, która całkowicie zabrania powstawania budynków mieszkalnych w odległości do 10H od turbin wiatrowych. Dla osób, które dysponują takimi działkami rolnymi pod wiatrakami i dzielą je na maleńkie parcele, sprzedając udziały głównie przyjezdnym, przebitka jest szalona, bo tereny położone pod turbinami są bardzo tanie. Nie należy się więc dziwić, że biznes ten przyciąga ludzi związanych z szarą strefą.

– Organ prowadzi postępowania w stosunku do części właścicieli nielegalnie postawionych-wybudowanych obiektów. Były wydawane decyzje o nakazie rozbiórki, były legalizacje oraz były zakończenia budów w oparciu o wydane pozwolenia na budowę – opisuje obecny status prawny Inspektor Joanna Jabłońska.

Marzenia o malowniczych zachodach słońca i urlopowej atmosferze zmieniają się w rzeczywistość daleką od złudzeń, którymi karmieni się kupujących. Działki wcale nie są działkami i nie są własnością, nawet po podpisaniu aktu notarialnego. Klient kupuje zaledwie możliwość korzystania z takiego terenu w ramach wspólnoty właścicieli tej działki rolniczej. – Takie działki są wtedy podzielone na 20 małych parcelek – tłumaczy Radosław Głażewski. Na pierwszym etapie miejscowy dostawca prądu, Energa Koszalin, nawet dostarczał tym siedliskom prąd, mimo że gmina kwestionowała prawne podstawy tych dostaw. Wójt interweniował w tej sprawie w Urzędzie Regulacji Energetyki (URE) i dopiero gdy URE jednoznacznie zwrócił uwagę na fakt nielegalnych siedlisk, Energa przestała podłączać prąd do nowo powstających drewnianych bud i przyczep holenderskich. Energa Koszalin nie odpowiedziała na pytania BiznesAlert.pl w tej sprawie.

Kwestia prądu, wody, kanalizacji i wywozu śmieci to główne punkty zapalne dla mieszkańców nielegalnych osiedli wczasowych i miejscowej społeczności. Setki, a w sezonie nawet tysiące ludzi na tych gruntach to poważny problem prawny i środowiskowy. Brak kanalizacji powoduje, że powstają drewniane wychodki lub prowizoryczne szamba. Prąd, jeśli nie może być podłączony, jest produkowany agregatami lub podciągany kablem od sąsiada lub nawet kradziony z pobliskich skrzynek rozdzielczych (zdjęcie poniżej). Nie należy się dziwić, że przy każdym gąszczu szyldów z ofertami tzn. “działek nad morzem” nie brakuje reklamujących się firm, które wiercą studnie. Woda to kolejne wyzwanie dla naiwnych wielbicieli nadmorskich widoków pod wiatrakami. Jakość tej wody wydaje się, biorąc pod uwagę brak kanalizacji, bardzo wątpliwa.

Kradzież prądu. Fot. Aleksandra Fedorska
Kradzież prądu. Fot. Aleksandra Fedorska

Dlaczego więc nadal kwitnie interes pod turbinami w Cisowie? Po pierwsze, miejscowa szajka znajduje nadal klientów. – Każdy chce wypocząć na dłużej nad morzem, ja też bym chciała – mówi pani spotkana przez BiznesAlert.pl w najbliższym sklepie spożywczym. Miejscowym przeszkadzają oczywiście ścieki i duże ilości śmieci, które gmina jest zmuszona usuwać, ale niektórzy nawet się cieszą, bo przez te dzikie dżungle jest znacznie więcej konsumentów w wioskach położonych w pobliżu plaży.

To oznacza więcej możliwości zarobienia, co jest istotne, gdyż te wsie są biedne, a ich mieszkańcy często nie mają regularnych dochodów. Gdy ponad dwie dekady temu powstawały wiatraki, miejscowym dużo obiecywano. Dla wszystkich miał być tani prąd, a do Cisowa i okolic miały popłynąć duże pieniądze. Z obietnic nie zostało nic, poza wiatrakami wznoszącymi się kilkaset metrów od zabytkowego kościoła.

PGE kupuje lądowe farmy wiatrowe i chce mieć ich więcej po liberalizacji ustawy odległościowej

Najnowsze artykuły