– Ze strategii i praktyki widać, że petrochemia poprawia wyniki Orlenu i tak będzie nadal. To krok w dobrą stronę, który zwróci się w przyszłości. Zamykane są rafinerie, ale petrochemia i tworzywa sztuczne nadal funkcjonują – powiedział Dawid Piekarz z Instytutu Staszica w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Petrochemia raczej się zwija niż rozwija. Po co Orlenowi inwestycja w olefiny?
Dawid Piekarz: Ze strategii i praktyki widać, że petrochemia poprawia wyniki Orlenu i tak będzie nadal. To krok w dobrą stronę, który zwróci się w przyszłości. Zamykane są rafinerie, ale petrochemia i tworzywa sztuczne nadal funkcjonują. Do niedawna petrochemia była silnie powiązana z rafineriami, bez których nie dało się rozwijać tej pierwszej. Okazało się jednak, że można to już robić w oparciu o prostsze węglowodory. Warto jednak zwrócić uwagę, że Orlen nie zaczyna od zera i nie ma sensu zaczynać petrochemię od gazu – lecz przenosi się z pozycji koncernu naftowego w kierunku petrochemii i energetyki. Skoro będzie spadało zapotrzebowanie na tradycyjne paliwo silnikowe, należy znaleźć zastosowanie mocom rafineryjnym i w tym pomoże inwestycja w petrochemię. Już w tej chwili mamy potężne moce przerobowe w Płocku oraz Możejki. Do tego dochodzi Lotos, który na razie nie ma w ogóle petrochemii. Dla Orlenu najważniejsze jest, aby jak największa część produktów petrochemicznych wykorzystywać już nie tylko jako paliwa silnikowe, ale w petrochemii. Nie ma sensu szukać surowca gazowego, skoro będzie dostępny wsad z rafinerii.
Jakie jest uzasadnienie biznesowe takiego ruchu?
Orlen będzie beneficjentem trendu, który mówiąc brutalnie zabija sektor rafineryjny. Mamy nadprodukcję paliw silnikowych. Cena ropy i produktów jej rafinacji będzie nadal spadać, a gaz jako paliwo przejściowe będzie celem rosnącego popytu. Rafinerie Orlenu będą nadal pracować jak dotychczas, ale produkty dla petrochemii będą tańsze niż alternatywa gazowa. Duża część produkcji petrochemicznej Orlenu ma pochodzić z recyklingu chemicznego, co oznacza wejście w gospodarkę obiegu zamkniętego. Petrochemia tej firmy ma być maksymalnym wydłużeniem łańcucha dostaw z rafinerii, które przestały zarabiać. Poza tym ma być silnikiem ciągnącym Orlen w kierunku koncernu multienergetycznego. Rafinerie Orlenu działają i są w całkiem niezłym stanie. Trudno nagle przestawić największy koncern w tej części Europy przestawić na produkcję tylko OZE a resztę pociąć na złom. Rafinerie nie będą zwiększać mocy produkcyjnych w ropie, natomiast utrzymanie jest możliwe jeśli coś, co dotychczas było zamienione w benzynę, teraz zapewni surowiec petrochemiczny. Tworzywa sztuczne zaczynają wypierać inne surowce z rynku i może się okazać, że jest potencjał petrochemii. O ile rafineria jest faktycznie biznesem schodzącym, to petrochemia już niekoniecznie. Mamy na rynku zachłyśnięcie się faktem, że petrochemia jest prowadzona na gazie, ale potężny przemysł rafineryjny ma moce do wykorzystania.
PKN Orlen nie będzie miał problemu z finansowaniem OZE, choćby dzięki Krajowemu Planowi Odbudowy czy zielonych obligacji. Jak sfinansuje petrochemię?
Przechodzenie z paliw na petrochemię ma skutkować zmniejszeniem emisyjności i śladu węglowego Orlenu. Ma on na tyle dobrą pozycję, że może pozyskiwać pieniądze na rynku bez problemu. Pieniądze na OZE będą pochodzić w głównej mierze z programów dotacyjnych, więc powstaje przestrzeń do finansowania rynkowego. Poza tym nie należy kłaść krzyżyka na petrochemię. Nie jest wcale powiedziane, że nie będzie mogła być finansowana w ramach zielonej transformacji. Petrochemia jako źródło obniżki emisji otwiera pewne furtki. Biznesplany będą pozwalały pozyskiwać kapitał, bo petrochemia jest działalnością wysokomarżową.
Rozmawiał Bartłomiej Sawicki
Sikora: Petrochemia jest wszędzie. Da Orlenowi elastyczność, ale i nowe wyzwania (ROZMOWA)