icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Perzyński: Niemcy są coraz mniej zależni od gazu rosyjskiego, ale coraz bardziej od chińskich OZE

Niemcy pod silną presją NATO i Unii Europejskiej zmniejszają zależność od importu gazu z Rosji. Ten kontrowersyjny związek, który dał Kremlowi finansowy zastrzyk, wprawdzie dobiega końca, ale na horyzoncie pojawia się kolejne zagrożenie, mianowicie uzależnienie od Chin. Berlin powtarza, że zerwanie więzi gospodarczych z Moskwą musi oznaczać przyspieszenie inwestycji w OZE. Problem polega na tym, że nasi sąsiedzi zamieniają partnerstwo handlowe z jednym autorytarnym reżimem na drugi – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Niemcy uzależniają się od chińskich OZE

Jeszcze zanim Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą, nowy niemiecki rząd chciał przyspieszyć transformację energetyczną. Jednak warto podkreślić, że to wojna skłoniła ministerstwo gospodarki i klimatu do jeszcze szybszego niż planowano przedstawienia wielu poprawek do obowiązujących przepisów i programów finansowania, głównie ukierunkowanych na zwiększenie zdolności kraju do zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza energetyki wiatrowej na lądzie, ale także przyspieszenie planowania rozwoju sieci, offshore, oraz poprawę efektywności energetycznej budynków. Na początku lipca przyjęta została ustawa, która zdefiniowała konkretne cele rozwoju poszczególnych źródeł energii. Lądowa energetyka wiatrowa w 2030 roku ma osiągnąć 115 GW mocy zainstalowanej, czyli dwa razy więcej niż obecnie. Oznacza to, że od 2025 roku roczny przyrost mocy w tym źródle będzie musiał wynieść 10 GW. Jeśli chodzi o fotowoltaikę, to do 2030 roku w tym źródle Niemcy chcą mieć 215 GW, podczas gdy jeszcze w zeszłym roku było to „zaledwie” 60 GW – według obliczeń, aby osiągnąć ten cel, od 2026 roku Niemcy będą musieli instalować około 22 GW od 2026 roku. Z kolei plany rozwoju offshore są nieco bardziej oddalone w czasie, ale również są ambitne – do 2030 roku łączna moc ma wynieść 30 GW, 40 GW do 2035 roku, i 70 GW w 2045 roku – wtedy to kraj zamierza docelowo osiągnąć neutralność klimatyczną.

Nawet tak silny przemysł jak niemiecki nie będzie w stanie osiągnąć tak ambitnych celów nie wspomagając się importem. Naturalnym partnerem na chwilę obecną wydają się Chiny, które są największym partnerem handlowym Niemiec. O jeszcze większym zbliżeniu tych dwóch krajów świadczy chociażby sprzedaż części portu w Hamburgu chińskim kontrahentom, co szczegółowo opisywaliśmy w BiznesAlert.pl. Chiny również stają się globalnym liderem w obszarze energetyki słonecznej – Międzynarodowa Agencja Energii ostrzegała w lipcu, że hegemonia Państwa Środka może być niebezpieczna dla przyszłości transformacji energetycznej. Z raportu MAE wynika, że udział Chin w etapach produkcji paneli fotowoltaicznych, od produkcji polikrzemu po same panele, przekracza 80 procent, a do 2025 roku na niektórych etapach może osiągnąć nawet 95 procent. Raport stwierdza również, że chińska prowincja Xinjiang, gdzie swoją drogą notorycznie łamane są prawa człowieka, odpowiada za 40 procent globalnej produkcji polisilikonu.

Ludzie Scholza chcą sprzedać część portu w Hamburgu Chińczykom mimo sprzeciwu sześciu ministerstw

Właśnie rosnąca zależność od dostaw sprzętu z Chin budzi niepokój niemieckiej branży fotowoltaicznej, ponieważ około 95 procent ogniw słonecznych zainstalowanych w Niemczech pochodzi od chińskich producentów, ale problemy z łańcuchem dostaw związane z surową chińską polityką Zero Covid (również szerzej opisywanej na łamach BiznesAlert.pl) oraz szersze ryzyko geopolityczne mogą oznaczać, że niemieckie plany rozwoju OZE są zagrożone. Poleganie na tanich chińskich producentach od lat stanowi poważny problem dla niemieckich producentów, co oznacza, że wielu z nich zostało zmuszonych do wycofania się z rynku, przez co w kraju praktycznie nie ma producentów paneli słonecznych. Chiny nie tylko oferowały sprzęt w niższych cenach, ale także miały zapewniony dostęp do strategicznych zasobów potrzebnych do produkcji.

J. Perzyński: Czy polityka Zero Covid odebrała „mandat niebios” chińskim komunistom?

Ironii całej tej sprawie dodaje fakt, że na początku XXI wieku Niemcy szczyli się, że są liderami w branży słonecznej, a dopiero w okolicach 2010 roku zaczęli oddawać pola Chińczykom, którzy skutecznie konkurowali na rynku dzięki zaniżaniu kosztów produkcji. Podczas gdy niższe ceny od producentów azjatyckich pomogły pobudzić rozwój fotowoltaiki, to taki układ stwarza niebezpieczeństwo, że dalsze poleganie na imporcie z Chin pozbawia Europę wpływu na tę przyszłościową branżę kluczową branżę na przyszłość i prowadzi do mniej wydajnego sprzętu produkowanego przy wyższych kosztach środowiskowych. Przedstawiciele przemysłu wezwali zatem do uczynienia reorganizacji unijnego przemysłu energii słonecznej „Projektem stanowiącym przedmiot wspólnego europejskiego zainteresowania (IPCEI)”, podobnie jak istniejące projekty dotyczące produkcji wodoru i baterii.

Problem uzależnienie Niemiec od chińskich producentów technologii z obszaru odnawialnych źródeł energii jest na tyle palący, że do sprawy odniosła się minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock z partii Zielonych, którzy przecież stawiają rozwój OZE w centrum swojej agendy politycznej. Niemieckie MSZ ostrzega, że Chiny mają już „silną lub dominującą” pozycję w wielu technologiach, dodając, że Berlin powinien „zmniejszyć jednostronną zależność poprzez dywersyfikację źródeł podaży i pobudzenia produkcji krajowej”. Baerbock odnosi się również do baterii litowych i pierwiastków ziem rzadkich, z których część jest potrzebna przy turbinach wiatrowych i elektrolizerach potrzebnych do produkcji wodoru. Jak czytamy w uzasadnieniu szefowej niemieckiej dyplomacji, aby uwolnić się od takich zależności, partnerstwa surowcowe mają zostać ujednolicone na całym świecie i należy stworzyć zachęty dla odpowiednich niemieckich inwestycji zagranicznych. Ponadto firmy mają być zachęcane do strategicznego gromadzenia krytycznych surowców – w niektórych przypadkach nawet poprzez rządowe wymogi dotyczące ich minimalnej ilości do dyspozycji firm.

Boeing i Airbus będą miały konkurencję. Chińczycy wchodzą w budowę samolotów

Przede wszystkim dywersyfikacja

Co w takiej sytuacji mogłyby zrobić Niemcy? Wydaje się, że tradycyjnie najlepszą odpowiedzią na problem zbyt dużego uzależnienia danego gracza od jednego dostawcy jest wdrożenie strategii dywersyfikacji, w tym przypadku zwłaszcza w odniesieniu do nowych rynków zbytu w innych krajach wschodzących. Niezbędne są do tego odpowiednio atrakcyjne warunki lokalizacyjne i inwestycyjne. Sporo w tym zakresie mogłaby zdziałać Unia Europejska, która powinna zatem współpracować z rządami tych krajów i przedsiębiorstwami międzynarodowymi. Europa powinna też mocniej promować konkurencję lokalizacyjną między potencjalnymi krajami partnerskimi, ponieważ daje jej to pewną polityczną równowagę, która obecnie w dużym stopniu jest zaburzona.

Skuteczna strategia dywersyfikacji z dala od Chin wymaga również promowania świadomości wśród europejskich firm działających na arenie międzynarodowej. Najważniejsze jest to, by Unii Europejskiej ostatecznie udało się zawrzeć nowe umowy handlowe i inwestycyjne z gospodarkami wschodzącymi w Azji, Ameryce Łacińskiej i Afryce. Zniesienie wzajemnych barier handlowych jest głównym warunkiem wstępnym zwiększenia możliwości handlu z tymi krajami. Wiele negocjacji umów o wolnym handlu utknęło w martwym punkcie, zostało porzuconych lub utknęło w procesie ratyfikacji na lata. Taka strategiczna zmiana priorytetów z dużym prawdopodobieństwem napotka opór ze strony społeczeństwa obywatelskiego. Jednak żeby w ogóle można było zacząć mówić o wdrażaniu takich kroków, przede wszystkim potrzebna jest otwarta debata polityczna. Niemcy, ale również cała Unia Europejska, powinny w pierwszej kolejności zrozumieć, się od uznania, że istnieje wyraźny konflikt interesów, ponieważ nawet jeśli obecnie Chiny proponują najkorzystniejsze kosztowo warunki współpracy, jeśli chodzi o handel technologią odnawialnych źródeł energii, to na dłuższą metę istnieje poważne ryzyko, że będą wykorzystywać tę sytuację na swoją korzyść, zwłaszcza, że mamy do czynienia z autokratyczną dyktaturą, która za nic ma wartości wyznawane przez szeroko rozumiany Zachód. Dlatego porównanie ze stosunkami niemiecko-rosyjskimi, jeśli chodzi o handel gazem, jest w tej sytuacji jak najbardziej na miejscu.

J. Perzyński: Niemcy chcą skończyć z zależnością gospodarki od Chin

Niemcy pod silną presją NATO i Unii Europejskiej zmniejszają zależność od importu gazu z Rosji. Ten kontrowersyjny związek, który dał Kremlowi finansowy zastrzyk, wprawdzie dobiega końca, ale na horyzoncie pojawia się kolejne zagrożenie, mianowicie uzależnienie od Chin. Berlin powtarza, że zerwanie więzi gospodarczych z Moskwą musi oznaczać przyspieszenie inwestycji w OZE. Problem polega na tym, że nasi sąsiedzi zamieniają partnerstwo handlowe z jednym autorytarnym reżimem na drugi – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Niemcy uzależniają się od chińskich OZE

Jeszcze zanim Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą, nowy niemiecki rząd chciał przyspieszyć transformację energetyczną. Jednak warto podkreślić, że to wojna skłoniła ministerstwo gospodarki i klimatu do jeszcze szybszego niż planowano przedstawienia wielu poprawek do obowiązujących przepisów i programów finansowania, głównie ukierunkowanych na zwiększenie zdolności kraju do zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza energetyki wiatrowej na lądzie, ale także przyspieszenie planowania rozwoju sieci, offshore, oraz poprawę efektywności energetycznej budynków. Na początku lipca przyjęta została ustawa, która zdefiniowała konkretne cele rozwoju poszczególnych źródeł energii. Lądowa energetyka wiatrowa w 2030 roku ma osiągnąć 115 GW mocy zainstalowanej, czyli dwa razy więcej niż obecnie. Oznacza to, że od 2025 roku roczny przyrost mocy w tym źródle będzie musiał wynieść 10 GW. Jeśli chodzi o fotowoltaikę, to do 2030 roku w tym źródle Niemcy chcą mieć 215 GW, podczas gdy jeszcze w zeszłym roku było to „zaledwie” 60 GW – według obliczeń, aby osiągnąć ten cel, od 2026 roku Niemcy będą musieli instalować około 22 GW od 2026 roku. Z kolei plany rozwoju offshore są nieco bardziej oddalone w czasie, ale również są ambitne – do 2030 roku łączna moc ma wynieść 30 GW, 40 GW do 2035 roku, i 70 GW w 2045 roku – wtedy to kraj zamierza docelowo osiągnąć neutralność klimatyczną.

Nawet tak silny przemysł jak niemiecki nie będzie w stanie osiągnąć tak ambitnych celów nie wspomagając się importem. Naturalnym partnerem na chwilę obecną wydają się Chiny, które są największym partnerem handlowym Niemiec. O jeszcze większym zbliżeniu tych dwóch krajów świadczy chociażby sprzedaż części portu w Hamburgu chińskim kontrahentom, co szczegółowo opisywaliśmy w BiznesAlert.pl. Chiny również stają się globalnym liderem w obszarze energetyki słonecznej – Międzynarodowa Agencja Energii ostrzegała w lipcu, że hegemonia Państwa Środka może być niebezpieczna dla przyszłości transformacji energetycznej. Z raportu MAE wynika, że udział Chin w etapach produkcji paneli fotowoltaicznych, od produkcji polikrzemu po same panele, przekracza 80 procent, a do 2025 roku na niektórych etapach może osiągnąć nawet 95 procent. Raport stwierdza również, że chińska prowincja Xinjiang, gdzie swoją drogą notorycznie łamane są prawa człowieka, odpowiada za 40 procent globalnej produkcji polisilikonu.

Ludzie Scholza chcą sprzedać część portu w Hamburgu Chińczykom mimo sprzeciwu sześciu ministerstw

Właśnie rosnąca zależność od dostaw sprzętu z Chin budzi niepokój niemieckiej branży fotowoltaicznej, ponieważ około 95 procent ogniw słonecznych zainstalowanych w Niemczech pochodzi od chińskich producentów, ale problemy z łańcuchem dostaw związane z surową chińską polityką Zero Covid (również szerzej opisywanej na łamach BiznesAlert.pl) oraz szersze ryzyko geopolityczne mogą oznaczać, że niemieckie plany rozwoju OZE są zagrożone. Poleganie na tanich chińskich producentach od lat stanowi poważny problem dla niemieckich producentów, co oznacza, że wielu z nich zostało zmuszonych do wycofania się z rynku, przez co w kraju praktycznie nie ma producentów paneli słonecznych. Chiny nie tylko oferowały sprzęt w niższych cenach, ale także miały zapewniony dostęp do strategicznych zasobów potrzebnych do produkcji.

J. Perzyński: Czy polityka Zero Covid odebrała „mandat niebios” chińskim komunistom?

Ironii całej tej sprawie dodaje fakt, że na początku XXI wieku Niemcy szczyli się, że są liderami w branży słonecznej, a dopiero w okolicach 2010 roku zaczęli oddawać pola Chińczykom, którzy skutecznie konkurowali na rynku dzięki zaniżaniu kosztów produkcji. Podczas gdy niższe ceny od producentów azjatyckich pomogły pobudzić rozwój fotowoltaiki, to taki układ stwarza niebezpieczeństwo, że dalsze poleganie na imporcie z Chin pozbawia Europę wpływu na tę przyszłościową branżę kluczową branżę na przyszłość i prowadzi do mniej wydajnego sprzętu produkowanego przy wyższych kosztach środowiskowych. Przedstawiciele przemysłu wezwali zatem do uczynienia reorganizacji unijnego przemysłu energii słonecznej „Projektem stanowiącym przedmiot wspólnego europejskiego zainteresowania (IPCEI)”, podobnie jak istniejące projekty dotyczące produkcji wodoru i baterii.

Problem uzależnienie Niemiec od chińskich producentów technologii z obszaru odnawialnych źródeł energii jest na tyle palący, że do sprawy odniosła się minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock z partii Zielonych, którzy przecież stawiają rozwój OZE w centrum swojej agendy politycznej. Niemieckie MSZ ostrzega, że Chiny mają już „silną lub dominującą” pozycję w wielu technologiach, dodając, że Berlin powinien „zmniejszyć jednostronną zależność poprzez dywersyfikację źródeł podaży i pobudzenia produkcji krajowej”. Baerbock odnosi się również do baterii litowych i pierwiastków ziem rzadkich, z których część jest potrzebna przy turbinach wiatrowych i elektrolizerach potrzebnych do produkcji wodoru. Jak czytamy w uzasadnieniu szefowej niemieckiej dyplomacji, aby uwolnić się od takich zależności, partnerstwa surowcowe mają zostać ujednolicone na całym świecie i należy stworzyć zachęty dla odpowiednich niemieckich inwestycji zagranicznych. Ponadto firmy mają być zachęcane do strategicznego gromadzenia krytycznych surowców – w niektórych przypadkach nawet poprzez rządowe wymogi dotyczące ich minimalnej ilości do dyspozycji firm.

Boeing i Airbus będą miały konkurencję. Chińczycy wchodzą w budowę samolotów

Przede wszystkim dywersyfikacja

Co w takiej sytuacji mogłyby zrobić Niemcy? Wydaje się, że tradycyjnie najlepszą odpowiedzią na problem zbyt dużego uzależnienia danego gracza od jednego dostawcy jest wdrożenie strategii dywersyfikacji, w tym przypadku zwłaszcza w odniesieniu do nowych rynków zbytu w innych krajach wschodzących. Niezbędne są do tego odpowiednio atrakcyjne warunki lokalizacyjne i inwestycyjne. Sporo w tym zakresie mogłaby zdziałać Unia Europejska, która powinna zatem współpracować z rządami tych krajów i przedsiębiorstwami międzynarodowymi. Europa powinna też mocniej promować konkurencję lokalizacyjną między potencjalnymi krajami partnerskimi, ponieważ daje jej to pewną polityczną równowagę, która obecnie w dużym stopniu jest zaburzona.

Skuteczna strategia dywersyfikacji z dala od Chin wymaga również promowania świadomości wśród europejskich firm działających na arenie międzynarodowej. Najważniejsze jest to, by Unii Europejskiej ostatecznie udało się zawrzeć nowe umowy handlowe i inwestycyjne z gospodarkami wschodzącymi w Azji, Ameryce Łacińskiej i Afryce. Zniesienie wzajemnych barier handlowych jest głównym warunkiem wstępnym zwiększenia możliwości handlu z tymi krajami. Wiele negocjacji umów o wolnym handlu utknęło w martwym punkcie, zostało porzuconych lub utknęło w procesie ratyfikacji na lata. Taka strategiczna zmiana priorytetów z dużym prawdopodobieństwem napotka opór ze strony społeczeństwa obywatelskiego. Jednak żeby w ogóle można było zacząć mówić o wdrażaniu takich kroków, przede wszystkim potrzebna jest otwarta debata polityczna. Niemcy, ale również cała Unia Europejska, powinny w pierwszej kolejności zrozumieć, się od uznania, że istnieje wyraźny konflikt interesów, ponieważ nawet jeśli obecnie Chiny proponują najkorzystniejsze kosztowo warunki współpracy, jeśli chodzi o handel technologią odnawialnych źródeł energii, to na dłuższą metę istnieje poważne ryzyko, że będą wykorzystywać tę sytuację na swoją korzyść, zwłaszcza, że mamy do czynienia z autokratyczną dyktaturą, która za nic ma wartości wyznawane przez szeroko rozumiany Zachód. Dlatego porównanie ze stosunkami niemiecko-rosyjskimi, jeśli chodzi o handel gazem, jest w tej sytuacji jak najbardziej na miejscu.

J. Perzyński: Niemcy chcą skończyć z zależnością gospodarki od Chin

Najnowsze artykuły