Polska w ciągu najbliższych 75 lat ma skurczyć się o połowę i jest jednym z najbardziej zagrożonych depopulacją państw na świecie. Nie ma to być efekt działalności wrogich mocarstw ani globalnego ocieplenia, a naszej własnej, wewnętrznej polityki. To wniosek ze świeżo opublikowanego raportu demograficznego przez firmę McKinsey & Company, jednej z ważniejszych tego rodzaju publikacji.
Najciekawsze w przypadku raportów demograficznych, tak jak w przypadku tych, które kilka lat temu prognozowały rozpoczynający się europejski kryzys energetyczny, jest to, że „wszyscy się przyzwyczaili i nikogo to nie wzrusza” – jak śpiewał przed laty punkowy zespół Dezerter.
Obok społecznej adaptacji do pogarszających się prognoz i realiów, drugą interesującą sprawą jest całkowita fikcja, jałowość i odrealnienie dużej części naszych sporów oraz rysowanych przed nami problemów. By wspomnieć choćby osławionego polskiego ekonomistę, polityka i showmana Ryszarda Petru, który pracował w Wigilię w Biedronce, by zachęcić lud do większej ilości pracy, przekonując, że ta automatycznie przekłada się na wyższą jej wydajność.
Analiza McKinsey & Company idzie w zupełnie innym kierunku. Nie diagnozuje wprowadzanych u nas świadczeń 500+ czy 800+ ani liczby dni świątecznych jako drastycznego marnotrawstwa i wywalania pieniędzy na niebotyczną skalę. Wręcz przeciwnie, stwierdza, że w porównaniu z państwami zachodnimi o lepszych perspektywach demograficznych, takimi jak Francja czy Wielka Brytania, zrobiliśmy bardzo niewiele. Pakiety socjalne są niezwykle istotne, ponieważ w krajach takich jak te może nie dojść do drastycznego zmniejszenia liczby obywateli, a u nas sytuacja będzie katastrofalna.
No dobrze, ktoś powie: to bogate kraje Zachodu, stać je, a do tego na ich demografię będzie wpływać imigracja, także ta z Polski. A co w takim razie z Węgrami? Raport wskazuje na wysokie świadczenia na start oraz na fakt, że Węgrzy przeznaczają 6 procent swojego PKB na programy prodemograficzne.
Niestety, należy zmartwić media zachęcające do życia wedle zasady „po nas choćby potop”, „p…ę, nie rodzę”, które zalecają prokreację wyłącznie w stylu przeprowadzenia modnego zabiegu aborcji. Jakby nie nastąpiła robotyzacja, ta laba szybko się skończy, na co zwracał uwagę zresztą Główny Urząd Statystyczny za czasów swojego poprzedniego kierownictwa, które nie było dość optymistycznie nastawione do przyszłości, więc musiało odejść.
Aczkolwiek zwolennicy globalnej depopulacji wedle wizji Billa Gatesa mogą być dumni. Jesteśmy pionierem, a wiadomo, że pionierzy z reguły pierwsi też giną.
Wiktor Świetlik