icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jakóbik: Co zrobi Polska z Gazpromem po zakończeniu kontraktu jamalskiego? (ANALIZA)

Polacy mają trudny orzech do zgryzienia. Gazprom prawdopodobnie zaoferuje atrakcyjną cenę dostaw gazu po 2022 roku. Czy warto dalej kupować u dostawcy rosyjskiego? – zastanawia się Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Rosyjski Gazprom może zastosować formułę cenową uzależnioną od cen na europejskich hubach gazowych. Taki indeks ma być uwzględniony w jednym z kontraktów na dostawy LNG z USA do Polski, więc Rosjanie mogą chcieć z jego pomocą rzucić wyzwanie nowej konkurencji. Kommiersant dowiedział się, że nowy kontrakt na dostawy gazu do Bułgarii z Rosji może zawierać indeks giełd europejskich zamiast cen ropy naftowej. Pomimo spadającej ceny baryłki indeks do niej powoduje, że dany kontrakt jest mniej konkurencyjny do alternatyw uzależnionych od cen na giełdach europejskich. Przykładem może być polski kontrakt jamalski rzutujący na wyniki finansowe PGNiG.

Udział kontraktów z indeksacją do hubów gazowych w portfolio Gazpromu wynosi obecnie 56,7 procent, a indeksowanych do ropy – 16,5 procent. To zmiana w stosunku do przeszłości, w której dominowały kontrakty uzależnione od ceny baryłki. Można zatem wnioskować, że Polacy otrzymają po 2022 roku ofertę indeksowaną do giełdy europejskiej. Czy warto z niej skorzystać? To zależy.

Wydobycie własne PGNiG w Norwegii planowane na 2,5-3 mld m sześc. rocznie w 2023 roku będzie trafiał do portfolio bez indeksacji i ta część wolumenu w dyspozycji Polaków będzie prawdopodobnie najtańsza ze względu na to, że dodatkiem do ceny na wiertni będzie jedynie konieczność opłacenia taryfy przesyłowej Baltic Pipe. Pozostała ilość gazu z Baltic Pipe będzie pochodzić z kontraktów zawartych z dostawcami z Morza Północnego, jak Equinor. Ten indeksuje kontrakty do hubów gazowych, więc należy się spodziewać, że te dostawy będą nieco droższe od tych ze złóż PGNiG, ale nadal konkurencyjne do oferty Gazpromu, jeśli ten zaoferuje indeksację do giełd. Oznacza to, że dostawy z Baltic Pipe będą prawdopodobnie nadal konkurencyjne do oferty rosyjskiej.

Dostawy LNG z USA na mocy kontraktu PGNiG-Cheniere sięgające 2 mld m sześc. rocznie mają być także indeksowane do ceny na giełdzie europejskiej, a więc konkurencyjne do możliwej oferty Gazpromu. Pozostałe kontrakty amerykańskie będą trafiać na rynek globalny i będą konkurencyjne do oferty rosyjskiej tylko po znacznym spadku globalnej ceny gazu skroplonego. Ta może jednak się pojawić wobec rosnącej podaży i niemrawego wzrostu zapotrzebowania globalnego na gaz.

Pozostaje kontrakt katarski z indeksacją do ceny ropy naftowej równoważony przez tańszy aneks z wolumenem 2,9 mld m sześc. rocznie. Jeżeli będzie to ostatni kontrakt indeksowany do ropy na polskim rynku, zasadna będzie renegocjacja jego warunków. Są już precedensy takich rozmów, np. w Pakistanie. Katarczycy mogą się ugiąć, jako największy dostawca europejski walczący z USA i Rosją o udziały rynkowe.

Warto dodać, że na konkurencyjność oferty Gazpromu może wpłynąć wdrożenie przepisów Unii Europejskiej na infrastrukturze przesyłowej: Gazociągu Jamalskim i Nord Stream 2, niezależnie od tego którędy rosyjski gaz będzie docierał do Europy. Ustanowienie niezależnego operatora sprawi, że Gazprom powinien stracić wpływ na wyznaczanie taryf przesyłowych i będzie płacił cenę rynkową, tracąc tę przewagę konkurencyjną. Może to oznaczać, że dodatkowe koszty przesyłu z Rosji do Europy podwyższą cenę oferty rosyjskiej do poziomu porównywalnego z konkurencją. W zależności od rozwoju sytuacji na rynku LNG, dostawy w formie skroplonej mogą osiągnąć cenę poniżej lub powyżej ceny gazu indeksowanego do hubów z dodatkiem opłaty przesyłowej.

Oznacza to, że oferta rosyjska po 2022 roku wcale nie musi być najbardziej atrakcyjna. Ograniczeniem dla PGNiG będzie rozporządzenie dywersyfikacyjne, które zakłada, że dostawy z jednego źródła do 2022 roku mogą stanowić do 70 procent wolumenu importu, ale od 2023 roku (nieprzypadkowo) już 33 procent. Warto podkreślić, że źródła są liczone według podmiotów podpisujących umowy, a nie krajów pochodzenia surowca. Przykładowo, kilka kontraktów na LNG z USA może mieć większy udział w portfolio niż jeden kontrakt z Gazpromem. Polacy będą mieli w 2022 roku komfort wyboru, a oferta rosyjska niekoniecznie będzie najbardziej atrakcyjna.

Rosjanie nie boją się koronawirusa. Nie chcą zwiększać ambicji porozumienia naftowego

Polacy mają trudny orzech do zgryzienia. Gazprom prawdopodobnie zaoferuje atrakcyjną cenę dostaw gazu po 2022 roku. Czy warto dalej kupować u dostawcy rosyjskiego? – zastanawia się Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Rosyjski Gazprom może zastosować formułę cenową uzależnioną od cen na europejskich hubach gazowych. Taki indeks ma być uwzględniony w jednym z kontraktów na dostawy LNG z USA do Polski, więc Rosjanie mogą chcieć z jego pomocą rzucić wyzwanie nowej konkurencji. Kommiersant dowiedział się, że nowy kontrakt na dostawy gazu do Bułgarii z Rosji może zawierać indeks giełd europejskich zamiast cen ropy naftowej. Pomimo spadającej ceny baryłki indeks do niej powoduje, że dany kontrakt jest mniej konkurencyjny do alternatyw uzależnionych od cen na giełdach europejskich. Przykładem może być polski kontrakt jamalski rzutujący na wyniki finansowe PGNiG.

Udział kontraktów z indeksacją do hubów gazowych w portfolio Gazpromu wynosi obecnie 56,7 procent, a indeksowanych do ropy – 16,5 procent. To zmiana w stosunku do przeszłości, w której dominowały kontrakty uzależnione od ceny baryłki. Można zatem wnioskować, że Polacy otrzymają po 2022 roku ofertę indeksowaną do giełdy europejskiej. Czy warto z niej skorzystać? To zależy.

Wydobycie własne PGNiG w Norwegii planowane na 2,5-3 mld m sześc. rocznie w 2023 roku będzie trafiał do portfolio bez indeksacji i ta część wolumenu w dyspozycji Polaków będzie prawdopodobnie najtańsza ze względu na to, że dodatkiem do ceny na wiertni będzie jedynie konieczność opłacenia taryfy przesyłowej Baltic Pipe. Pozostała ilość gazu z Baltic Pipe będzie pochodzić z kontraktów zawartych z dostawcami z Morza Północnego, jak Equinor. Ten indeksuje kontrakty do hubów gazowych, więc należy się spodziewać, że te dostawy będą nieco droższe od tych ze złóż PGNiG, ale nadal konkurencyjne do oferty Gazpromu, jeśli ten zaoferuje indeksację do giełd. Oznacza to, że dostawy z Baltic Pipe będą prawdopodobnie nadal konkurencyjne do oferty rosyjskiej.

Dostawy LNG z USA na mocy kontraktu PGNiG-Cheniere sięgające 2 mld m sześc. rocznie mają być także indeksowane do ceny na giełdzie europejskiej, a więc konkurencyjne do możliwej oferty Gazpromu. Pozostałe kontrakty amerykańskie będą trafiać na rynek globalny i będą konkurencyjne do oferty rosyjskiej tylko po znacznym spadku globalnej ceny gazu skroplonego. Ta może jednak się pojawić wobec rosnącej podaży i niemrawego wzrostu zapotrzebowania globalnego na gaz.

Pozostaje kontrakt katarski z indeksacją do ceny ropy naftowej równoważony przez tańszy aneks z wolumenem 2,9 mld m sześc. rocznie. Jeżeli będzie to ostatni kontrakt indeksowany do ropy na polskim rynku, zasadna będzie renegocjacja jego warunków. Są już precedensy takich rozmów, np. w Pakistanie. Katarczycy mogą się ugiąć, jako największy dostawca europejski walczący z USA i Rosją o udziały rynkowe.

Warto dodać, że na konkurencyjność oferty Gazpromu może wpłynąć wdrożenie przepisów Unii Europejskiej na infrastrukturze przesyłowej: Gazociągu Jamalskim i Nord Stream 2, niezależnie od tego którędy rosyjski gaz będzie docierał do Europy. Ustanowienie niezależnego operatora sprawi, że Gazprom powinien stracić wpływ na wyznaczanie taryf przesyłowych i będzie płacił cenę rynkową, tracąc tę przewagę konkurencyjną. Może to oznaczać, że dodatkowe koszty przesyłu z Rosji do Europy podwyższą cenę oferty rosyjskiej do poziomu porównywalnego z konkurencją. W zależności od rozwoju sytuacji na rynku LNG, dostawy w formie skroplonej mogą osiągnąć cenę poniżej lub powyżej ceny gazu indeksowanego do hubów z dodatkiem opłaty przesyłowej.

Oznacza to, że oferta rosyjska po 2022 roku wcale nie musi być najbardziej atrakcyjna. Ograniczeniem dla PGNiG będzie rozporządzenie dywersyfikacyjne, które zakłada, że dostawy z jednego źródła do 2022 roku mogą stanowić do 70 procent wolumenu importu, ale od 2023 roku (nieprzypadkowo) już 33 procent. Warto podkreślić, że źródła są liczone według podmiotów podpisujących umowy, a nie krajów pochodzenia surowca. Przykładowo, kilka kontraktów na LNG z USA może mieć większy udział w portfolio niż jeden kontrakt z Gazpromem. Polacy będą mieli w 2022 roku komfort wyboru, a oferta rosyjska niekoniecznie będzie najbardziej atrakcyjna.

Rosjanie nie boją się koronawirusa. Nie chcą zwiększać ambicji porozumienia naftowego

Najnowsze artykuły