Smoleń: Redukcja emisji CO2 w Polsce może sięgnąć do 2040 roku około 70 procent (ROZMOWA)

12 lutego 2024, 07:30 Atom

– Polska do 2030 roku nie obniży przecież swoich emisji CO2 o 55 procent w porównaniu do 1990 roku. Jeżeli propozycja Komisji zostanie przyjęta, to nie będzie oczekiwań, że udział naszego kraju w redukcji gazów cieplarnianych również wyniesie dokładnie 90 procent –  mówi analityk Fundacji Instrat Michał Smoleń w rozmowie z BiznesAlert.pl.

  • – Pomimo wielu zaniedbań w poprzednich kadencjach, nie tylko dwóch ostatnich, transformacja energetyczna kraju postępuje. Udział węgla w produkcji prądu znacząco spadł w 2023 roku. Boom w energetyce słonecznej należy do zasług poprzedniego rządu, a liberalizacja zasady 10h powinna doprowadzić do rozpoczęcia nowych inwestycji w energetyce wiatrowej. Za kilka lat do naszego systemu zacznie płynąć energia z morskich farm wiatrowych – mówi Michał Smoleń.
  • – Do 2040 rok nasz system elektroenergetyczny, który jest głównym źródłem emisji gazów cieplarnianych, ciepłownictwo oraz ogrzewanie domów już prawie nie będzie wykorzystywać paliw kopalnych – zaznacza.
  • – Myślę, że pierwszym najważniejszym krokiem powinna być aktualizacja dokumentów strategicznych, bo to będzie wyraźny sygnał dla biznesu, że Polska chce szybciej dokonywać transformacji i będzie tworzyć dobre warunki dla rozwoju czystej energetyki – dodaje.

Komisja Europejska wskazała, że Unia powinna zredukować emisje gazów cieplarnianych o 90 procent do 2040 roku. Wcześniej wiceminister Urszula Zielińska (Zieloni) na nieformalnym spotkaniu w Brukseli wyraziła entuzjazm wobec tego celu, choć oficjalnie rząd w Warszawie nie zajmuje stanowiska i traktuje tę propozycję jedynie jako wstęp do dalszych negocjacji. Te ambitne europejskie cele kontrastują z realiami polskiej energetyki, która nadal w niemal 70-procentach opiera się na węglu.

BiznesAlert.pl: Czy Polska ma realne szanse na tak duże cięcie emisji do 2040 roku?

Michał Smoleń: Wyznaczone cele na 2030 i 2040 rok w wyniku unijnych negocjacji są przekładane na cel dla poszczególnych państw. Polska do 2030 roku nie obniży przecież swoich emisji o 55 procent w porównaniu do 1990 roku. Jeżeli propozycja Komisji zostanie przyjęta, to nie będzie oczekiwań, że udział naszego kraju w redukcji gazów cieplarnianych również wyniesie dokładnie 90 procent.

Z punku widzenia naszej obecnej sytuacji tak duże cięcia byłyby skrajnie trudne, co wynika częściowo z pewnych zaniedbań, a także z obiektywnych czynników jak chłodne polskie zimy czy niski potencjał energetyki wodnej.

Wydaje się, że sprawiedliwy cel dla Polski będzie wyznaczony na znacząco niższym poziomie. Proszę pamiętać, że nasz kraj nie przyjął długoterminowej strategii zeroemisyjnej, a nasze obowiązujące cele na 2030 i 2040 rok są mocno przestarzałe – brakuje więc oficjalnych analiz na temat scenariuszy szybszej transformacji. Myślę, że redukcja emisji na poziomie ok. 65-70 procent byłaby dla nas osiągalnym, ambitnym planem. Wciąż oznacza to niemal dokończoną dekarbonizację części sektorów oraz zaawansowane zmiany w pozostałych.  Ale nie byłaby to niestety redukcja aż o 90 procent.

Musimy też mieć świadomość, że nawet jeżeli państwa UE nie zaakceptują celu redukcyjnego na poziomie 90 procent, będzie on niewiele niższy, np. 85 procent. Na drodze do neutralności klimatycznej w połowie stulecia, Wspólnota musi do 2040 roku przeprowadzić wszystkie łatwiejsze zmiany, możliwe do realizacji przy dostępnych technologiach. Na lata 40. zostanie nam trudne, bardzo kosztowne zadanie wyeliminowania ostatnich emisji z transportu, przemysłu czy rolnictwa. Wtedy pewną rolę odegrać mogą również technologie wychwytu dwutlenku węgla, by zrównoważyć emisje, których nie uda nam się uniknąć.

Co należałoby zmienić, aby przybliżyć nas do tego celu?

Do 2040 roku nasz system elektroenergetyczny, który jest głównym źródłem emisji gazów cieplarnianych, ciepłownictwo oraz ogrzewanie domów już prawie nie będzie wykorzystywać paliw kopalnych. Według analiz Instrat do 2040 roku nie uda nam się co prawda całkowicie wyłączyć emisyjnych elektrowni, ich moce pozostaną na dużym poziomie, ale będą wykorzystywane w bardzo ograniczonym zakresie. Już w latach 30. źródła konwencjonalne będą stopniowo spychane do roli rezerwy dla całego systemu. Prognozujemy, że dzięki szybkiemu rozwojowi OZE i energii jądrowej w 2040 roku bloki na paliwa kopalne mogłyby odpowiadać za już tylko 5-10 procent całej produkcji energii elektrycznej.

Do tego czasu zapotrzebowanie na węgiel energetyczny spadnie praktycznie do zera, będziemy mieli także lepiej rozbudowaną sieć magazynów energii. Dzięki dużym mocom OZE, już do 2040 roku będzie mogła rozwinąć się gospodarka wodorowa, stanowiąca jeden ze sposobów zagospodarowania „nadwyżek” czystej energii. Elektryfikacja pozwoli na zmniejszenie emisyjności ciepłownictwa i ogrzewnictwa, choć nie obędzie się też bez szeroko zakrojonych programów termomodernizacji.

Na lata 40. zostanie nam wtedy pełne odejście od tych ostatnich kilku procent węgla i gazu w elektroenergetyce oraz dalszy wzrost produkcji prądu, potrzebny do dekarbonizacji innych sektorów gospodarki.

Zmiany w elektroenergetyce i ciepłownictwie będą zachodziły najszybciej, ale by osiągnąć tak ambitne cele, do 2040 roku rozpędzona powinna być także transformacja w innych sektorach. Część emisji w przemyśle wymaga rozwoju i wdrożenia nowych technologii. Znacznym wyzwaniem będzie zmniejszenie emisyjności w sektorze rolnictwa. W ostatnich dniach byliśmy świadkami wycofania się Komisji z niektórych propozycji z uwagi na europejskie protesty rolników. Temat będzie jednak wracał, w perspektywie 2040 roku nie możemy zaniedbać transformacji w tak istotnym sektorze.

Dla Polski dodatkowym wyzwaniem będzie transport. Nasze społeczeństwo nadal jest mniej zamożne w stosunku do innych europejskich krajów, a samochody na polskich drogach mają średnio po kilkanaście lat. Wymiana na elektryki rozłoży się więc na długie lat, aczkolwiek spadające ceny takich aut oraz możliwość taniego ładowania w wietrznych czy słonecznych godzinach doby będzie przemawiać na korzyść tej opcji. Ze względów technicznych oraz innego profilu wykorzystania, trudniejsza może być elektryfikacja floty samochodów ciężarowych.

W ostatnich miesiącach do Polski zaczęły napływać środki z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), które również mają zostać przeznaczone na transformację energetyczną. Czy środki unijne można określić jako „światełko w tunelu”?

Pomimo wielu zaniedbań w poprzednich kadencjach, nie tylko dwóch ostatnich, transformacja energetyczna kraju postępuje. Udział węgla w produkcji prądu znacząco spadł w 2023 roku. Boom w energetyce słonecznej należy do zasług poprzedniego rządu, a liberalizacja zasady 10h powinna doprowadzić do rozpoczęcia nowych inwestycji w energetyce wiatrowej. Za kilka lat do naszego systemu zacznie płynąć energia z morskich farm wiatrowych.

Nie chodzi więc już o to, by tą transformację inicjować, tylko raczej by ten proces nie został przerwany. Póki co postęp odbywa się w dosyć chaotyczny sposób. Największą barierą techniczną jest stan sieci elektroenergetycznych, który może doprowadzić do spowolnienia rozwoju OZE. Tutaj między innymi pomóc mogą środki z KPO, który nieźle identyfikuje „wąskie gardła” polskiej transformacji. Unijne środki na sieci to istotny impuls rozwojowy, choć potrzeby inwestycyjne są znacznie wyższe.

Inny istotny aspektem będą również kwestie regulacji, administracji, stabilności i przewidywalności rynku. Ponadto musimy zweryfikować nasze podejście do kształtowania taryf dla odbiorców.  W procesie zmian nie może zabraknąć osłon i korzyści dla uboższych rodzin, ale też kompleksowego wsparcia dla całych sektorów, narażonych na dodatkowe wydatki w związku z transformacją.

Myślę, że pierwszym najważniejszym krokiem powinna być aktualizacja dokumentów strategicznych, bo to będzie wyraźny sygnał dla biznesu, że Polska chce szybciej dokonywać transformacji i będzie tworzyć dobre warunki dla rozwoju czystej energetyki.

Rozmawiał Jacek Perzyński

Smoleń: Zasada 10H była sztucznym błędem, 700 metrów niewiele zmieni (ROZMOWA)