Rosja ma coraz więcej argumentów by porzucić porozumienie naftowe i wrócić do wojny cenowej, by pilnować stanu posiadania w Europie, jak na Białorusi, i zwiększać go w Azji, wbrew układowi z pozostałymi potęgami naftowymi – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Straty na Białorusi
Deklaracja sekretarza stanu Mike Pompeo z Mińska, jakoby USA były gotowe zapewnić Białorusi stuprocentową alternatywę do dostaw ropy z Rosji wywołała reakcję w Polsce pomimo faktu, że może nie chodzić o ropę amerykańską o składzie chemicznym innym, niż mieszanka Urals, do której są dostosowane rafinerie białoruskie.
Warszawa pozostaje ostrożna przez wolty reżimu Aleksandra Łukaszenki znane z przeszłości, ale operator naftowy PERN przyznaje, że rozmawia z białoruskim Biełneftechimem, a pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski zadeklarował gotowość do umożliwienia dostaw ropy przez Polskę na terytorium białoruskie. PERN będzie modernizował infrastrukturę ropociągu Przyjaźń na potrzeby rewersu fizycznego, ale operacja zwróci mu się nawet, jeśli ostatecznie nie dojdzie do uruchomienia dostaw na Białoruś.
Biełneftechim nie sprowadza ropy od głównych dostawców z 2019 roku, czyli Rosnieftu i Tatnieftu, przez brak porozumienia o warunkach dostaw w tym roku. Dementuje tezy o rychłym porozumieniu wskutek ocieplenia relacji z Rosnieftem po wizycie jego prezesa w Mińsku. Przyznaje, że w marcu ruszą dostawy od pięciu „tradycyjnych dostawców”, wśród których jednak zabraknie firmy Igora Sieczina. Sprowadza pojedyncze ładunki z Norwegii i Azerbejdżanu. Nie podpisał dotąd umowy długoterminowej z firmą spoza Rosji. Długoterminowo Mińsk jest na straconej pozycji bo straci przewagę rynkową przez wprowadzenie ceny rynkowej dostaw z Rosji po wycofaniu manewru podatkowego w 2025 roku. Oznacza to, że jeśli nie tym razem, to w przeciągu kilku lat Mińsk może skorzystać z oferty amerykańskiej.
PERN przygotowuje rewers Przyjaźni. Dostawy ropy na Białoruś w tle
Straty w Rosji
Ryzyko zwrotu na Białorusi może dodatkowo dopingować Moskwę do porzucenia porozumienia naftowego OPEC+, które wiąże Rosjanom ręce. Układ zakłada ograniczenie wydobycia ropy naftowej o 1,2 mln baryłek dziennie w krajach kartelu OPEC oraz dwunastu państwach eksportujących ten surowiec spoza niego, jak Rosja. Celem ograniczenia jest podwyższenie ceny ropy na rynkach. Jednakże rosnąca konkurencja i podaż, a także epidemia koronawirusa moderująca zapotrzebowanie, spowodowały, że cena baryłki Brent spadła od Nowego Roku już o 15 procent w okolice 50 dolarów. Mimo to prezydent Władimir Putin nadal deklaruje, że porozumienie naftowe to „efektywne narzędzie zapewniania długoterminowej stabilizacji na światowym rynku energetycznym”. TASS donosi, że porozumienie w styczniu 2020 roku zostało zrealizowane w 127 procentach dzięki redukcji o 1,5 mln baryłek. Dodatkowy spadek wynikał między innymi z problemów gospodarczych Iranu i Wenezueli.
Prezes rosyjskiej Izby Rozliczeniowej Aleksiej Kudrin obliczył, że spadek przychodów Federacji Rosyjskiej ze sprzedaży ropy będący istotnym składnikiem budżetu jest „prawie niemożliwy do uniknięcia” w pierwszym kwartale 2020 roku. Jest on zaplanowany w odniesieniu do ceny 42 dolarów za baryłkę, ale ministerstwo energetyki sugeruje, że nawet spadek do 30 dolarów jest do pokrycia z Funduszu Bogactwa Narodowego gromadzącego petrodolary na emerytury. Jeżeli dodać do tego rosnącą konkurencję, której koronnym przykładem może być możliwy rozwój wypadków na Białorusi, można otrzymać argument za wycofaniem Rosji z porozumienia naftowego i szybkiego zwiększenia produkcji w celu skutecznej walki ceną o rynki w Azji i Europie. Rosnieft jest prawdopodobnym zwolennikiem takiego rozwoju sytuacji. Prezes Igor Siecizn doniósł na spotkaniu z Putinem, że nie ograniczył wydobycia w 2019 roku i zanotował poziom 285 mln ton ekwiwalentu ropy naftowej ze względu na obligacje porozumienia naftowego. Gdyby nie ono, Rosnieft zwiększałby wydobycie w ramach planu rozwoju wydobycia z nowych złóż w celu zastępowania spadającej podaży ze starych w ramach programu Wostok Nieft, którego realizacja miałaby dać Rosji dodatkowy wzrost PKB o 2 procent rocznie. Na marginesie, według Kommiersanta o założenie budzi wątpliwości wśród części obserwatorów w Rosji. Rosnieft szuka mimo to partnerów w Azji i na Zachodzie, ale mogą ją ograniczyć sankcje wobec spółki-córki Rosnieft Trading oraz ryzyko wprowadzenia nowych. Sankcje za nielegalną aneksję Krymu i działania wojenne na wschodzie Ukrainy uniemożliwiają z kolei współpracę technologiczną oraz kapitałową przy wydobyciu niekonwencjonalnym oraz głębinowym. Problemy wydobycia oraz rosnąca konkurencja na rynku mogą być argumentem Rosnieftu na Kremlu za wyjściem z porozumienia naftowego.
Rozłam wokół porozumienia naftowego
Tymczasem Wall Street Journal informuje o planie zwiększenia ambicji układu i dodatkowych cięć o 600 mln baryłek dziennie sugerowanych przez Arabię Saudyjską. Reuters donosi nieoficjalnie o cięciach sięgających miliona baryłek. Saudyjczycy mają brać pod uwagę cięcia we współpracy z Kuwejtem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, jeżeli nie przekonają całego OPEC+, do czego może doprowadzić opór Rosjan wobec większych cięć. Dodatkowy wpływ koronawirusa na spadek zapotrzebowania na ropę może przekonać część krajów porozumienia naftowego do zwiększenia cięć. Putin przyznał, że obecne ceny ropy są wystarczająco niskie z punktu widzenia budżetu rosyjskiego, wiec Kommiersant sugeruje, że Rosjanie mogą zgodzić się na cięcia, ale minimalizować swój udział w nich. Jednakże Rosjanie mogą się wyłamać i wrócić do wojny cenowej. Byłby to powrót do sytuacji sprzed porozumienia naftowego sięgającego 2015 roku, w której Rosjanie rywalizowali z Saudyjczykami o rynki globalne za pomocą maksymalizacji wydobycia i gry ceną dostaw, zamiast limitowania ich w celu podwyżki wartości baryłki. Taka polityka wobec rosnącej podaży z krajów rewolucji łupkowej na czele z USA doprowadziła do kryzysu cen ropy w drugiej połowie 2014 roku i układu OPEC+. Rozstrzygnięcie losu porozumienia naftowego może nastąpić w dniach 5-6 marca na szczycie OPEC+ w Wiedniu.
Białoruś może przelać czarę goryczy
Nawet jeżeli Rosjanie nie wycofają się z układu, a jedynie zablokują nowe cięcia, może to być sygnał prowadzący do dalszego spadku wartości baryłki wobec rozczarowania brakiem nowych ambicji porozumienia naftowego. Wobec nieskuteczności układu Rosjanie zyskają kolejny argument za powrotem do wojny cenowej, odbijania Azji i Europy Środkowo-Wschodniej, pomimo rzekomych planów Białorusi. Wciąż tracą wpływy w jej regionie przez rosnącą dywersyfikację możliwą dzięki polityce PKN Orlen i Grupy Lotos z wykorzystaniem surowca z USA oraz Arabii Saudyjskiej. Ten scenariusz mógłby potencjalnie powtórzyć się na Białorusi, rodząc całkiem nowe konsekwencje polityczne, być może nie do zaakceptowania dla Moskwy posiadającej istotne wpływy w białoruskim sektorze bezpieczeństwa. Wówczas wojna cenowa będzie najmniej niebezpiecznym skutkiem zmian.