Przybył: Po co dwa razy płacić za to samo?

1 lipca 2014, 13:53 Drogi

KOMENTARZ

Krzysztof Przybył

Prezes Fundacji „Teraz Polska”

Minister finansów Mateusz Szczurek zapowiedział, że celem rządu jest to, aby Polska do 2022 roku znalazła się w gronie dwudziestu najbogatszych państw świata. Złośliwi mówią, że poprawieniu statystyk ma służyć między innymi wliczanie do PKB dochodów z przestępczości i prostytucji. Ale po cóż tu silić się na złośliwości, skoro urzędnicy zajmujący się drogami już teraz zachowują się tak, jakbyśmy mieli olbrzymie nadwyżki w budżecie. Ni mniej, ni więcej, tylko rozważają budowę drugiego elektronicznego systemu poboru opłat od samochodów. Jak widać, zbudowany kosztem setek milionów złotych, należący do państwa viaTOLL, to za mało jak na mocarstwowe ambicje. Niestety, to nie żart…

Zacznijmy od początku. W marcu pani premier Bieńkowska ogłosiła, że rząd zamierza skończyć z bramkami na autostradach. Kierowcy, zamiast tkwić w korkach przed szlabanami i nerwowo szukać po kieszeniach drobnych, mieliby korzystać z urządzeń pokładowych – takich samych, jakich używają kierowcy TIR-ów, uiszczający e-myto. Rozwiązanie zarówno oszczędne, jak i rozsądne, oraz co istotne, pozwalające na szybkie wprowadzenie. Ministerstwo Infrastruktury wspominało nawet o planach uruchomienia systemu już od 2016 roku. Bo też do tego celu da się wykorzystać system viaTOLL – zresztą powstawał on z myślą nie tylko o pojazdach ciężarowych, ale również o umożliwieniu elektronicznych opłat kierowcom aut osobowych.
Pani premier szybko została sprowadzona na ziemię przez swoich urzędników. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad po trzech miesiącach rozważań ogłosiła, że potrzebny jest nowy przetarg. Czyli obok już działającego, zbudowanego za nasze podatki systemu viaTOLL ma powstać mechanizm viaTOLL-bis. Koszt takiego przedsięwzięcia to kilkaset milionów złotych, do tego należy dodać koszty utrzymania.
Smaczku sprawie dodaje fakt, że obsługę systemu dla aut osobowych ma w swoim kontrakcie obecny operator e-myta, firma Kapsch. W efekcie wprowadzenia dodatkowego systemu urzędnicy doprowadzą do sytuacji podwójnej opłaty: firmie Kapsch (za to, żeby systemu dla samochodów osobowych nie obsługiwał) i innej firmie (za obsługę drugiego systemu). Hojność godna dworu Króla-Słońce, a nie państwa, którego ministrom sen z powiek spędza rosnąca dziura budżetowa.
Pani minister Bieńkowska dała się poznać jako wybitny specjalista w zakresie pozyskiwania unijnych funduszy, a jako spec od infrastruktury też zbiera – zasłużenie – niezłe recenzje. Czy ktoś uparł się, by rzucić jej kłody pod nogi? Bo inaczej tej zadziwiającej sytuacji nie sposób wytłumaczyć.
To test zarówno dla szefowej resortu infrastruktury, jak i dla państwa. Jeśli marzenie o znalezieniu się w ekskluzywnym gronie najbogatszych krajów świata ma się ziścić, to konieczna jest sprawnie działająca administracja – spójna, umiejąca dobrze kalkulować i zrywająca z biurokratyczną regułą, że każdy urzędnik chce być udzielnym królem i prowadzić własną politykę.

Źródło: NaTemat.pl