Przybyszewski: Atak na tankowce, czyli Iran chce przetrwać (ANALIZA)

23 sierpnia 2019, 07:30 Bezpieczeństwo

– Poza rozwojem sytuacji w regionie Bliskiego Wschodu, równie decydujące o ewentualności renegocjacji porozumienia okażą się rozmowy europejsko-amerykańskie. Dla samego Iranu najważniejsze jest zaś dotrwanie do zmiany władzy i przetrwanie tego procesu. Wydarzeń historycznych nie da się powtórzyć, więc ten tajemniczy atak na tankowce był w dużej mierze zabiegiem politycznym, mającym przenieść w czasie nie rzeczywistość, lecz wyobraźnię obserwatorów  –  pisze Łukasz Przybyszewski*, współpracownik BiznesAlert.pl.

Flaga Iranu. Źródło: Flickr
Flaga Iranu. Źródło: Flickr

Sankcje

W dniu 2 maja br. wygasło zwolnienie Chin, Indii, Japonii, Korei Południowej i Turcji z sankcji USA na import irańskich węglowodorów. Władze Stanów Zjednoczonych zdecydowały, że zwolnienia nie przedłużą, choć najpewniej liczyły się z tym, że nie wszystkie zainteresowane państwa rzeczywiście zredukują import irańskiej ropy do zera. Oznaczało to, że USA względem Iranu finalnie powróciło do stanu prawnego sprzed JCPoA (porozumienie nuklearne z Iranem zawarte w 2015 roku). Obserwowanie majowych doniesień medialnych oraz analiz implikacji tego kroku dawało jednak wrażenie, że okoliczności są bardzo odmienne od tych, gdy USA zwiększało naciski na Iran w 2012 roku. Wówczas, siedem lat temu, UE zasadniczo wykluczyła irańskie banki ze SWIFT-u i nałożyła embargo na import irańskiej ropy. Wyjątkiem były państwa azjatyckie, które nie były skłonne w pełni zrezygnować z irańskich węglowodorów. Iran po zniesieniu sankcji w 2015 roku nie odzyskał udziału w rynkach sprzed 2012 roku, więc Teheran najpewniej spodziewa się, że nawet jeśli dojdzie do jakiegokolwiek porozumienia z USA, to będzie w jeszcze słabszej pozycji na rynku ropy. Wiedząc to i chcąc zmniejszyć swą zależność od eksportu ropy, Iran dążył do zwiększenia swych zdolności produkcyjnych i eksportowych w branży petrochemicznej. Dlatego też w czerwcu br. Biały Dom obłożył sankcjami Persian Gulf Petrochemical Industries Company (PGPIC), firmę powiązaną z Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej.

Obecnie jednak wydaje się, że część ważnych państw UE (np. Francja, Niemcy, Austria, Włochy) nie przejawia już takiej chęci podporządkowania się woli USA jak wcześniej. Powstanie spółki celowej INSTEX (Instrument in Support of Trade Exchanges), pozwalającej rozliczać handel z Iranem, jest tego przykładem, choć wciąż nie ma mowy o używaniu tej spółki jako mechanizmu do importu irańskich węglowodorów i produktów pochodnych. Mimo to, jest to rodzaj zabezpieczenia na ewentualną konieczność przeciwdziałania sankcjom USA. Wzajemne dystansowanie się gospodarki chińskiej i amerykańskiej (lub rekonfiguracja) zwane „wojną handlową” spowodowało, że tym razem władze w Pekinie prawdopodobnie były nie tylko lepiej przygotowane na redukcję importu ropy z Iranu niż podczas prezydentury Baracka Obamy, ale też mniej skłonne do zachowania pozorów – po krótkiej przerwie w maju, Chiny już w zasadzie wprost deklarują, że nie zamierzają zrezygnować z importu irańskich węglowodorów. Choć jest to niższy poziom niż wcześniej, to ciężko było spodziewać się całkowitej rezygnacji po stronie Pekinu. Ponadto, po wycofaniu się francuskiego Total z rozwijania wydobycia gazu z South Pars, francuskie udziały w projekcie przypadły chińskiemu CNPC. Póki co brak jest wiarygodnych informacji o tym, czy Chiny zamierzają włączyć się w rozwijanie wydobycia gazu z South Pars, ale Teheran regularnie wydaje komunikaty o własnych kolejnych sukcesach związanych z tym projektem. Czy zawdzięcza je jedynie rodzimym zdolnościom inżynieryjnym – nie wiadomo. Iran jest dla Chin tylko jednym z wielu państw regionu, więc gospodarcze znaczenie Teheranu dla Pekinu nie jest duże, ale już jako część łańcucha wartości w regionie, waga Iranu jest większa. Zarazem z politycznego punktu widzenia stanowi interesującego partnera w sytuacji, gdy chińskie władze muszą stawiać opór Amerykanom. Z kolei władze w Teheranie, wiedząc, że USA zmniejsza swoją zależność od importowanych węglowodorów i przystępuje do zwiększania eksportu tych nośników energii z własnego wydobycia, postanowiły najwyraźniej skupić się na wywieraniu asymetrycznej, niekonwencjonalnej presji militarnej na USA w regionie Bliskiego Wschodu. Po odcięciu większości głów terrorystycznej hydry, którą było tzw. Państwo Islamskie, Iran i pro-irańskie bojówki w regionie niemal nie mają lokalnych rywali, poza oczywiście Izraelem i USA, a w oczach tychże państw, szyickie i pro-szyickie bojówki to jedynie kolejne monstrum. Tak silne wzmocnienie sił irańskich i pro-irańskich wymusiło na Stanach Zjednoczonych zwiększenie swej obecności militarnej w regionie – także na pozycjach już niemal opuszczonych, jak tych w Arabii Saudyjskiej.

W kwestii sankcji na szczególną uwagę zasługuje fakt, że Stany Zjednoczone jednak zdecydowały się przedłużyć zwolnienie z sankcji na program nuklearny Iranu, który najprawdopodobniej ma jedynie cywilny charakter. Przyczyny ku temu są dwie. Po pierwsze, Iran najpewniej nie ryzykowałby skrytego programu wojskowego, ponieważ groziłoby to utratą wiarygodności u pozostałych przy JCPoA sygnatariuszy. Wykrycie instalacji, które nie były zgłoszone do Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, byłoby tylko kwestią czasu. Po drugie, utrzymanie zwolnienia z sankcji pozwala władzom w Waszyngtonie mieć pośredni wgląd w to, co się właściwie w tym programie w Iranie dzieje. To czy Iran jest skłonny zbudować broń jądrową jest kwestią sporną. Jeśli jednak faktycznie Iran podniesie poziom wzbogacenia uranu do 20 procent, to będzie to sygnał, że Teheran woli zachować taką możliwość zarówno jako rodzaj groźby i jako realną ewentualność. Wydaje się zatem, że władze w Teheranie działają tak, aby uzyskać dla siebie maksymalne korzyści z faktu, że strona europejska JCPoA pozostaje względnie asertywna wobec USA i bierna wobec kolejnych irańskich interpretacji stanu porozumienia nuklearnego. Mimo nakładania przez Stany Zjednoczone kolejnych sankcji personalnych, które mogą, ale nie muszą mieć znaczenia dla dalszych negocjacji Iranu z pozostałymi sygnatariuszami porozumienia JCPoA, nie należy się spodziewać, aby akurat ten rodzaj sankcji był szczególnie efektywny.

Ataki na okręty morskie i ich przechwytywanie to jedynie część większego konfliktu w Azji Zachodniej

Ataki na cztery tankowce, dokonane przez nieznanych sprawców w maju (wina przypisana Iranowi), a następnie zajęcie przez Iran dwóch tankowców w lipcu, są sygnałem, który pokazuje determinację władz w Teheranie w próbie korzystnego rozegrania konfliktu z USA oraz Wielką Brytanią, która jednoznacznie opowiedziała się po stronie Waszyngtonu. Nie jest tu sprawą istotną, czy władze Iranu faktycznie brały udział w majowym ataku. Ważne są implikacje tych wydarzeń. Dały one bowiem władzom w Teheranie okazję do zasygnalizowania, że Iran ma prawo i zdolności do kontrolowania oraz zabezpieczania szlaków okrętów morskich. Początkowo media informowały o tym, że jest to cofnięcie sytuacji w Zatoce Perskiej do okresu lat 80-tych, gdy toczyła się tzw. „wojna na tankowce”. Wydarzeń historycznych nie da się jednak powtórzyć, więc ten tajemniczy atak na okręty był w dużej mierze zabiegiem politycznym, mającym przenieść wyobraźnię obserwatorów. Wskazywane gdzieniegdzie motywy Iranu za zajęciem okrętów jako podyktowane cenami ropy i chęcią szantażu są prawdopodobnie mimo wszystko błędne. Ceny węglowodorów z Zatoki Perskiej tylko lekko drgnęły i wciąż utrzymują się na stabilnym poziomie, a przy dzisiejszym stopniu zaawansowania wywiadu obrazowego, śledzenie tankowców irańskich i ich przejęcie nie stanowi większego problemu. Bliższa prawdopodobieństwu jest hipoteza, że ruch ten miał na celu silniej podzielić państwa europejskie ze Stanami Zjednoczonymi.

Wobec tego wypada uznać, że władze irańskie najprawdopodobniej podchodzą do sprawy konfliktu z USA z perspektywy regionalnej, traktując każdy incydent jedynie jako kolejny krok testujący „czerwone linie” wielu ze stron zaangażowanych w tym rejonie świata. Zajęcie okrętów morskich było tylko jednym z wykonanych ruchów, a do kolejnych zaliczyć można regularnie nawracające ataki lub groźby sił sprzymierzonych z Iranem w regionie. Patrząc na zwiększenie zaangażowania militarnego USA na Bliskim Wschodzie oraz napiętą sytuację w Izraelu (znaczne zagrożenie symultanicznym konfliktem na wielu frontach), można stwierdzić, że Waszyngton odpowiada Iranowi w podobnym tonie, właściwym dla mocarstwa dominującego.

Perspektywy

Błędem będzie jednak brać za pewnik lansowane ostatnio w mediach stwierdzenie, że Teheran chce przeczekać prezydenturę Donalda Trumpa, lub wręcz czeka na jego porażkę w przyszłorocznych wyborach. Dla samych władz w Teheranie niewielkie znaczenie ma bowiem to, czy prezydentem jest republikanin czy demokrata. Ciężar sankcji zasadniczo zwiększano z biegiem lat niezależnie od tego, kto był prezydentem lub kto miał większość w kongresie czy senacie, więc tak czarno-białe stawianie sprawy jest bezpodstawne. Dużo istotniejsze są relacje między najważniejszymi mocarstwami dominującymi i ponadregionalnymi, ponieważ Iran jest jedynie mocarstwem regionalnym. Nie wiadomo także jak będzie wyglądać propozycja planu pokojowego dla Zatoki Perskiej, którą ma przedstawić Władimir Putin. Ważne jest też zrównoważenie wielu krążących narracji o Iranie i celach irańskich elit. Z ich analizy wynika, że irańscy politycy bardzo liczą na zwiększenie zaangażowania Chin w inwestycje w przemysł oraz usługi, co mogłoby trochę ulżyć gospodarce i złagodzić nastroje społeczne, a także na modernizację uzbrojenia swych armii (Iran ma dwie – Artesz oraz Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej) w czym mogłaby dopomóc Rosja. Sama kwestia reelekcji Donalda Trumpa nie miałaby w kontekście Iranu większego znaczenia, niż tylko propagandowe. Sankcje ONZ (będące de facto embargami) na dostarczanie Iranowi uzbrojenia konwencjonalnego i produktów wykorzystywanych do tworzenia systemów przenoszenia broni jądrowej wygasają odpowiednio w 2020 i 2023 roku, a renegocjacja porozumienia Iranu z USA jest póki co mało prawdopodobna. Iran ma wobec tego bardzo ograniczone możliwości działania. Nie oznacza to jednak, że przewrót w Iranie jest nieuchronny – gospodarka Iranu jest wadliwa z wielu przyczyn, w tym strukturalnych, a brak sankcji niewiele w tej sprawie zmieniał. Prawdopodobne jest przede wszystkim to, że elity Iranu są dość dobrze przygotowane do „przewrotu kontrolowanego”, który może być koniecznym do realizacji scenariuszem podczas procesu przekazania władzy kolejnemu najwyższemu przywódcy (obecnie jest nim ajatollah Ali Chamenei). Ponadto uzyskanie wiarygodnych danych ekonomicznych o Iranie jest również bardzo trudne, więc ciężko jest zweryfikować analizy, z których jedne zwiastują krach gospodarczy, a inne opowiadają o sytuacji „trudnej, ale stabilnej”. Uzbrojenie i technologie mogą być skrycie dostarczane pomimo sankcji, a nowe zdobycze w tych dziedzinach Teheran będzie określał jako rodzime wynalazki własnych naukowców i inżynierów. Podobnie z inwestycjami i handlem – jeśli np. Chiny nie widzą uruchomienia ich akurat teraz jako korzystnego posunięcia, to szybko mogą je zastąpić zwiększonym ruchem turystycznym (już widocznym), co w irańskich warunkach kapitalizmu państwowego (nieco podobnego do ustroju NEP-u) też jest godnym uwagi źródłem walut obcych. W tak trudnych warunkach, wynikających z wymuszonej częściowej izolacji z handlu międzynarodowego, dużo atrakcyjniejsze są też rozwiązania restrukturyzujące gospodarkę (np. prywatyzacja, denominacja) i niekonwencjonalne (jak np. wdrożenie waluty cyfrowej na bazie blockchaina w oparciu o złoto). Wbrew pozorom, naciski USA okresowo przyspieszały transformację gospodarczą Iranu, ponieważ aparat państwowy nie mógł udźwignąć ciężaru sankcji. Nie wiadomo więc czy jednak irańska gospodarka rzeczywiście nie zaadaptuje się do nowych warunków lepiej niż sądzono.

Niestety, próby określania konkretnych prognoz, scenariuszy czy pewnej liczby alternatywnych ścieżek rozwoju względem porozumienia nuklearnego są z góry skazane na porażkę, o ile nie mają być ogólnikowe. Renegocjacja porozumienia z USA musiałaby bowiem przynieść władzom w Waszyngtonie jakiś rodzaj korzyści, który przewyższa te wynikające z odejścia od JCPoA, a zarazem wpisywać się w szersze interesy Stanów Zjednoczonych w wymiarze regionalnym oraz globalnym. Obecnie zwiastunów takowych korzyści nie widać, a ewentualne uruchomienie INSTEX-u również dla takich towarów jak węglowodorów i produktów petrochemicznych przypuszczalnie mogłoby doprowadzić jedynie do zwiększenia nacisku ze strony USA. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że poza rozwojem sytuacji w regionie Bliskiego Wschodu równie decydujące o możliwości renegocjacji porozumienia okażą się rozmowy europejsko-amerykańskie. Dla samego Iranu – a przynajmniej dla jego obecnych elit rządzących – najważniejsze jest dotrwanie do zmiany na najwyższym stanowisku władzy i przetrwanie tego procesu.

*analityk Ośrodka Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Akademii Sztuki Wojennej. Artykuł jest opinią prywatną nie reprezentuje stanowiska władz ASzWoj.