– Oś Oporu, czyli koalicja ugrupowań proirańskich, nie próżnuje. Koalicyjna Grupa Zadaniowa SENTINEL, która strzeże bezpieczeństwa żeglugi w cieśninie Ormuz oraz Bab al-Mandeb, ostrzegła 16 listopada, że zagrożenie dla okrętów handlowych ze strony Houthich jest realne. Zaleciła mijanie Jemenu w jak największej odległości, najlepiej w nocy. Proirańscy bojownicy przerzucają uzbrojenie ku zachodowi Syrii i do Libanu. Jednocześnie Iran zwiększa zapasy uranu wzbogaconego do poziomu zastosowania militarnego. Źródła gróźb USA wobec Iranu należy jednak szukać w Chinach. Wydaje się też, że w regionie na dobre są już Trzy Wieże, a nie Dwie – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.
Oś Oporu – pomost lądowy i bramy cieśnin
Od 7 października jesteśmy świadkami dość karkołomnych wybiegów Osi Oporu, której niejako przewodzi Iran, mających na celu: 1) podzielenie Zachodu na kanwie konfliktu Hamasu i Izraela; oraz 2) podjęcie próby wyrwania Bliskiego Wschodu spod dominacji USA. Kolejne zdarzenia wydają się wskazywać, że Waszyngton będzie wciąż szukał jednak jakiegoś porozumienia, które sprawiedliwie podzieli ten region między USA i Chiny. Oś Oporu zaś robi co może, aby zwiększyć szanse Pekinu, a także swoje własne na przyszłość. Póki co jednak Pekin korzysta z sytuacji, w której opinia publiczna w regionie stała się bardziej sceptyczna wobec USA i Zachodu, a ta na Zachodzie zaś – podzielona. Oś Oporu kontynuuje więc naciski i groźby wobec Izraela oraz USA. Dotychczas było już ponad 50 ataków na amerykańskie bazy w Syrii i Iraku. Co więcej, nie wszystkiemu siły powietrzne Izraela czy USA są w stanie zaradzić: wiele transportów uzbrojenia, które zmierzają ku zachodowi Syrii, nie może być zatrzymanych. Bombardowanie syryjskich lotnisk z pewnością spowolniło przerzut sprzętu i amunicji, ale wciąż nie wiadomo, czy Oś Oporu uda się Izraelowi i USA pokonać na odcinku logistycznym.
Możliwe, że na froncie lądowym te przerzuty i naloty po prostu rozciągną się w czasie. Most lądowy jest bowiem wciąż otwarty, więc proirańskie organizacje militarne skwapliwie go wykorzystują na tyle, na ile się da. Jest jeszcze jednak morze, na którym Oś Oporu miałaby bardzo ograniczone możliwości, gdyby nie dwie cieśniny oraz głębia lądu, pozwalająca wyprowadzać ataki na okręty. Te cieśniny to dwie bramy, nad których przepustowością Oś Oporu ma sporo do powiedzenia. Konflikt z Izraelem to idealna okazja, aby pokazać, że tak właśnie jest. Naciski będą więc od teraz miały miejsce właśnie także po drugiej stronie Półwyspu Arabskiego od Cieśniny Ormuz: w Cieśninie Bab al-Mandeb. Wczoraj bowiem Koalicyjna Grupa Zadaniowa SENTINEL Międzynarodowego Konstruktu Bezpieczeństwa Morskiego (Coalition Task Force SENTINEL of the International Maritime Security Construct /CTF SENTINEL IMSC/) wydała ostrzeżenie, które potwierdziło moje wcześniejsze przypuszczenia: już wkrótce okręty handlowe operujące w regionie mogą być realnie zagrożone atakiem ze strony Houthich. CTF SENTINEL IMSC powstało w 2019 roku i ma za zadanie chronić szlaki morskie w regionie Bliskiego Wschodu, a przede wszystkim w Cieśninie Bab al-Mandeb oraz Cieśninie Ormuz. Powód stworzenia tej grupy operacyjnej był prosty: odstraszyć i powstrzymywać przed zajmowaniem i porywaniem i/lub atakowaniem cywilnych okrętów handlowych. Okręty mają mijać jemeńskie wody terytorialne w jak największej odległości, nocą, ażeby utrudnić ewentualne wzięcie na cel.
Co prawda Houthi grozili, że na cel mogą wziąć izraelskie okręty, ale trudno powiedzieć, co dokładnie spełni ich definicję “izraelskości” danego okrętu: czy będzie to kapitał grupy, do której on należy; czy docelowy port; czy coś innego. Pewne jest jedno: jak zwykle, zarówno Houthi jak i Iran muszą jedynie uważać, aby akurat ten statek, który wezmą na cel, nie płynął przypadkiem z/do Chin. Zagrożenie z ich strony jest jednak bardzo realne, bo w trakcie zawieszenia broni rozszerzyli swój arsenał. Posiadają nie tylko pociski balistyczne, bezzałogowce, ale także i pociski przeciwokrętowe.
Jeśli przyjęta zostanie sugestia, aby jednostki marynarki wojennej Izraela dołączyły do CTF SENTINEL, to celem nie staną się nagle też okręty marynarki. Co to, to nie. Oczywistym jest, że może dojść do pomyłki, w wyniku której przeciwokrętowe pociski Houthich trafią np. okręt łotewski, a to Houthim zupełnie nie po drodze. Tak naprawdę sugestia ta ma podłoże czysto finansowe – rakiety strącające bezzałogowce i pociski balistyczne kosztują, więc CTF SENTINEL chce uzyskać sprawiedliwy podział poprzez uczestnictwo. Przy okazji lansuje się nową architekturę bezpieczeństwa w regionie, która uwzględnia ochronę Izraela i państw arabskich jednocześnie, ale póki co wciąż ku temu za daleko, aby zgadywać, czy i kiedy takowa powstanie.
W odniesieniu do CTF SENTINEL, może warto zastanowić się, czy takie – istniejące już zresztą – rozwiązanie jak okręt najemny, nie byłoby w tej sytuacji nieco lepszym pomysłem? Skoro Sea Shepherd już od jakiegoś czasu operuje i ma sukcesy, to można to rozważyć. Wyposażenie ich w tańsze, a równie skuteczne, uzbrojenie, które mogłoby przechwytywać część obiektów (np. bezzałogowce), mogłoby skłonić firmy ubezpieczeniowe do uwzględnienia kosztu ich najęcia do pobieranych opłat. Skoro mamy niejako powrót piractwa wspieranego przez państwa, to trudno nie widzieć w tym sensu. Jeśli Pekin wciąż będzie powoli, metodą żółwia, rozszerzał swe wpływy w Azji, to zwiększenie roli sektora “prywatnego/pirackiego” w zapewnianiu bezpieczeństwa może stać się dla Zachodu nieodzowny.
Chiny – Trzecia Wieża?
Gdyby Tolkien żył, to pewnie zainspirowałby się tym, co się na świecie dzieje, a szczególnie ostatnimi dwoma dekadami na Bliskim Wschodzie. Czy uznałby Kreml za Barad-dûr? Być może. Teherańską Wieżę Milad za Orthanc, w której zasiadał Saruman? To prawdopodobne. Jednak w naszym, realnym, świecie istnieje niejako w wyobraźni, symbolicznie, także Trzecia Wieża. Problem w tym, że na razie nie bardzo wiadomo, czy znajduje się ona w Pekinie, czy Waszyngtonie. Zaraz wyjaśnię dlaczego, ale najpierw zarysuję nonsens niektórych ostatnich wypowiedzi.
Po pierwsze, komentarz doradcy ds. bezpieczeństwa energetycznego J. Bidena, Amosa Hochsteina, na temat egzekwowania sankcji na irańskie węglowodory można włożyć między bajki. Padł on w kontekście wizyty Xi w San Francisco, ale władze w Pekinie nie mają żadnego powodu, aby zakazać ich małym rafineriom sprowadzanie irańskiej ropy. Poza tym, zapowiadane jest chwilowe przesycenie rynku, więc możliwe, że Iran faktycznie zacznie mniej eksportować. Nie będzie to jednak żaden sukces Waszyngtonu, a jedynie reakcja na rynek.
Po drugie, za bajdurzenie uznać też z pewnością można argument o tym, że są jedynie delikatne wzrosty w irańskich zapasach uranu wzbogaconego do 60 procent są wynikiem “kuluarowego porozumienia” Waszyngtonu i Teheranu. To taka sama bzdura, jak twierdzenie sprzed kilku lat, w którym spadek eksportu irańskiej ropy przypisywano sukcesowi sankcji. Nie był nim. Iran po prostu nie miał zdolności magazynowych dla kondensatów gazowych, więc musiał “zaparkować” odpowiednią liczbę statków na jakiś czas, które posłużyły za tymczasowe magazyny. Bardziej prawdopodobne wydaje się więc to, że delikatne wzrosty w irańskich zapasach uranu na poziomie 60 procent wynikają znów z przyczyn technicznych, procesowych lub magazynowych. Uranu wzbogaconego do poziomu zastosowania militarnego zaś Iran ma dziś o 5 procent więcej, niż przy poprzednim raporcie MAEA, więc spowolnienia zdecydowanie nie ma.
Wychodzi więc na to, że Waszyngton chyba nie zamierza tak naprawdę zrobić nic, aby rzeczywiście zmniejszyć irański eksport węglowodorów do Chin. Niewiele jest też w stanie wskórać na odcinku irańskiego programu atomowego. Ani z pierwszej, ani z drugiej opcji specjalnego profitu nie ma. Utrudnienie, ograniczenie, spowolnienie – to jest do zrealizowania za niewielką cenę. Dlatego sytuacja rzeczywista tak daleka jest od tych górnolotnych wypowiedzi i plotek o “kuluarowym porozumieniu”. Z kolei Pekin najwyraźniej nie zamierza nic zrobić, aby pomóc Waszyngtonowi podzielić “bliskowschodni tort” w sposób, który USA uznałoby za “relatywnie” sprawiedliwy. Region zdecydowanie uznaje Chiny za stronę bardziej neutralną, więc państwa bliskowschodnie niekoniecznie zechcą “zabetonować się” zachodnią architekturą bezpieczeństwa w regionie.
Europa zaś, cóż, wobec irańskiego programu atomowego jest zupełnie bezsilna, zajęta problemem imigracyjnym i wojną Rosji z Ukrainą. Prawdopodobnie więc Trzecia Wieża będzie symbolicznie znajdować się gdzieś pomiędzy Pekinem, Moskwą, Europą i Waszyngtonem, a o charakterze jej wpływu będzie bardziej decydowało to, z czego została stworzona – z obaw, pychy, chciwości i żądzy władzy oraz zemsty. Będzie generowała czynnik chaotyczny w relacjach. Brzmi nadmiernie mistycznie? Być może. Jednak realpolitik uwzględnia także element emocji, a jest on wciąż niezwykle silnym czynnikiem twórczym polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, niezależnie od tego, jak bardzo próbujemy zasłonić się planami, strategią, racjonalizacją. Odczucia kolektywne są niezwykle ważne. Tolkien to rozumiał doskonale, ale nie umiem powiedzieć, czy rzeczywiście dopisałby Trzecią Wieżę, skoro pierścień spełniał tę rolę równie dobrze.
Houthi mieli w ciągu ostatnich 24h porwać statek "Galaxy Leader". To samochodowiec, który należy do Ray Shipping Limited, izraelskiej firmy świadczącej usługi transportu samochodów. Płynął do Indii. Szacunki ile osób było w załodze są różne. Najczęściej pada liczba 22 osób. pic.twitter.com/yPNoEaRuU5
— Luke Przybyszewski (@Przybyszewski_L) November 19, 2023
*Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.
Przybyszewski: Święta wojna, czyli trzy imperia na bliskowschodnich rozstajach