– Eskadra Su-35 miała dotrzeć do Iranu w ciągu ostatnich czterech miesięcy, ale kontrakt wciąż nie jest realizowany. Zachwyt mediów jest przedwczesny i nieuzasadniony, bo opiera się na niezrozumieniu sytuacji – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.
Gdy tylko irański minister obrony, Mohammad Reza Asztiani, uniknął w telewizji jasnej odpowiedzi na pytanie dotyczące terminu dostawy Su-35, szybko pojawiły się plotki o fiasku irańsko-rosyjskich negocjacji w tej sprawie.
Owszem, eskadra Su-35 miała dotrzeć do Iranu w ciągu ostatnich 4 miesięcy i kontrakt wciąż nie jest realizowany. Jednak to, z czym mamy do czynienia, to nie zerwanie rozmów, a jedynie impas.
Zachwyt mediów nawet samym impasem jest jednak przedwczesny i nieuzasadniony, bo opiera się na niezrozumieniu sytuacji i poleganiu na fake newsach.
Po pierwsze, sytuacja nie jest przesądzona. Asztiani stwierdził bowiem jedynie, iż póki co Iran ma własne zdolności produkcyjne, czyli jest wciąż w stanie utrzymać swoją starzejącą się flotę. Nawiasem mówiąc, będzie mógł to czynić przez jeszcze może około dekadę. Co więcej, z jego wypowiedzi odczytać można było mimo wszystko pewne zakłopotanie. Dlaczego? Otóż w przypadku relacji irańsko-rosyjskich i zakupów rosyjskiego uzbrojenia to sytuacja, która już wcześniej miała miejsce wielokrotnie.
Po drugie, wiadomość o załamaniu się rozmów i rezygnacji z zakupu wyszła m.in. z konta, które słynie wśród specjalistów jako regularnie publikujące dezinformacje. I to jest punkt, przy którym rozwinę niektóre wątki nieco szerzej – to znacząco zmienia bowiem spojrzenie na sprawę Suchojów i informacje na temat Iranu w ogóle.
Fake news goni fake news
Wrzutkę o tym, że to koniec historii zakupu Su-35 podały znowu „opozycyjne” kanały oraz znane specjalistom od Iranu konto na Twitterze: Babak Taghvaee. Czy pan Taghvaee to prawdziwa osoba, czy nie, nie ma znaczenia. Samo konto Babaka Taghvaeego jest przez specjalistów traktowane jako niegodne zaufania, publikujące mieszaninę informacji prawdziwych i nieprawdziwych. Krótko mówiąc, konto to z reguły dezinformuje. Niejako preludium do tej wrzutki stanowiła inna, rozpowszechniona przez pewnego przebywającego na Zachodzie Irańczyka, który z zawodu jest ekonomistą: Esfandyara Batmanghelidjego. Przysłużył się rozpowszechnieniu tezy, że Iran „z góry zapłacił” za te Suchoje za czasów drugiej kadencji prezydenta Rouhaniego. Miało to rzekomo potwierdzić dwóch irańskich dyplomatów. Czy to nie dziwne, że jako ekonomista rozpowszechnia takie bzdury? Kontrakty zbrojeniowe prawie nigdy tak nie wyglądają. Z daleka zatem widać, że szykowano już grunt pod kształtowanie opinii poza Iranem (w Iranie też, ale w mniejszej mierze jest to skuteczne). Doniesienie to podał Batmanghelidjemu zresztą dziennikarz żyjący w Iranie. A ci zazwyczaj nie mają swobody działania, że tak delikatnie to ujmę. Na marginesie: drony, które Iran dostarczał i najpewniej wciąż dostarcza Rosji też nigdy nie były zapłatą za Suchoje. To kolejny fejk, który jest bezmyślnie powielany. Jeśli już, to jest to wraz z linią produkcyjną tworzoną w Rosji jedynie część offsetu, lub ogólnych ram współpracy, które mają doprowadzić finalnie do pozyskania Su-35, nic więcej.
I wtedy, jak już pierwsze plotki puszczono w internet, po raz kolejny podjęto wrzutkę Babaka Taghvaeego, w tym szybko w mediach typu Iran International. Ten portal z mało zrozumiałych powodów jest traktowany w Polsce jako źródło irańskie, podczas gdy jest to po prostu opozycyjne medium emigracji. I to też nie całej, a jedynie jednej z frakcji.
Niestety, część z naszych mediów fejka o zerwaniu umowy na dostawę Su-35 powieliła bez większego zastanowienia. W tym takie, które mają zasięg ogólnopolski. Można byłoby to zrozumieć jeszcze kilka lat temu, gdy pewnie wielu dziennikarzy myślało: Co tam! Iran? Daleki kraj, dziwny ustrój, mili ludzie. Bez znaczenia, czy poda się wiarygodne informacje, czy nie. Zbyt niszowy temat. Mało kogo obchodzi. Ale w sytuacji, gdy państwo to aktywnie wspiera machinę wojenną Rosji, dziennikarze powinni jednak lepiej weryfikować informacje o „skrzydłowym Kremla”. Łatwo będzie odtrąbić tego fejka, gdy np. jednak te Suchoje w końcu tam dotrą, np. za miesiąc, za kwartał, lub za rok? Może i byłoby łatwo, gdyby fejki nie były bardziej lepkie od rzetelnych newsów.
To co tak naprawdę wiemy?
Rzecznik irańskiego resortu obrony, gen. bryg. Reza Taloi-Nik nie prostował wypowiedzi swoich przełożonych o tym, że na razie nie ma mowy o zakupie Su-35 i offsetowym transferze technologii. Nie ma czemu się dziwić: skoro samoloty nie dotarły, to znaczy, że kontrakt nie jest jeszcze realizowany. A niedawno odbywały się też ważne ćwiczenia sił powietrznych, więc znów nie można było pochwalić się nowym i długo wyczekiwanym nabytkiem. Wskazał więc, że jest kalendarium, procedury; że są kamienie milowe, wymogi prawne i jeszcze ostateczne decyzje nie zapadły. Ministerstwo musiało jednak zachować twarz, więc ostrzejsze wypowiedzi jego przełożonego były czymś naturalnym. Znów podkreślano więc klasyczne frazesy (nie pozbawione pewnej dozy prawdy) o samowystarczalności, braku pilnej potrzeby pozyskania Suchojów itd. Nie było wyjścia: trzeba było powtórzyć te hasła w ostrym tonie, z pozycji siły. Nie pierwszy raz bowiem Rosja opóźnia transfer uzbrojenia do Iranu. Przykładowo, umowę na S-300 podpisano w 2007, a zestawy dotarły 9 lat później.
Można zatem zapytać: Dobrze, to skoro nie dostali teraz tych Su-35, to czy nie jest to dobra wiadomość? Otóż nie. Dlaczego? A jeśli powtórzy się historia z S-300 i Iran po kryjomu uzyska transfery technologii, które pozwolą im w większej mierze przenieść produkcję większej palety komponentów do siebie, niźli tylko niektórych części zamiennych? Systemy trochę podobne do S-300, a mianowicie irańskie Bavar-373, nie wzięły się znikąd. Powstały dlatego, że Rosja musiała opóźniać dostawę S-300 zgodnie z własnym interesem, ale nie mogła przecież zostawić Iranu zupełnie z niczym. Najpewniej więc wspomogli stworzenie Bavar-373. Jeśli zatem dalej będą opóźnienia z Su-35, to Kreml najpewniej w ramach rekompensaty będzie musiał znowu coś innego zaproponować. Iran na czekaniu nie straci. Spokojnie. Dziś innych ofert i tak nie ma, ale nikt nie wie przecież co stanie się jutro, prawda? Podobnie musi myśleć Kreml. W nieskończoność odwlekać tego nie będzie mógł. I nie myślmy symetrycznie: w zamian za opóźnienia, Iran może dostać coś zupełnie innego, a równie potrzebnego i co wcale nie pozwoli niektórym spać spokojniej.
Nie wiemy dlaczego nie rozpoczęto realizacji zamówienia. Nie wiemy też ani kiedy dojdzie do jego realizacji, ani co w zamian za opóźnienia Iran dostanie. Nie wiemy, czy Iran nie korzysta czasem z sytuacji i nie podnosi wymagań – wykluczyć się tego nie da. Nie wiemy też, czy Rosja po prostu nie jest czasem zwyczajnie w stanie zrealizować kontraktu. Może nie być.
Wnioski
Jedna eskadra Su-35 nie przechyliłaby w Zatoce szali na korzyść Iranu. Zmieniłaby jednak proporcje siły, bo Iran byłby w korzystniejszej sytuacji, niż bez tych samolotów, temu nie wolno zaprzeczyć. Iran tak łatwo więc nie zrezygnuje z pozyskania Su-35 (plus transferów), nawet jeśli faktycznie odłożoną transzę będzie musiał zabudżetować na inny rok. To najmniejszy problem.
Opóźnienia w realizacji zamówień tego typu nie są czymś wyjątkowym. Nie ma co jednak liczyć na to, że Iran nie otrzyma czegoś w ramach rekompensaty, czy na to, że do dostaw Su-35 nigdy nie dojdzie. Całkiem możliwy jest jednak scenariusz w którym zamówienie nie zacznie być realizowane do końca marca 2024 r. Moim zdaniem Iran w końcu długo wyczekiwaną eskadrę, lub więcej, otrzyma. Podkreślam jednak, że nawet władze w Teheranie nie wiedzą kiedy dokładnie to nastąpi. Póki co oferta chińska nie jest alternatywą, bo aktualnie taki ruch i tak nie byłby z korzyścią dla polityki Pekinu w regionie.
*Łukasz Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.
Przybyszewski: Co mówią eksperci o irańskiej kopii polskiego drona