Na dwóch krańcach stołu negocjacji w kartelu naftowym OPEC zasiadły Arabia Saudyjska i Iran. Pierwszy kraj nie chce ograniczenia wydobycia ropy naftowej, pomimo szybkiego spadku wartości baryłki. Drugie państwo domaga się wprowadzenia cięć, które w jego przekonaniu „w ciągu tygodnia” ustabilizowałyby ceny ropy. Czy strony dojdą do porozumienia?
Irański minister ropy naftowej Bijan Zanganeh poinformował, że jego kraj jest gotów do negocjacji z Arabią Saudyjską odnośnie obecnych warunków na rynkach ropy naftowej – informuje Press TV. – Wspieramy wszelkie formy dialogu i współpracy z krajami członkowskimi OPEC, także z Arabią – powiedział minister.
– Gdyby była silna wola polityczna, cena ropy zostałaby zrównoważona w ciągu tygodnia – przekonywał polityk.
Iran oskarża „niektóre kraje kartelu OPEC” o to, że wspierają interesy USA. Przez tę politykę cena ropy naftowej cały czas spada.
Doradca wysokiego przywódcy Iranu Aliego Chomeiniego, Ali Akbar Welajati, ocenił, że cena baryłki stale spada, bo „niektóre kraje OPEC” nie realizują własnych interesów, ale amerykańskie. – Niestety myślą one bardziej o interesach konsumentów ropy, krajów jak USA. Z tego powodu cena ropy dalej spada. Mam nadzieję, że nadejdzie czas, w którym zaczną one myśleć o interesie swoich obywateli”.
Był to zawoalowany atak na Arabię Saudyjską, która zamiast wesprzeć interwencję na rynku ropy wspieraną przez Iran, woli kontynuować wzrost eksportu i walczyć o klientów ceną dostaw. Saudyjczycy na swoją obronę wskazują, że plany powrotu Iranu na rynek czarnego surowca zmuszają ich do utrzymania tempa eksportu, bo zmniejszenie go poskutkowałoby utratą udziałów na rzecz rywala i nie pomogłoby w walce z niską ceną baryłki.
Kartel OPEC nie podjął dotąd decyzji o ograniczeniu wydobycia w krajach członkowskich. Przeciwnikiem takiego rozwiązania jest największy producent w organizacji, czyli Arabia Saudyjska. Uważa ona, że ograniczenie nie pomoże w regulacji cen, a jedynie doprowadzi do utraty udziałów rynkowych na rzecz konkurencji spoza OPEC. Saudyjczycy obawiają się także powrotu Iranu na rynek. Obecnie Teheran zakontraktował już dostawy do Europy na ilość około 300 tysięcy baryłek dziennie.
Francuski Total podpisał z Irańskim NIOC umowę na zakup do 200 tysięcy baryłek ropy naftowej dziennie. Było to możliwe dzięki zniesieniu sankcji gospodarczych przeciwko Teheranowi na przełomie roku. Według informacji Iranu, włączając porozumienie z Totalem, Iran zakontraktował już sprzedaż do Europy do 300 tysięcy baryłek dziennie. Podpisał umowy z rosyjskim Łukoilem (przez tradera Litasco) oraz hiszpańską Cepsą. Zakupami ropy irańskiej jest zainteresowane włoskie ENI.
Rozmowy na ten temat prowadzą również Polacy z PKN Orlen, którzy chcą wykorzystać je jako źródło dywersyfikacji, oprócz źródła saudyjskiego, które pozwoliłoby na zmniejszenie zależności od głównego dostawcy, którym pozostaje Rosja.
Wspomniane kraje kartelu ścigają się w zwiększaniu produkcji. W styczniu wydobycie w Arabii wzrosło o 70 tysięcy baryłek dziennie. Iran zwiększył je w tym czasie o 80 tysięcy.
Zdaniem Zanganeha, brak decyzji OPEC o ograniczeniu wydobycia był „historycznym błędem”. Na rynku ropy naftowej znajduje się obecnie 2,5 mln baryłek dziennie nadpodaży. Cena baryłki spadła w stosunku do połowy 2014 roku o 60 procent.
Tania ropa zagraża gospodarkom
Nie wiadomo, czy Irańczykom i innym zwolennikom ograniczenia wydobycia uda się przekonać Arabię Saudyjską do zmiany polityki. Czynnikiem decydującym mogą być jednak problemy gospodarcze królestwa.
Jak informuje Financial Times, spadek światowych cen ropy naftowej po raz pierwszy w historii zmusił władze Arabii Saudyjskiej do wejścia na rynek dłużny i emisji obligacji. Dodatkowym czynnikiem, który stanowi obciążenie finansowe dla Rijadu, jest rozszerzenie obecności wojskowej w Syrii i Jemenie.
73 procent dochodów saudyjskiego budżetu pochodzi ze sprzedaży ropy naftowej. Spadek jej cen na świecie doprowadził do zmniejszenia pod koniec 2015 roku rezerw walutowych o 97 mld dolarów do 640 mld dolarów. Przy czym władze zauważają, że przy obecnej dynamice cen surowca to do 2020 roku deficyt budżetowy może osiągnąć poziom 50 procent PKB wobec 1,6 procenta na koniec 2014 roku.
Zdaniem analityków wielkość emisji saudyjskich obligacji i ich rentowność będzie zależała od trzech czynników: ceny ropy, poziom rezerw złota Rijadu oraz od zmienności rynku. Jeżeli nacisk na wszystkie wspomniane kierunki się zmniejszy do debiut Arabii na światowym rynku dłużniczym może okazać się bardzo udany. Jednakże w przypadku narastania kryzysu Saudyjczycy mogą ograniczać branie pożyczek tylko do kilku miliardów dolarów i to na wysoki procent.
Analitycy bankowi zakładają, że pierwsza emisja obligacji przez Arabia Saudyjską wyniesie 5 mld dolarów. Przy czym zwracają uwagę na to, że spory dochód może przynieść zapowiadana wcześniej emisja akcji państwowego giganta naftowego spółki Saudi Aramco. Według analityka BNP Paribas Andrew McFarlane wartość spółki może być szacowana na ok. 2-3 bln dolarów wobec czego przy sprzedaży rozważanych 5 procent akcji koncernu uzyskana kwota pokryłaby wspomniany wcześniej deficyt.
Jak informuje agencja Reuters ze względu na niskie cent ropy, które spowodowały, że Rijad zmniejszył wydatki na projekty budowlane, saudyjskie firmy nie wypłacają pracownikom wynagrodzeń.
Wcześniej ministerstwo pracy ogłosiło, że pracownicy jednej z ,,dużych firm” skarżyli się, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie otrzymywali swoich wypłat. Resort nie podał nazwy tego przedsiębiorstwa oraz szczegółów sprawy, odmawiając komentarza dla agencji.
Cięcia w wydatkach budżetowych w celu redukcji deficytu o 100 mld dolarów najbardziej dotknęły saudyjski sektor budowlany ponieważ spółki są silnie związane z państwowymi inwestycjami.
– Tempo realizacji dotychczasowych projektów zostało spowolnione, więc projekt zajmujący 6 miesięcy może trwać znacznie dłużej. Ponadto płatności ze strony państwa także zwolniły. W rezultacie wykonawcy, którzy zazwyczaj opierają się na krótkoterminowym finansowaniu projektów nie mogą tak jak wcześniej spłacać swoich długów – powiedział analityk EFG-Hermes Murad Ansari.
Spekulacja rządzi rynkiem
Już sama dyskusja o decyzji OPEC ma znaczenie dla rynku. Spekulacje na temat możliwej koordynacji polityki naftowej przez kartel i Rosję na przemian powodowały wzrost oraz spadek wartości baryłki do czasu, gdy zostały zweryfikowane negatywnie.
Według danych Międzynarodowej Agencji Energii nadpodaż ropy naftowej na światowym rynku ma trwać dłużej i być większa od wcześniejszych szacunków. Powodem ma być zmniejszenie się szans na to, że amerykańskie wydobycie ropy łupkowej nastąpi szybko, oraz małe prawdopodobieństwo skoordynowanej polityki ograniczenia wydobycia w krajach kartelu OPEC i w Rosji.
Zdaniem ekspertów MAE ropa nie spadnie raczej do 10 dolarów za baryłkę, jak sugerują najbardziej pesymistyczne prognozy, ale nie widać także perspektywy wzrostu jej wartości. Prognoza zapotrzebowania na 2016 rok została zrewidowana. Ma ono wynieść 1,17 zamiast 1,6 mln baryłek dziennie. Zapotrzebowanie na ropę OPEC ma spaść o 100 tysięcy baryłek dziennie do 31,7 mln. To o wiele mniej od styczniowego eksportu z kartelu, który wyniósł 32,63 mln baryłek na dzień.
– Utrzymujące się spekulacje na temat możliwości wprowadzenia skoordynowanych cięć wydobycia ropy naftowej przez kraje OPEC okazują się być tylko spekulacjami – ocenia MAE. – Prawdopodobieństwo takiego działania jest bardzo małe.
Zdaniem ekspertów Agencji wydobycie spoza OPEC spadnie tylko o 0,6 mln baryłek dziennie w 2016 roku. Będzie tak pomimo spadku rentowności wydobycia ropy łupkowej w USA, ponieważ jego poziom będzie spadał powoli, a część firm nie podda się dekoniunkturze i przetrwa dzięki pożyczkom oraz cięciom.
Brent kosztował w środę o 8.00 polskiego czasu 31,12 dolarów za baryłkę. Mieszanka WTI 28,62 dolarów za tę samą ilość.