Rajewski: Raport Zielonych o atomie w Polsce. Dane bez sensu dadzą wynik bez sensu

1 lutego 2021, 07:31 Atom

Adam Rajewski z Politechniki Warszawskiej odnosi się do alarmistycznego raportu niemieckich Zielonych straszącego przed katastrofą jądrową z udziałem polskiej elektrowni jądrowej planowanej na 2033 rok. – Nawet najlepsze modelowanie daje bezsensowne wyniki, jeśli dane wejściowe do modelu także będą bezsensowne – ocenia naukowiec.

Elektrownia jądrowa
Elektrownia jądrowa

Dwa dni temu w mediach niemieckich [1][2] (a potem i w polskich) pojawiły się alarmistyczne artykuły stwierdzające, że awaria w przyszłej polskiej elektrowni jądrowej może spowodować zagrożenie nawet dla rejonu Berlina i Hamburga, odległych o ok. 400 km (w artykułach podano 450 km, w istocie do Berlina z obu rozpatrywanych lokalizacji jest mniej niż 400, ale nie bądźmy drobiazgowi).

Niemieccy Zieloni straszą raportem o chmurze radioaktywnej z Polski. Mamy jego treść

Artykuły powoływały się na analizę szwajcarskich specjalistów i okraszone były sugestywną grafiką pokazującą rozchodzenie się chmury skażeń z rejonu Żarnowca w rejon Berlina. Skala wskazywała istotnie, że w rejonie Berlina lokalnie wystąpić może narażenie ludności na dawki przekraczające 20 mSv, które to (w skali roku) były kryterium ewakuacji mieszkańców rejonu Fukushimy. Niestety w żadnym z artykułów nie znalazły się linki do materiału źródłowego, więc na tym etapie można było się tylko domyślać co tu się wydarzyło. Już na etapie domysłów można było zgadywać, że coś poważnego. Przyczyna jest prosta: 20 mSv tak daleko od elektrowni to katastrofa dużo poważniejsza, niż Czarnobyl i Fukushima (nawet wzięte razem).

W Czarnobylu, gdzie doszło do absolutnie najgorszego możliwego kataklizmu – wybuchu „od środka” pracującego reaktora, niewyposażonego w żadną tzw. obudowę bezpieczeństwa, największe narażenie wśród nieprzesiedlonej ludności wystąpiło w Obwodzie homelskim, który cały mieści się w promieniu 200 km od elektrowni. I dawki nie przekraczały tam 4 mSv w ciągu pierwszego roku (i 10 mSv w sumie) [3]. W Fukushimie natomiast, gdzie obudowy bezpieczeństwa były (choć stare i relatywnie słabe), ale za to awarii uległy aż trzy reaktory, dawki przekraczające 20 mSv w „najgorszym” kierunku nie sięgnęły dalej niż 30 km od elektrowni.

Co stało się tutaj?

Na etapie publikacji prasowych można było tylko spekulować, że doszło do czegoś, co naukowcy czasami określają żartobliwie skrótem GIGO (z angielskiego: Garbage In – Garbage Out); oznacza to, że nawet najlepsze modelowanie daje bezsensowne wyniki, jeśli dane wejściowe do modelu także będą bezsensowne. W tym konkretnie przypadku polegałoby to na tym, że do prawidłowego modelu rozchodzenia się skażeń wprowadzono przesadne dane o uwolnieniu substancji promieniotwórczych. Przesadzone uwolnienie oczywiście rozejdzie się dalej, niż realne, stąd jest już prosta droga do przesadzonych skutków. Raport, choć nie był podlinkowany w oryginalnych niemieckich publikacjach prasowych, można w internecie znaleźć [4]. Przeanalizował go w szczegółach dla portalu Energetyka 24 Maciej Lipka z Narodowego Centrum Badań Jądrowym i osobom zainteresowanym bardziej specjalistycznym ujęciem tę analizę bardzo polecam [5], tu wspomnę tylko o ogólnych ustaleniach.

Otóż podejrzenia „GIGO” były jak najbardziej słuszne. Autorzy analizy zwyczajnie przyjęli niezwykle duże uwolnienie materiałów promieniotwórczych w wyniku hipotetycznej awarii w polskiej elektrowni. Przy tym nie zajęli się w ogóle tematem tego jak do tego miałoby dojść, stwierdzając po prostu, iż „analiza oparta jest o charakterystykę uwolnienia [reaktora] AP1000 przedstawioną przez Sholly’ego i in. (…), ponieważ odpowiada ona poważnej awarii jądrowej”. Maciej Lipka wykonał pracę detektywistyczną i przeanalizował skąd te liczby wzięły się w publikacji źródłowej.

Otóż, pisząc w pewnym uproszczeniu i skrócie, przyjęto dane faktycznie występujące w analizie wykonanej dla amerykańskiego dozoru jądrowego dla reaktora AP1000 (czyli takiego, jaki faktycznie ma szansę znaleźć się w polskiej elektrowni), tylko że dane te nie opisywały uznanego za wiarygodny scenariusza awarii, a przypadek referencyjny do oceny skuteczności zastosowanych zabezpieczeń. Konkretnie przypadek referencyjny polegający na tym, że nie uwzględni się obudowy bezpieczeństwa (tego ciężkiego betonowego budynku, w którym instaluje się reaktor i na którym można „bezpiecznie” rozbić samolot). Czyli co by było, gdybyśmy reaktor zainstalowany w bunkrze magicznie z tego bunkra wyjęli i wtedy „go wybuchnęli”.

Przy takich założeniach oczywiście możemy dojść do liczb „ponadczarnobylskich” (gdzie może obudowy bezpieczeństwa nie było, ale jakiś budynek jednak był). A potem tak uzyskane dane możemy wprowadzać do dowolnych modeli rozchodzenia się skażeń (jest ich parę) i ekscytować się tym jakie będą dawki w poszczególnych miejscowościach (nota bene media opublikowały starannie dobrany spośród 1096 wariantów przypadek, akurat taki, gdzie skażenie skręciło ładnie w stronę Berlina i spadł w odpowiednim miejscu deszcz). Z rzetelną analizą zagadnienia ma to mniej więcej tyle wspólnego, co przeprowadzenie crash testu Fiata 126p uderzającego w betonową ścianę z prędkością 300 km/h. Oczywiście to można policzyć i to w sposób (z punktu widzenia mechaniki obliczeń) poprawny. Co nie znaczy, że wynikiem należy się przesadnie ekscytować.

Prawda jest mniej ekscytująca. Elektrownie jądrowe, nawet w tak skrajnych przypadkach jak Fukushima (czyli stary obiekt plus olbrzymia klęska żywiołowa), nie mają jak narazić populacji na istotne dawki promieniowania (notabene: nie ma dowodów, by i owe 20 mSv to była dawka istotna, ale w ochronie radiologicznej kierujemy się zasadą minimalizowania dawek na wszelki wypadek). Ogromna większość nawet poważnych (z punktu widzenia przepisów) awarii w elektrowniach jądrowych nie jest w stanie zagrozić nawet ich personelowi (a jeśli, to nie promieniowaniem). Taka wiadomość jednak gorzej się klika – „nic się nie stało” to temat, który trafia na nagłówki tylko w dziale sportowym.

Na zakończenie warto zauważyć, że raport [4] ma mylący tytuł. Wg tytułu jest to „analiza ryzyka” dla elektrowni. W istocie jest to jednak analiza rozchodzenia się skażenia, autorzy w ogóle nie zajęli się oceną ryzyka zaistnienia takiego uwolnienia.

Jakóbik: Czarnobyl do kwadratu w Polsce czy kampania wyborcza w Niemczech? (FELIETON)

[1] Gutachter warnen vor polnischen AKW-Plänen. Die Zeit, 26 stycznia 2021 [https://www.zeit.de/…/atomkraft-polen-gutachten-gefahr…]

[2] Steven Geyer, Polen plant Bau von Atomkraftwerken: Wie gefärlich ist das für Deutschland?. Redaktionsnetzwer Deutschland, 26 stycznia 2021 [https://www.rnd.de/…/polens-atom-plane-sind-risiko-fur…]

[3] Vladimir Drozdovitch i in., Radiation exposure to the population of Europe following the Chernobyl accident. Radiation Protection Dosimetry 123(4):515-28 [https://www.researchgate.net/publication/6572462_Radiation_exposure_to_the_population_of_Europe_following_the_Chernobyl_accident]

[4] Frédéric-Paul Piguet, Pierre Eckert, Claudio Knüsli, Peixoto Hélder, Gregory Giuliani, Modeling of a Hypothetical Major Nuclear Accident in Poland from 1096 Meteorological Situations and Analysis of Transboundary Environmental Impacts for European Countries and Their Inhabitants, 11.01.2021 [https://institutbiosphere.ch/eunupri2021]

[5] Maciej Lipka, Skażeni manipulacją. Raport Zielonych wymierzony w polski atom jest skrajnie nierzetelny [ANALIZA]. Energetyka24, 28.01.2021. [https://www.energetyka24.com/skazeni-manipulacja-raport…]