KOMENTARZ
Marcin Rosołowski
Dyrektor w agencji AM Art-Media
Promowanie Polski jako miejsca atrakcyjnego dla zagranicznych turystów niezwykle przypomina regulowanie polskiej energetyki. Wszyscy, od lewa do prawa, zgadzają się, że „coś w końcu trzeba z tym zrobić”. Pomysłów, mniej lub bardziej rozsądnych, nie brakuje. Natomiast, gdy przychodzi do działania, wypracowania rozwiązań, które mają służyć długie lata, już nikt nie wyrywa się przed szereg.
Bardzo medialne są zapowiedzi akcji promocyjnych za granicą, ściągania do naszego kraju tysięcy żądnych atrakcji turystów, brylowania w Internecie. Słowa, słowa, słowa… Tymczasem – niezależnie od mocarstwowych planów uczynienia z Polski europejskiej potęgi turystycznej – warto spojrzeć, czy nie uda się czegoś zrobić, by ułatwić samorządom działalność w zakresie promocji turystyki.
Środki z funduszy unijnych to bodaj najcenniejsze źródło finansowania samorządowej aktywności w tym zakresie. Nie można jednak traktować ich jako źródła wyłącznego i pokrywającego wszelkie potrzeby miast i gmin. Prezydent Krakowa kilka miesięcy temu zwrócił uwagę na potrzebę wprowadzenia zmian w prawie, które dadzą samorządom ważne narzędzie do pozyskiwania potrzebnych pieniędzy i do skutecznego rozwiązywania problemów komunikacyjnych. Dotyczy to przede wszystkim miejscowości odwiedzanych przez turystów.
Opłaty kongestyjne – bo o nich mowa – stosowane są w wielu europejskich miastach. Jeśli chcesz wjechać do centrum – płacisz. Pieniądze, które zostawiasz, pomogą w utrzymaniu infrastruktury drogowej i w renowacji zabytków. Dzięki temu nie będziesz musiał pomstować na wiecznie dziurawe drogi ani oglądać odrapanych z tynku kamienic. Na dziś dzień polskie samorządy pozbawione są możliwości samodzielnego decydowania o wprowadzaniu tego rodzaju opłat. Decyzja spoczywa w ręku szefa resortu transportu. Dzięki temu możliwość wprowadzenia opłat kongestyjnych pozostaje tylko teorią – w praktyce nie zdarzyło się, by którakolwiek z gmin odważyła się na wszczęcie czasochłonnej, biurokratycznej procedury, o wątpliwych szansach na powodzenie.
Decyzje w tej sprawie powinny wrócić na szczebel samorządowy, gdyż dotyczą w stu procentach kwestii, będących w gestii samorządu. Konieczne jest opracowanie prawnych ram dla ewentualnego wdrażania opłat, o których mowa. Nie mogą być one kolejnym parapodatkiem, który pójdzie na diety radnych albo na cele reprezentacyjne.
Pozostaje naturalnie pytanie, czy samorządy, które dostaną takie narzędzie, nie wyleją dziecka z kąpielą. Zbyt wyśrubowane opłaty mogą odstraszyć turystów, zamiast przynieść dodatkowe pieniądze. Wiara w racjonalizm polityków, także tych lokalnych, nie jest najlepszym argumentem – ale zawsze pozostaje racjonalizm wyborców, którzy weryfikują ich decyzje przy urnach wyborczych.
Artykuł ukaże się we wrześniowym numerze magazynu „Teraz Polska”