KOMENTARZ
Marcin Rosołowski,
dyrektor w agencji PR AM Art-Media
Światowe Dni Młodzieży, które odbędą się za trzy lata w Krakowie, mają nie tylko wymiar religijny i duchowy. Jak pokazuje przykład innych metropolii, które miały okazję gościć wielką chrześcijańską imprezę, to znakomita okazja do promocji – może nawet skuteczniejsza, niż niejedno sportowe wydarzenie. Tak może okazać się w przypadku Polski, gdzie nadzieje i oczekiwania, związane z finałami futbolowych mistrzostw EURO 2012 okazały się znacznie większe, niż faktyczne korzyści. Konia z rzędem temu, kto w wiarygodny sposób wyliczy, czy pieniądze, włożone w EURO, rzeczywiście przełożyły się na korzyści wizerunkowe dla naszego kraju. Tymczasem – o czym donoszą media – na Dniach Młodzieży w 2011 r. Madryt zarobił ok. 160 mln euro.
Żeby śmiałe plany promocyjne i zarobkowe się urzeczywistniły, nie obędzie się bez inwestycji w infrastrukturę. Można przyjąć, że Kraków będzie gościł od jednego do dwóch milionów pielgrzymów, co stanowi olbrzymie wyzwanie logistyczne, i to nie dla samego Krakowa, a nawet nie dla samej Małopolski, lecz dla całego kraju. Na przykład jest oczywiste, że port lotniczy w Balicach będzie mógł wziąć na siebie tylko część obsługi specjalnych połączeń – porty lotnicze w Katowicach, Wrocławiu, Rzeszowie i Warszawie będą musiały być włączone w to zadanie. Całe wydarzenie będzie również poważnym sprawdzianem dla polskich kolei. Miejmy również nadzieję, że przez najbliższe trzy lata do użytku zostaną oddane kolejne odcinki tras szybkiego ruchu i autostrad, które umożliwią sprawny i szybki transport drogowy…
To, czy Światowe Dni Młodzieży okażą się również dniami promocji Polski, zależy w dużej mierze od tego, jak goście ocenią komfort pobytu w naszym kraju – z komfortem transportu na czele. Już teraz nasi decydenci powinni zastanowić się nad tym, jak podołać wyzwaniom w tym obszarze. Oczywiście, traktując je nie jako smutną konieczność, ale jako szansę, której po prostu nie sposób nie wykorzystać.
Miejmy nadzieję, że w związku z przygotowaniami urzędnikom uda się szybko uzgodnić sposób finansowania niezbędnych inwestycji. Budżetowe problemy państwa to wielka pokusa, by jak najwięcej zwalić na samorząd Krakowa i województwa małopolskiego. Trzeba jednak być realistą: królewskie stołeczne miasto nie ma kasy bez dna… Obym był złym prorokiem, ale spodziewam się, że akurat tu możemy być świadkami sporów, wylewających się na łamy gazet.