Sowiecki lądownik, który spędził w przestrzeni kosmicznej ponad 50 lat, zbliża się do powierzchni Ziemi. Z racji na swoją budowę może przetrwać wejście w atmosferę i przelecieć nad Europą. Możliwe trajektorie obejmują również teren nad Polską. Obiekt wejdzie w atmosferę między 9 a 10 maja 2025 roku.
Polska Agencja Kosmiczna (POLSA) wydała komunikat informujący, że sowiecka sonda kosmiczna COSMOS 482 ponownie wejdzie w atmosferę ziemską. Została wystrzelona w przestrzeń kosmiczną w 1972 roku, gdzie była przez 53 lata.
– Ze względu na specyficzną budowę, wynikającą z pierwotnego przeznaczenia (lądownik w misji na Wenus), prawdopodobnie nie ulegnie całkowitemu zniszczeniu przy ponownym wejściu w atmosferę ziemską – ostrzega agencja.
Spadnie z piątku na sobotę
Obiekt wejdzie w atmosferę w nocy z 9 na 10 maja bieżącego roku. POLSA zastrzega, że występuje okno niepewności, które szacuje obecnie na około 13-17 godzin. Wynika ono z wykorzystania różnych modeli obliczeniowych i informacji wejściowych do przewidzenia trasy, jaką może obrać.
Sonda, lub jej fragmenty będą przelatywały nad Europą, również mogą pojawić się nad Polską. Agencja przestrzega, że „obecnie orbita ulega dynamicznym zmianom”. Podkreśla również, że od dwóch tygodni monitoruje sondę i będzie informować na bieżąco o zmianach w szacunkach.
Ziemska atmosfera nie zrobi wrażenia na lądowniku
O zagrożeniu wynikłym ze zbliżania się sondy do Ziemi pisał Karol Wójcicki, ekspert ds. astronomii prowadzący profil „Z głową w gwiazdach”.
– Zazwyczaj deorbitacja kosmicznych śmieci nie stanowi większego zagrożenia, jednak tym razem sytuacja jest inna. Ten półtonowy lądownik został zaprojektowany tak, aby przetrwać wejście w ekstremalnie gęstą atmosferę Wenus, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że ziemska atmosfera nie zrobi na nim większego wrażenia, a sonda dotrze na powierzchnię naszej planety w całości – pisze na Facebooku.
Wyjaśnia, że według prognoz potencjalnym miejscem upadku jest „ogromny obszar pomiędzy 52° szerokości geograficznej północnej a 52° południowej”. Precyzuje jednak, że ze względu na zawężone okno deorbitacji (pierwotnie szacowane było na 8-13 maja, obecnie doprecyzowano do 9-10 maja) można wskazać konkretne orbity. Dwie z nich prowadzą bezpośrednio nad Polską.
– Aktualne prognozy wskazują, że najbardziej prawdopodobnym momentem deorbitacji (choć wciąż z około 13-godzinną niepewnością w obie strony!) będzie 10 maja o 6:28 czasu polskiego. Wówczas sonda powinna znajdować się w okolicach Wysp Kanaryjskich, kierując się na północny wschód, w stronę Europy – pisał w środę Wójcicki.
– Teoretycznie przez kolejnych 10 minut będzie ona przelatywała nad Hiszpanią, Francją, Niemcami, Czechami, aż w końcu dotrze nad Polskę. Przelot nad naszym krajem spodziewany jest między 6:36 a 6:37. Trajektoria przebiegać będzie mniej więcej na osi: Wrocław – Piotrków Trybunalski – Biała Podlaska. Oznacza to, że znajdujemy się niebezpiecznie blisko potencjalnego miejsca deorbitacji – dodaje w środowym wpisie.
Ekspert podkreślił jednak, że orbita obiektu dynamicznie się zmienia.
To nie jest zwykły śmieć
Pierwszego maja Wójcicki przybliżył historię sondy, która zbliża się do Ziemi. Zaznacza, że to nie jest zwyczajny kawałek starego satelity czy kosmiczny śmieć, a pancerny lądownik, który miał wylądować na Wenus. Planeta posiada ciśnienie 90 atmosfer i temperaturę 470 stopnii, tym samym obiekt „nie powinien mieć problemu z ziemską atmosferą”.
Statek został wysłany wraz z drugim, bliźniaczym Wnerą 8 w 1972 roku.
– Plan był ambitny — oba miały dostarczyć danych o drugiej planecie od Słońca. Wenera 8 wykonała swoje zadanie wzorowo. Dotarła do Wenus, miękko wylądowała i przez ponad godzinę przesyłała dane o tamtejszej temperaturze, ciśnieniu i świetle. Kosmos 482 miał podążyć za nią, ale coś poszło nie tak. Ostatni etap startu zawiódł i zamiast lecieć do Wenus, sonda została uwięziona na eliptycznej orbicie wokół Ziemi – przytacza historię autor „Z głową w gwiazdach”.
Precyzuje, że gdyby lądownik dotarł na powierzchnię planety otrzymałby nazwę Wenera 9, obecna nomenklatura została nadana jako, że po awarii orbitował wokół Ziemi.
POLSA / Facebook / Marcin Karwowski