Połączenie ochrony klimatu i rozwoju OZE w jednym ministerstwie to dobre rozwiązanie

18 listopada 2019, 13:00 Energetyka

Najważniejsze zmiany w strukturze ministerstw wchodzących w skład nowego rządu Mateusza Morawieckiego koncentrują się wokół odpowiedzialności za rozwój OZE, ochrony klimatu i ograniczania kosztów energii – tematów zaniedbywanych przez ostanie 15 lat, niestety też w ostatnich latach. – pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

fot. Pixabay

Po latach wieloletniej beztroski, a nawet działań kontr-produktywnych, przychodzi czas rozliczenia i zmierzenia się ze skutkami zaniechań. Tak narosłych i skumulowanych oraz pilnych wyzwań w obszarach „OZE-klimat-koszty energii” nie miał żaden inny rząd od czasu wejścia Polski do UE.

Działania w tych obszarach do tej pory opierały się na promocji błędnych założeń, np.: „OZE tylko stabilne” (takowe mogą być również drogie i bez dalszego potencjału rozwojowego, np. współspalanie), „dekarbonizacja podwyższa koszty energii” (a świstak siedzi i zawija). Zakładano też błędnie, że walka ze smogiem (w znacznej mierze za pieniądze UE) nie ma nic wspólnego z ochroną klimatu (na co kierowane są fundusze UE).

Zadania w trójkącie „OZE-klimat-koszty energii” w strukturze nowego rządu mogą być realizowane jednocześnie, spójnie i z powodzeniem o ile cele zostaną właściwie zidentyfikowane i dokonany zostanie racjonalny podział kompetencji w tzw. ustawie o działach administracji rządowej (na nią trzeba poczekać). Nowi ministrowie ds. klimatu, aktywów państwowych (zasobów skarbu państwa) i rozwoju (ale bez funduszy UE, ale  rozwój gospodarki zależy bardziej od cen energii niż od funduszy jako plasterka na ranę). Największe zaskoczenie to ministerstwo ds klimatu wydzielone z ministerstwa ds  środowiska, które (z logiki ww. układanki i wypowiedzi przedstawicieli rządu) ma szanse na nadzór nad rozwojem OZE i które nb. do 2005 roku odpowiadało za OZE i wtedy dobrze sobie radziło (link do analizy), problemy zaczęły się potem.

Struktura nowych ministerstw na pierwszy rzut oka zaskakuje i rzuca podejrzenie, że chodzi o „walkę o stołki”. Ale to nie wszystko, gdyż nawet jeżeli o stołki chodzi, to niektóre z nich są na tyle gorące, a w dobie krajowego kryzysu energetycznego i kryzysu klimatycznego nawet „parzące”, że nie da się dalej na nich siedzieć i działać po staremu. Ministrowie w nowych ministerstwach „ds. trudnych” nie dostali wygodnych stołków ale niespotykanej dotąd skali wyzwania i idącą za nimi olbrzymią odpowiedzialność. Skalę problemów, ich pilność w stanie kryzysu (takie nadzwyczajne sytuacje w Polsce czasami pomagają w rozpoczęciu reform) można zilustrować na wybranych przykładach. Skupmy się tylko na wybranych i często nie uświadamianych problemach związanych z emisjami CO2 i OZE i zobaczmy jak wypadamy na tle UE.

Wiemy że pomimo wzrostów cen uprawnień do emisji CO2 z większych źródeł spalania będących w systemie handlu emisjami (ETS) w Polsce emisje dalej rosną (i dokładają się do wzrostu cen energii). Ale ostatni raport Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) pokazuje, że od przyszłego roku jeszcze większy problem będziemy mieli także z emisjami ze źródeł nie będących w systemie ETS (tzw. non-ETS dla źródeł o mocach poniżej 20 MW). Agencja dokonała m.in. oceny wdrożenia Decyzji Parlamentu i Rady 2009/406/WE w sprawie wysiłków podjętych przez państwa członkowskie w tym zakresie. Polska w 2009 roku dostała „prezent” w postaci prawa (nie obowiązku) zwiększenia emisji CO2 do 2020 roku w stosunku do 2005 roku aż o +14% (UE jaka całość zobowiązała się do zmniejszenia emisji o niemal 17%). Ten mechanizm w formule podziału zobowiązań pomiędzy kraje członkowskie (effort sharing) został wprowadzony po okresie objętym protokołem z Kioto 2008-2012, gdy Polska mogła jeszcze zarabiać na spadku emisji z początków transformacji gospodarczej. Może minister właściwy ds. klimatu będzie tym pierwszym który przestanie się posługiwać danymi z lat 90-tych pokazującymi jak to Polska zredukowała emisję CO2, a za to pokaże efekty redukcji świadomej i będącej rezultatem polityki klimatycznej, a nie bankructwa najwięcej emitujących (z przyczyn bynajmniej nie klimatycznych). Zgodnie z dotychczasową narracją to na klimatycznego Nobla zasługuje prof. Balcerowicz, nikt tak nam emisji nie obniżył, ale jego następcom jakoś kiepsko idzie.

Latami kontrolnymi podlegającymi monitoringowi EEA są 2012-2020. Niewypełnienie zobowiązań w tym okresie (łagodnie postawionych i przez co przeglądających się także na smog) co do zasady powinno być ich nabycie w innym kraju członkowskim. Najnowsze dane EEA pokazują że Polska w 2018 roku radziła sobie najgorzej w całej UE z realizacją własnego celu non- ETS (deficyt sięgnął ponad 16 mln ton CO2).

Niekorzystny trend wzrostu emisji z systemu non-ETS w Polsce narasta od 2016 roku i wiele wskazuje za to, że w 2020 roku Polska przekroczy swój limit w tym sektorze. Jak łatwo zauważyć, Polska znalazła się w towarzystwie Niemiec i Austrii, ale te kraje mają swoje znaczące cele redukcyjne (odpowiednio -14% i -16%), a niemiecki parlament właśnie uchwalił pierwsze prawo klimatyczne, w którym zgodził się m.in. na wprowadzenie systemu ustalania cen CO₂ dla transportu i budynków (sektor non-ETS). To tylko początek problemów, gdyż od 2018 roku jest nowe rozporządzenie 525/2013, które zobowiązuje Polskę do zmniejszenia emisji CO2 w sektorze non-ETS o 7%, ale z uwzględnieniem zmian pochłaniania przez grunty (kompletnie pomijany w oficjalnej narracji efekt). Brak dotychczasowych działań w sektorze Non-ETS silnie (silniej niż w przypadku ETS)  przekłada się z problemami w zakresie walki o „czyste powietrze”. W polu widzenia ministerstwa klimatu pojawia się kolejne wyzwanie.

Nie wynaleziono lepszego sposobu na szybkie redukcje emisji CO2 i wspieranie walki ze smogiem niż OZE, zwłaszcza bezemisyjne (rzucanie palenia). EEA wskazuje też jednak skrajny brak postępów w Polsce w zakresie rozwoju OZE, zarówno w dłuższym jak i krótkim okresie do obrazuje wykres (wzrost udziałów OZE w pp.).

Brak postępów w długim okresie zbiegł się z wejściem Polski do UE (to zaskoczenie) i przekazaniem sektora OZE pod „protektorat” resortu ds gospodarki, gdzie OZE poza krótkim okresem odwilży 2007-2011 były traktowane co najmniej podejrzliwie. Ostatnie lata zepchnęły rozwój sektora OZE w Polsce jeszcze bardziej na margines UE (w zasadzie w skali globalnej też) i – z uwagi na zejście ze ścieżki, która miała prowadzić do celu doliczanego w 2020 roku (w ramach innego, analogicznego mechanizmu effort sharing). W 2020 roku Polsce zabraknie ok. 3 pp. do uzyskania 15% celu.

Polityka klimatyczna UE nie skończy się w 2020 roku a dotychczasowe działania podejmowane były (albo i nie podejmowane) tak, jakby 2020 miał nigdy nie nadejść, a nawet gdyby, to miałoby nas to nie dotyczyć (tyle kadencji do tego czasu…). –Rok 2030 też nastąpi i całkiem prawdopodobne, że co najmniej niektórzy politycy tego dożyją. Tymczasem zaniedbania w sposób oczywisty spowodują, że to na barki obecnego rządu spadną miliardowe koszty. Całkowicie nieuzasadnione jest jednak twierdzenie, że Polska (po uiszczeniu opłat za brak realizacji celu na 2020 roku) może sobie pozwolić na spowolnienie rozwoju OZE z uwagi na brak celu wiążącego dla Polski w tym zakresie w 2030 rok (mechanizm solidarności, a nie effort sharing). Mechanizmy finansowe w rozporządzeniu o zarządzaniu Unią Energetyczną i punkty kontrolne kolejno w latach 2022, 2025, 2007 będą bowiem penalizować Polskę w dostępie do środków UE, a zbyt niskie udziały OZE w stosunku do indykatywnej ścieżki 2021-2030 będą się przekładać się na koszty zwiększonej emisji CO2. Uzasadnia to przypisanie odpowiedzialności za OZE ministrowi ds. klimatu, któremu (zresztą razem z ministrem ds. rozwoju i ministrem finansów) należałoby już teraz złożyć wyrazy współczucia.

Kwestie związane z cenami energii są szeroko w Polsce dyskutowane, ale z perspektywy doraźnych interwencji, a nie długofalowej strategii, co ma kluczowy wpływ na konkurencyjność. Warto tu tylko podkreślić, że w połowie br. ceny hurtowe energii elektrycznej w Polsce były (poza Grecją i Maltą) najwyższe w całej UE (link), a trendy były jeszcze bardziej niekorzystne (szczegóły – linku do bloga). Tak więc krótkoterminowe sterowanie ręczne kosztami energii, bez pomysłu na przyszłość i tak nie wychodzi w grę a za to zniechęca do działań na rzecz efektywności energetycznej inwestycji w prosumenckie OZE. A i inflację napędza.

Łącząc powyższe problemy minister ds. klimatu stanie zatem przed absolutnie wyjątkowymi zadaniem. Paradoks polega na tym, że nowe ministerstwo powstaje na gruzach ministerstwa rodem z minionej epoki – samodzielnego ministerstwa ds. energii (faktycznie ds. energetyki węglowej). Ryzyka i anachroniczność (opisane w artykule sprzed 4 lat – link) związane z tworzeniem ostatniego w UE ministerstwa ds. energii nakierowanego na wykorzystanie węgla i centralizację (kartelizację) energetyki w pełni się potwierdziły i – dodatkowo – walnie przyczyniły się do problemów opisanych wyżej. Minister Energii twierdził, że opinie w sprawie istnienia antropogenicznych zmian klimatu są podzielone i jego resort działa w oderwaniu od tego typu koncepcji (nie jego problem). Także koncepcje uznane przez likwidowane ministerstwo energii i znaczną cześć branży za flagowe: wspieranie kogeneracji i rynku mocy na paliwach kopalnych nie będą sprzyjać ani ograniczaniu kosztów, ani emisji i nie mają perspektyw. Paradoksalnie progresywnie pomyślane nowe ministerstwo ds. klimatu jest i tak rozwiązaniem mniej wyjątkowym niż powołanie w XXI wieku ministerstwa ds. energetyki i górnictwa, ale nowy „resort” nie może być jednak wyspą czy silosem, jakim było ministerstwo energii.

W UE kilka krajów ma ministerstwa obejmujące sprawy klimatu, ale zawsze z dodatkowymi obszarami, np.:

  • Dania: klimat+energia+firmy energetyczne
  • Finlandia: klimat+energia
  • Szwecja: klimat+energia
  • Słowacja: klimat+środowisko
  • Węgry: klimat+energia+środowisko+technologie i innowacje
  • Irlandia: klimat+środowisko+komunikacja

Przykład irlandzki może być dobrą inspiracją do zintegrowania działań z oczekiwaniami społecznymi. Po etapie klimatycznego denializmu, wyeliminowania zmian klimatu ze szkolnej podstawy programowej i narzucenia przez resort energii antyklimatycznej narracji w mediach, obywatele i przedsiębiorcy oczekują zmiany narracji, aby w efekcie uczciwej komunikacji ich ogólnie pro-klimatyczne przekonania mogły znaleźć oparcie w, wiarygodnej, opartej na racjonalnych podstawach polityce rządu. Kilkuletnia kampania dezinformacji klimatycznej odniosła „sukces”, a bez akceptacji społecznej dla samej idei, ministerstwo ds. klimatu nie przeprowadzi w sposób spójny tak złożonego przedsięwzięcia jak zarysowane powyżej. W tej koncepcji minister ds. klimatu powinien się stać gospodarzem polskiej ustawy o OZE, która delikatnie mówiąc raczej nie jest najlepszą na świecie regulacją z tego obszaru Wymaga ona poważnych zmian, w tym np. poszerzenia (to ważne zadanie nowego ministra) o kwestie możliwości bezpośredniej sprzedaży energii z OZE, promocji umów PPA i mechanizmów sectors coupling ułatwiających efektywne ekonomicznie wykorzystanie nadwyżek energii z OZE np. w ciepłownictwie, itd., ale przede wszystkim odbiurokratyzowania. Ponadto, i temu sprzyja powołanie nowego ministerstwa, działania na rzecz ochrony klimatu i zwalczania smogu nie mogą być prowadzone oddzielnie. Jednoczesna walka o klimat i niskie ceny energii nie powiedzie się bez koordynacji działań w tym obszarze w ramach struktur rządowych.

Wydaje się ze dalej otwarte pozostaje pytanie o gospodarza ustawy Prawo energetyczne. Kolejne nowelizacje usuwały z ustawy kwestie środowiskowe, a wpisana do niej 20 lat temu zasada „rozwoju rozważnego” niewiele obecnie znaczy. Jest to ustawa w wielu miejscach niejasna, skomplikowana (nawet dla prawników), nieczytelna dla „zwykłych” uczestników rynku i przeregulowana – składająca wiele obowiązków na barki ministra właściwego ds. energii. Jeśli popatrzymy na kwestie praktyczne funkcjonowania producenta energii z OZE, to wiele kluczowych kwestii jest rozstrzyganych na poziomie ministra właściwego ds. energii (ew. Rady Ministrów ale za rekomendacją owego ministra). Wobec likwidacji ministerstwa ds. energii tworzy się przestrzeń do tego aby odchudzić tę ustawę z elementów wspierających paliwa kopalne i nakierować na potrzeby odbiorców energii i tworzenia mechanizmów rynkowych w energetyce. Z powodzeniem i w sposób spójny z celami ministra ds. klimatu takie zadanie może realizować minister ds. rozwoju.

Rozwijanie OZE, ochrona klimatu i ograniczanie kosztów energii mogą być realizowane w odpowiednim tempie i w sposób spójny wewnętrznie o ile minister ds. klimatu uzyska wsparcie ministra ds. rozwoju i premiera. Zagrożeniem może być przekazanie zbyt silnych kompetencji w zakresie regulacji rynku energii w kompetencje ministra ds. aktywów państwowych (nadzór nad państwowymi grupami energetycznymi). Świat nie zna sytuacji, w której tworzenie regulacji pod potrzeby tradycyjnych koncernów energetycznych prowadzi do skutecznej walki ze zmianami klimatu i do obniżania cen energii. Możliwe za to staje się wtedy dalsze prowadzenie działań fasadowych, pozornych, realizowanych na przeczekanie pod parasolem regulacji lub tzw. „green washing”. Może przynieść podobne efekty jak np. „budowa” elektrowni jądrowych (wydaliśmy na nie już mnóstwo pieniędzy, choć nawet nie doszliśmy do pierwszych etapów procedury inwestycyjnej, a problemy narastają na bieżąco i już nie możemy pozwolić sobie na kolejna zmarnowaną dekadę) i będzie prowadzić do dalszego spadku wartości polskich spółek energetycznych. Paradoksalnie – oddanie regulacji rynku energii w ręce odbiorców energii i stworzenie perspektywicznych ram rozwoju przez ministra ds. klimatu może skutkować szybszym postawieniem w spółkach na te zasoby (póki jeszcze w spółkach są), które służyć będą poprawie konkurencyjności.

Wznieśmy zatem toast za Ministra Kurtykę. Niełatwo mu będzie, ale idea powołania ministra ds. klimatu z szerokimi kompetencjami w zakresie rozwój OZE jest godna najwyższej uwagi, a Minister Kurtyka ma szansę na pozyskanie wsparcia od innych członków rządu i z pewnością uzyska je w potrzebującym świeżego powierza i nowych perspektyw sektorze energetycznym.

Autor: Grzegorz Wiśniewski 

Polska wytworzyła o jedną piątą więcej energii ze źródeł odnawialnych