Meyer-Antz: Niemcy zarabiają na węglu by inwestować w OZE, ale cierpią ludzie (ROZMOWA)

1 lutego 2023, 07:25 Energetyka

RWE zarabia na węglu w Niemczech i zbiera kapitał aby inwestować w OZE za granicą. Dzieje się to kosztem zdrowia i związków społecznych w Niemczech – ocenia dr Anselm Meyer-Antz z organizacji Die Kirche im Dorf lassen w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Kościół Keyenberg. Zdjęcie: Wikipedia.
Kościół Keyenberg. Zdjęcie: Wikipedia.

BiznesAlert.pl: Czy może Pan wyjaśnić, dlaczego wybrali Państwo nazwę „Zostawić kościół we wsi”?

Anselm Meyer-Antz: Chodzi nam o uratowanie kościoła Keyenberg w kontekście jego planowanego zniszczenia. Ta wieś leży na północno-zachodnim skraju kopalni odkrywkowej Garzweiler i posiada cmentarz z VIII wieku, podczas gdy sam kościół ma nieco ponad 100 lat. Budowę ukończono 1915 roku, ale prawdopodobnie już około 750 roku istniał tam już kościół. To bardzo wczesne miejsce kultu chrześcijańskiego w zachodnich Niemczech. A obecny kościół w Keyenbergu charakteryzuje się wielką czcią dla naszych starszych braci w wierze – Żydów. Ksiądz, który wybudował ten kościół, był prawdopodobnie wnukiem ze związku córki żydowskiego kupca i syna katolickiego rolnika. I to jest istotne, bo w tej okolicy Żydzi i bogaci chłopi, trzeba to zaznaczyć, zawsze żyli ze sobą bardzo spokojnie. Dogadywali się ze sobą. I ten katolicki ksiądz wyposażył potem kościół w okna z wizerunkami starotestamentowych proroków. I to ten kościół miał być zniszczony dla węgla, zburzony. Został on już sprzedany firmie górniczej. Kompromitacją związaną z planami rozbiórki kościoła był zwłaszcza fakt, że obok na cmentarzu pochowany jest Rottenführer SS, który trafił tam w ostatnich dniach II wojny światowej. Ten Rottenführer SS miał być ponownie pochowany, natomiast bardzo przyjazny Żydom kościół miał zostać zniszczony. W Niemczech nie można tego robić i myślę, że w Polsce odczuwają Państwo to samo. W efekcie tego pięć czy sześć lat temu utworzyliśmy we wsi inicjatywę. Chodzono od domu do domu, zbierając podpisy przeciwko zniszczeniu tego kościoła. Inicjatywa następnie rozrosła się i uaktywniła także w temacie zmian klimatycznych. Zaś w ostatnich latach bardzo skupiliśmy się na wsi Lützerath, która obecnie została zrównana z ziemią.

Czy udało ci się Państwu uratować ten kościół?

Tego jeszcze ostatecznie nie wiadomo. Ale jest częściowa zgoda pomiędzy zielonymi ministrami Habeckiem i Mullem Neubauerem co do tego, że nie ma już mowy o pogłębianiu kopalni. Tyle że kościół ten nie służy już jako świątynia. Nie jest to też już teren kościelny diecezji katolickiej. Należy teraz do koncernu górniczego RWE. W całych Niemczech ogłasza się, że pięć wsi zostało uratowanych, ale nie ma jeszcze odpowiedniej ustawy. A na wojnę na Ukrainie patrzymy z pewnym przerażeniem, bo jest ona w dużym stopniu wykorzystywana przez lobby górnicze w Niemczech do promowania górnictwa odkrywkowego jako bezpiecznego dla kraju źródła energii i do ponownego wysunięcia na pierwszy plan tej formy energii, która nie ma przyszłości. Dlatego nie wiemy, czy nie grozi nam rozbiórka. Jak RWE sobie z tym poradzi? Czy zachowają ten kościół? Z pewnością będziemy próbować dalej. W tej chwili sytuacja jest bardzo, bardzo niejasna.

Kto sprzedał ten kościół?

Zrobiła to miejscowa parafia katolicka. Żeby to lepiej zrozumieć, trzeba też wziąć pod uwagę, że kościół katolicki w Niemczech bardzo się kurczy. A w Keyenbergu nie tylko zmniejszyła się liczba ludności katolickiej z powodu rezygnacji z przynależności do kościoła katolickiego, ale także dlatego, że ludzie zostali już przesiedleni. Dla przełożonych kościoła na początku był to po prostu dobry interes. Naszym zdaniem pastor prowadzący kościół w Erkelenz zareagował jednak zdecydowanie zbyt wcześnie, zdecydowanie zbyt pozytywnie na odpowiednie oferty ze strony przedsiębiorstwa górniczego RWE. Ale Nadrenia Północna-Westfalia to dawna pruska prowincja Ren i dawne francuskie królestwo Westfalii, które połączyły się w kraj związkowy. RWE – Rheinisch Westfälische Elektrizitätswerke – była operatorem górniczym prawnie publicznym, ale w ostatnich latach przekształciła się w międzynarodową, giełdową spółkę. Związki z polityką są tu bardzo ścisłe. Proszę mi wierzyć, że prezes RWE ma w Nadrenii Północnej-Westfalii dużo więcej do powiedzenia niż landowy premier, a nawet więcej niż biskup.

Aktywiści zwracają uwagę na wsie na Łużycach, które są położone bliżej polskiej granicy. Czy tam również zaoferuje Pan pomoc oraz wesprze działaczy, którzy chcą, aby wioski na Łużycach nie musiały ustępować miejsca górnictwu?

Tak, jesteśmy siecią inicjatyw. Przede wszystkim powiedziałbym, że nasi przyjaciele z Łużyc odnieśli do tej pory większy sukces niż my. Oni przenieśli nawet cały kościół – rozłożyli go, załadowali na ciężarówkę i przenieśli gdzie indziej. Kościoły nie są tam zrównane z ziemią, jak na przykład katedra w Immerath. Z tego punktu widzenia jest to trochę bardziej sytuacja, w której to oni pomagają nam, niż my im. Jednym z powodów jest to, że nie jest to teren tak korupcyjnie spleciony z państwem, jak tutaj w Nadrenii. Kiedyś zapytałem burmistrza mojego rodzinnego miasta, czy byłaby możliwość sprzedaży akcji RWE, które należą do gminy. Powiedział mi: Czy wiesz, ile pieniędzy dostajemy od nich co roku? Na przykład miasto Dortmund posiada całkiem sporo akcji RWE. Tymczasem Katarczycy przejęli bardzo, bardzo duży pakiet udziałów w RWE i dzięki temu zastrzykowi kapitału koncern ten wejdzie na rynek energii odnawialnej w USA. Będą więc budować tam energetykę wiatrową i słoneczną, której nie chcą budować tutaj w Niemczech, ponieważ biznes związany z węglem brunatnym jest tu dobrym biznesem, który chcą utrzymać w swoim portfelu. I dlatego niszczy się przyszłość naszych wnuków.

Rozmawiała Aleksandra Fedorska