Schudy: Bóg stworzył Łużyce, a diabeł węgiel brunatny – co zostanie mieszkańcom regionu Bogatyni?

12 kwietnia 2023, 14:00 Energetyka

Nie ważne czy w Polsce, w Czechach czy w Niemczech. Łużyce od wielu lat niszczone są na rzecz węgla brunatnego. Wyobraźnia pracuje, stąd powstały już seriale kryminalne z odkrywkami w tle. Teatr Powszechny w Warszawie zaprasza z kolei na spektakl „Tęsknica” inspirowany przesiedloną wsią Wigańcice koło Bogatyni. Czy regiony wydobycia węgla brunatnego skazane są na diabła, który mówi wyłącznie dobranoc? – pisze Hanna Schudy, ekspertka w zakresie społecznego wymiaru transformacji i katastrofy klimatycznej.

Odkrywka Garzweiler / fot. Wikimedia Commons
Odkrywka Garzweiler / fot. Wikimedia Commons

„Bóg stworzył Łużyce, a diabeł węgiel brunatny” (Der liebe Gott schuf die schöne Lausitz, doch der Teufel vergrub die Kohle in ihr). W Polsce to serbołużyckie przysłowie nie jest za bardzo znane, ale we wschodnich Niemczech mieszkańcy przesiedlanych wiosek -zamieszkałych często przez słowiańską mniejszość  – rozumieją je bardzo dobrze. Wiemy, że w Republice Federalnej wydobycie węgla brunatnego należy do największych w Europie, a zdjęcia z ostatniego wielotysięcznego protestu na krawędzi odkrywki Garzweiler obiegły cały świat. Media pisały wtedy z niedowierzaniem, że kraj Energiewende wciąż niszczy wsie i ludzkie biografie na rzecz najbardziej emisyjnego paliwa. Jeżeli jednak przyjrzymy się kosztom, jakie ponoszą mieszkańcy regionów odkrywkowych, to wydaje się, że Polska wiedzie prym w tzw. gospodarce rabunkowej. 

W Niemczech „bóg” pamięta o ludziach i wypłaca im godne odszkodowania za utracony dom czy ziemię. Dlatego przysłowie o diable który stworzył węgiel brunatny pasuje lepiej do osuszanej wschodniej Wielkopolski czy degradowanego Opolna-Zdroju koło Bogatyni, a nie np. wsi Horno na terenie niemieckich Łużyc czy nawet głośnego ostatnio Lützerath w Niemczech w Nadrenii Północnej-Westfalii. Za Odrą węgiel brunatny niszczy miejscowości łużyckie od ponad 100 lat, ale przynajmniej w ostatnich latach, koncerny muszą się sporo wykosztować, aby zapewnić przesiedlanym mieszkańcom godziwe życie. 

Przesiedlenia, mimo że nie ma koncesji

Kopalnie odkrywkowe w Niemczech, a konkretnie koncerny LEAG (Łużyce) i RWE (NRW) odbierane są przez niemieckich ekologów jako symbol bezwzględności. Przykład buldożerów w Lützerath z Nadrenii Północnej-Westwalii jest chyba dobrze znany, mało kto jednak słyszał o wsi Mühlrose w Saksonii. Temat stał się dość medialny, o czym mówi  m.in. materiał telewizji MDR „Ostatnia wieś na rzecz węgla. Czy Mühlrose musi zostać zniszczone?”. 7 maja 2023 planowane są tam protesty. 

Mühlrose to stara łużycka wieś Miłoraz w Saksonii. Jest stopniowo wysiedlana i niszczona na potrzeby odkrywki Nochten (koncern LEAG). Demolka regionu trwa od lat, tyle że koncern LEAG do dzisiaj nie ma koncesji na wydobycie! Co więcej władze landowe zapowiadają, że w ich strategii energetycznej, węgiel spod Miłoradza nigdy nie będzie spalony. Mimo to, mieszkańcy już dostają pieniądze na przesiedlenie i są one na tyle wysokie, że stać ich na wybudowanie nowego domu. Są oczywiście mieszkańcy, którzy wolą zachowanie dziedzictwa, domów, cmentarzy, wspomnień. Warto też dodać, że regiony odkrywkowe mogą liczyć na transformację społeczno-gospodarczą. Najlepiej o tym świadczy fakt, że to w łużyckim Cottbus (Chociebuż), a nie w Berlinie czy w Essen powstało federalne centrum do spraw transformacji węglowej. 

Jest koncesja, ale ludzie żyją nad krawędzią

Tymczasem, oddalone o ok. 100 km od saksońskiego Miłoradza Opolno-Zdrój koło Bogatyni stoi nad przepaścią odkrywki Turów. Rząd polski i koncern PGE rozbudził w mieszkańcach poczucie, że węgiel będzie tam wydobywany przynajmniej do 2044 r. Kiedy koncesja na wydobycie została przyznana, wcale nie rozpoczął się proces transformacji regionu. Wręcz przeciwnie – słowo „transformacja” do dzisiaj uchodzi za tabu. W efekcie pieniądze jakie gmina Bogatynia posiada, to głównie podatek od nieruchomości, od wydobycia i inne z tytułu działania zakładu górniczego i energetycznego. Rząd Polski wypłaca Czechom ogromne odszkodowania i buduje infrastrukturę ograniczającą odpływ wody, emisję światła i pyłu. Ludzie w Opolnie-Zdroju, którzy sąsiadują wręcz z wyrobiskiem od lat żyją w niepewności. Zabytkowe budynki, łużyckie domy przysłupowe, nawet te stojące na terenie, który nie znajduje się na terenie planowanego wyrobiska nie zostały wpisane do rejestru zabytków przez Dolnośląskiego Konserwatora Zabytków. W 2021 r. konserwator zachwalała walory architektury w Opolnie-Zdroju w telewizji TVP 3 Wrocław zapewniała, że zabytki te na pewno będą „chronione a do tego ochrona będzie wzmocniona”. Na łamach „Biznes Alert” opisywałam w 2021 przykład starej willi, która stanęła kopalni na drodze, ale i ona przez te dwa lata podupadła jeszcze bardziej. Tymczasem to właśnie walory kulturowe regionu Łużyc wydają się czymś, co może w przyszłości stanowić o atucie okolic Bogatyni. To właśnie tam znajduje się najwięcej w Polsce domów przysłupowych i innych ciekawych zabytków architektury dolnośląskiej. To tam znajduje się baza wypadowa w Góry Izerskie czy w góry w okolicach Zittau. Niestety w Bogatyni nie ma ani centrum informacji turystycznej, nie ma nawet drogi rowerowej czy chodnika, który pozwoliłby dotrzeć do miasta od strony Zgorzelca – o połączeniu kolejowym nie wspominając. Znamienna wydaje się mapa Kolei Dolnośląskich, która zachęca do odwiedzania zabytków. Na tej mapie świat atrakcji kończy się tam, gdzie zaczyna Bogatynia.

Ludzie na marginesie

Region Bogatyni od lat zmaga się z wieloma problemami społecznymi. Postało już wiele materiałów dokumentalnych dotyczących korupcji, grup przestępczych, narkotyków itp. Co  ciekawe ten „diaboliczny” wymiar zagłębia węgla brunatnego nie jest wyjątkiem w Polsce. Chociebuż w Niemczech został wybrany na centrum transformacji dla całej Republiki Federalnej m.in. przez problemy społeczne, w tym radykalizację nastrojów. Być może jest coś w regionach monokultury przemysłowej, że twórcy filmów jak „Pustkowie” czy „Lauchhammer. Zabójstwo na Łużycach” wykorzystali odkrywkowy krajobraz jako tło zbrodni itp. Wciąż jednak można powiedzieć, że sytuacja w Niemczech i w Polsce wygląda diametralnie różnie. Chodzi chociażby o traktowanie problematyki społecznej. Na terenie niemieckich Łużyc przesiedleńcy odkrywkowi przenoszeni byli do nowych wsi, które budowane były wręcz jako kopie ich starych miejsc. Przykładem może być wieś Horno. W regionie działają muzea poświęcone zniszczonym miejscom, zabytki przenoszone są z poszanowaniem detalu. W Opolnie-Zdroju ludzie po prostu zostali na marginesie i traktowani są tak, jak społeczeństwo w Niemczech, ale w czasie NRD. We wsi znajdują się domy od lat stojące przy granicy wyrobiska, bez kanalizacji, bez sąsiadów, za to z pełnym inwentarzem strat górniczych. Niestety koncern ani myśli, aby ich przesiedlić. Liczy raczej, że mieszkańcy w końcu sami się wyprowadzą, bo grzyb, pęknięcia ścian i inne problemy doprowadzą ich na skraj wytrzymałości. Reszta wsi też nie wie jaka czeka ich przyszłość. Domy należące do zasobu komunalnego niszczeją. Zabytki także. Koncern płaci jednak za niedogodności nie Polakom, ale Czechom – miliony złotych odszkodowania oraz budowa wału ziemnego, monitoring, ekran szczelinujący. W Opolnie mieszkańcy o takich rozwiązaniach mogą tylko pomarzyć. 

„Nasza największa porażka”

W 2021 r. pisałam o planach wydobycia węgla w Turowie do 2044 r., że to misja niemożliwa i raczej triumf woli, niż racjonalnego planowania w dobie Europejskiego Zielonego Ładu. Wtedy jeszcze ważyły się losy Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Do Bogatyni zjeżdżały telewizje i gazety z całego kraju, a nawet świata. Jeden z artykułów ukazał się nawet w New York Times. Okolice Bogatyni i Opolna-Zdroju stały się „kopalnią” tematów dla twórców, artystów, scenarzystów, muzyków itp. Przesiedlenia, konflikt z Czechami i wreszcie utracone środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji elektryzowały chyba bardziej obserwatorów z zewnątrz niż odpowiedzialnych za przyszłość Bogatyni. W kolejnych oficjalnych dokumentach o transformacji gmina pisała, że jest to coś, co należy podjąć, ale jak dotychczas nie powstała żadna koncepcja, żaden harmonogram, chociaż do zamknięcia w 2044 r. zostało niewiele czasu. Aż tu nagle spadł grom z jasnego nieba w postaci Polityki Energetycznej Państwa do 2040 r., w którym pojawia się to, co przewidywały m.in. organizacje pozarządowe z Polski i nie tylko. W dobie rozwoju OZE, rosnących cen za emisje CO2, a obecnie także taniejącego już gazu, nie można być pewnym, że zakład pracy potrzebny będzie aż tak długo. Nagle to sam rząd oznajmił, że do 2030 r. zapotrzebowanie na energię z węgla brunatnego będzie systematycznie maleć. Chociaż niektórzy komentatorzy oceniają prezentację PEP 2040 „proceduralną szopką” to jednak widać, że nawet dla polskiego rządu przyszłość należy do energetyki niskoemisyjnej.

Po latach zaklinania rzeczywistości słychać zatem pierwsze głosy, że należy się szykować na czas „po”. W wywiadzie dla Telewizji Bogatynia, jeden z radnych porusza m.in. temat Funduszu Sprawiedliwej Transformacji w kontekście problemu, że gmina nie ma pieniędzy na inwestycje, że nie ma czym przyciągnąć inwestorów: „Nie daj boże, żeby to się okazało największą naszą porażką w przyszłości” – słyszymy. Przez lata w Bogatyni celem była wyłączenie „obrona Turowa”, który urósł do postaci twierdzy. Kiedy do zamknięcia zakładu zostało około 20 lat, padają słowa: „Kopalnia i elektrownia jest naszą matką i ojcem,  jeżeli chodzi o dochody miasta Bogatynia, i dobrze że tak jest, tylko że tej matki kiedyś zabraknie. I opieranie dzisiaj wszystkiego na tym, szczególnie, że mamy nowy konflikt z Niemcami, nie jest dobre” czy „Sztuką jest zobaczyć nie horyzont, ale to co jest za horyzontem”, albo „Kopalnia, elektrownia i urząd gminy to główni pracodawcy w regionie”. Jeżeli dodamy do tego jeszcze zapaść demograficzną, o której także wspomina radny, to mamy prostą prognozę – Bogatynia za 20 lat może być miastem totalnie wyssanym. Nie będzie ani zakładu energetycznego, ani ludzi, ani wpływów do budżetu. Nie będzie też zabytków, które po prostu zapadną się albo spłoną. Innymi słowy będziemy mieli klasyczną dla gospodarki rabunkowej sytuację, kiedy osierocone źródła degradacji środowiska staną się obiektem wspólnej troski. Wielu marzy tam jeszcze o zalaniu wyrobiska i o kurorcie turystycznym. Tylko kiedy przyglądamy się budowanemu właśnie jezioru w Cottbus, to widzimy raczej studnię bez dna, niż miejsce, gdzie ciągnął by ruch turystyczny. 

W 2044 r. Opolno-Zdrój być może przestanie istnieć. Z Bogatynią może być podobnie. Dopiero dzisiaj mówi się o transformacji, ale nawet ci świadomi wiedzą, że do czasu wyborów żadna decyzja nie zostanie podjęta, gdyż słowo transformacja jest w regionie Bogatyni utożsamiane z gwoździem do trumny, a nie szansą na przyszłość. Bogatynia z pewnością będzie inspirować twórców i tylko pytanie czy nadal będą powstawać kryminały, filmy grozy i tęsknice czy może jednak ktoś zdecyduje się na komedię. Jest bowiem  jedna rzecz, która w regionie rozwija się do granicy absurdu – Syndrom Sztokholmski. Ta łużycka miejscowość coraz bardziej przypomina piekło, chociaż wielu się wydaje, że żyją jednak w niebie.

 

Źródła:

Reportaż o Miłoradzu w Saksonii

 

https://www.mdr.de/nachrichten/sachsen/bautzen/goerlitz-weisswasser-zittau/braunkohle-nochten-dorf-umsiedlung-100.html

Informacje o centrum transformacji w Cottbus: 

https://www.rbb24.de/studiocottbus/wirtschaft/2022/05/cottbus-kompetenz-zentrum-regional-entwicklung-strukturwandel-lausitz.html

Reportaż w New York Times

https://www.nytimes.com/2021/05/30/world/europe/poland-czech-coal-mine-environment.html

Rozmowa z Radnym Gminy: https://www.tvbogatynia.pl/artykul/6622,pod-lupa-artur-oliasz-radny-rady-miejskiej-w-bogatyni

Komentarz do PEP 2040 

https://wysokienapiecie.pl/85336-szybkie-pozegnanie-z-weglem-pep-2040/