KOMENTARZ
Mieczysław T. Starkowski
Redaktor BiznesAlert.pl
W ubiegłym tygodniu w Czarnogórze przeprowadzono ćwiczenia NATO. Był to element przygotowań do przystąpienia tego kraju do Sojuszu. Naturalnie nie spodobało się to Rosji. Dlatego w tym samym czasie w sąsiedniej Serbii – pod kryptonimem „Słowiańskie Braterstwo” – do 9 listopada trwają wspólne ćwiczenia mające pokazać podział Europy. Bierze w nich udział około 500 żołnierzy z Serbii, Rosji i Białorusi (według agencji prasowej TASS), natomiast w tych pierwszych – około 680 z 32 państw członkowskich Sojuszu i krajów partnerskich (według serwisu express.co.uk).
Do Czarnogóry przybyła Rose Gottemoeller, zastępczyni sekretarza generalnego Paktu Północnoatlantyckiego. Wyraziła ona pogląd władz NATO, że kraj zostanie członkiem wiosną 2017 roku. Stanie się tak, gdy porozumienie ratyfikują parlamenty wszystkich 28 państw członkowskich. Polski Sejm podjął taką decyzję już na początku lipca br.
Oficjalne zaproszenie Czarnogóry do Sojuszu nastąpiło podczas spotkania ministrów spraw zagranicznych państw NATO w grudniu 2015 roku. Spotkało się to z silnym sprzeciwem ze strony Rosji. Dlaczego tak bardzo przeszkadza to Moskwie?
Przecież Czarnogóra leży daleko od Rosji. Jest małym krajem, liczącym zaledwie niespełna 650 tysięcy mieszkańców, a jej armia – niewiele ponad 2000 żołnierzy. Ale do roku 2006 była częścią państwa zwanego Serbia i Czarnogóra. Od czerwca bieżącego roku (po majowym referendum) stała się niepodległym bytem państwowym. I wtedy zaczęły się kłopoty. Kreml zdał sobie bowiem sprawę, że traci strategiczny dostęp do Adriatyku.
Przypomnijmy, że w połowie października br. w Czarnogórze odbyły się wybory parlamentarne. Wygrała je prozachodnia Demokratyczna Partia Socjalistów (DPS) Milo Djukanovicia. Tymczasem w noc poprzedzającą wybory zatrzymano 20 osób pod zarzutem prowadzenia działalności terrorystycznej.
Milivoje Katnic, czarnogórski prokurator ds. przestępczości zorganizowanej informował 6 listopada, że to rosyjscy nacjonaliści wspólnie z Serbami usiłowali doprowadzić do obalenia rządu. Ta „przestępcza grupa” planowała podobno zająć parlament w Podgoricy, uprowadzić bądź zamordować premiera i ogłosić zwycięstwo opozycji. Naturalnie zarówno opozycja, jak i Rosja odrzucają te oskarżenia. Zresztą sam Milivoje Katnic zastrzegł, że choć organizatorami tej próby obalenia władzy byli Rosjanie, rząd Rosji nie miał z tym nic wspólnego.
Nie po raz pierwszy w skomplikowanej sytuacji politycznej pojawiają się „zielone ludziki” w jakiś sposób powiązane z Rosją. Jak zwykle, trudno uwierzyć, by ktokolwiek wdawał się w taką awanturę na własną rękę. Ze względu na swe położenie, z pewnością Czarnogóra będzie jeszcze miała z nimi do czynienia. Trzeba mieć nadzieję, że jej służby działają sprawnie, a parlamenty państw NATO szybko wyrażą zgodę na jej członkostwo w Sojuszu.
– Relatywnym zwycięzcą wyborów parlamentarnych jest Demokratyczna Partia Socjalistów obecnego premiera Milo Djukanovicia – komentuje Mateusz Seroka, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. – Opozycja zdobyła więcej miejsc w parlamencie, ale jest bardzo podzielona. Nie uznaje ona wyników wyborów, gdyż uważa, że były przeprowadzane w warunkach nadzwyczajnych (po informacji o zatrzymaniu 20 Serbów, którzy mieli planować ataki na wiece opozycyjne oraz porwanie Djukanovicia).
Djukanović zapowiedział, że nie będzie tworzył nowego rządu i przekazał to zadanie swojemu bliskiemu współpracownikowi, pierwszemu szefowi Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (czarnogórskiej służby specjalnej), Duško Markoviciowi. Sam jednak pozostał szefem swojej partii. Djukanović chce się prawdopodobnie uwiarygodnić w oczach państw zachodnich, gdyż jest oskarżany o zawłaszczanie państwa, korupcję i machinacje przy wcześniejszych wyborach. Manewr Djukanovicia nie jest nowy. Robił tak już w 2006 i 2010 roku i za każdym razem powracał na szczyty władzy. Zapewne teraz też tak będzie. Wyznaczony na premiera Marković stworzy zapewne rząd we współpracy z partią satelicką DPS – Socjaldemokratami Czarnogóry i z partiami mniejszości narodowych.
Zatrzymanie 20 Serbów jest obecnie obiektem gry politycznej. Służy ona dyskredytacji sił opozycyjnych, zwłaszcza tych o wyraźnie prorosyjskim charakterze (Front Demokratyczny). Pozwoliłoby to na przykład na złamanie w miarę jednolitego na razie frontu opozycji względem wyniku wyborów. Możliwe jest, że w sprawę zaangażowani byli Rosjanie, gdyż ewentualna kompromitacja lub eliminacja Djukanovicia mogłaby zatrzymać integrację Czarnogóry z NATO. Jednak informacje na ten temat są bardzo skąpe. W ostatnich dniach ze strony czarnogórskiej Prokuratury Specjalnej pojawiła się informacja, że próbę zamachu stanu mieli organizować niezwiązani z rządem Rosji nacjonaliści rosyjscy. Z drugiej jednak strony informacje o wykryciu przez Serbię grupy osób, które miały na jej terenie gromadzić mundury czarnogórskiej policji i śledzić Djukanovicia oraz doniesienia o wydaleniu z Serbii grupy Rosjan zdają się przeczyć tezie, jakoby była to jakaś forma prywatnej inicjatywy rosyjskich środowisk nacjonalistycznych. Obecne działania przedstawicieli władz Czarnogóry mogą być obliczone na zmniejszenie napięcia w stosunkach z Rosją, a także z Serbią, choćby ze względu na niewiadomy wynik wyborów w USA – uważa Mateusz Seroka.