– Oparcie polskiej energetyki przede wszystkim na węglu kamiennymi i brunatnym, uzupełnionych o OZE, jak to oświadczył na targach górniczych w Katowicach premier Tusk, to „oczywista oczywistość”. To oświadczenie pana premiera nie wniosło nic nowego – powiedział naszemu portalowi b. wicepremier Janusz Steinhoff, przewodniczący Rady Krajowej Izby Gospodarczej.
Przypomniał on, że z pakietu klimatyczno-energetycznego, który podpisała także Polska, wynika, że do roku 2020 mamy mieć w ogólnym bilansie energetycznym 15-proc. udział energii odnawialnej. Natomiast obecnie pozostałą część energii elektrycznej produkujemy z paliw stałych, czyli z węgla kamiennego i brunatnego.
– Wszystko wskazuje na to, że będziemy tak czynić w dalszym ciągu – mówi dalej Steinhoff. – Natomiast o nośnikach energii w nowych mocach tworzonych obecnie czy w przyszłości zdecyduje ekonomia. Jeżeli cena gazu okaże się atrakcyjna w stosunku do paliw stałych, z uwzględnieniem kosztów wytwarzania energii elektrycznej, czyli kosztów praw do emisji CO2, to substytucja paliw stałych paliwami gazowymi jest nieuchronna.
– Myślę, że premier doskonale o tym pamięta, że tzw. mix energetyczny w pewnym zarysie został określony w zasadach polityki energetycznej do 2030 r. przyjętej przez rząd – dodał Steinhoff. – A dokument ten nie został do tej pory znowelizowany. Założono w nim budowę dwóch elektrowni atomowych. Do 2020 r. miała powstać jedna, zaś do 2030 – druga. Zatem w miksie energetycznym byłby jakiś udział energii jądrowej. Jednak – tu zgadzam się z premierem – podstawowym nośnikiem energii elektrycznej na dziś i na wiele lat w przyszłości będzie węgiel kamienny i węgiel brunatny – twierdzi Steinhoff.
Według niego trzeba mieć świadomość konsekwencji pakietu klimatyczno-energetycznego. Jeśli ziszczą się prognozy Komisji Europejskiej i cena emisji tony CO2 w 2018 r. będzie wynosiła 40 euro, to nastąpi podwojenie kosztów wytwarzania energii elektrycznej. – Bowiem, przypominam, że my na 1 MWh produkujemy średnio ok. 1 t CO2. A więc byłoby to olbrzymim obciążeniem dla gospodarki i dla gospodarstw domowych. Pamiętajmy o tym również, że nasza elektroenergetyka wymaga wielkich inwestycji. Mamy ponad 40 proc. mocy, mających ponad 40 lat. Są to moce wytwórcze przestarzałe, o niskiej sprawności (sprawność niektórych polskich elektrowni jest niższa o 10 proc. od funkcjonującej w nowoczesnych blokach energetycznych w Bełchatowie czy Łagiszy) – mówi dalej Steinhoff.
W jego opinii czeka nas zatem wielki program modernizacji i rozbudowy mocy produkcyjnych – również rozbudowy sieci systemowych i dystrybucyjnych. – Wielkim problemem dla polskiej administracji i gospodarki są inwestycje w elektroenergetyce. Bowiem – wszystko na to wskazuje – że za pięć lat może nam zabraknąć prądu.