Temat budowy elektrowni jądrowej co pewien czas niczym bumerang powraca do przestrzeni publicznej. Tym razem dzięki zeszłotygodniowym doniesieniom Dziennika Gazety Prawnej o tym, że Ministerstwo Energii ostatecznie dało zielone światło dla polskiego projektu jądrowego. Jednak dzień później minister Krzysztof Tchórzewski ostudził emocje ekspertów i dziennikarzy, zaprzeczając tym informacjom. Czy to efekt dalszych tarć między frakcjami węglowymi i jądrowymi w Ministerstwie Energii? – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.
W czwartek 3 sierpnia, powołując się na swoje źródła, DGP poinformowała, że resort energii podjął w końcu jedną z kluczowych dla przyszłości polskiej energetyki decyzję i zgodził się na budowę pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej. W grę miałyby wchodzić dwie lokalizacje: Lubiatowo-Kopalino i Żarnowiec. Według ustaleń gazety zdaniem Ministerstwa Rozwoju najkorzystniejszym rozwiązaniem byłoby wykorzystanie technologii francuskich. Dzięki energetyce jądrowej możliwe byłoby ocieplenie dość chłodnych relacji między Warszawą i Paryżem. Zwłaszcza po sytuacji związanej z umową na dostawę dla polskiego wojska francuskich helikopterów Caracale.
Na decyzję trzeba poczekać
Dzień później szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski oznajmił, że decyzji w tej sprawie jednak nie podjęto. Jego zdaniem musiałaby ona uzyskać akceptację rządu. W rozmowie z dziennikarzami podkreślał, że energetyka jądrowa jest jednym z możliwych scenariuszy rozwoju naszego sektora energetycznego i miksu energetycznego. Poza tym uważa on, że w kontekście unijnej polityki klimatycznej Unii Europejskiej technologie jądrowe są stabilnym i niskoemisyjnym źródłem pozyskania energii. Nie zabrakło również odniesień do węgla jako gwaranta naszego bezpieczeństwa energetycznego. Według wcześniejszych zapowiedzi 60 procent generowanej w naszym kraju energii ma pochodzić właśnie z tego surowca.
Ostatnio o przyszłości elektrowni jądrowej w Polsce stało się głośno za sprawą lipcowej publikacji Pulsu Biznesu. Powołując się na anonimowego przedstawiciela Ministerstwa Energii, gazeta informowała, że nad Wisłą mają powstać trzy bloki jądrowe, a środki na realizację tej inwestycji mają być krajowe. Pomijam przy tym fakt, że wcześniej pojawiała się koncepcja budowy trzech mniejszych rektorów zamiast dwóch większych o mocy 3000 MW. Ukazanie się artykułu zbiegło się w czasie z wizytą w Chinach wiceministra energii Andrzeja Piotrowskiego, który podpisał umowę o współpracy w zakresie pokojowego wykorzystania energii jądrowej. Wówczas w mediach zaczęto spekulować, że jest to przyczynek do tego, aby to Chiny dostarczyły technologię dla pierwszej w naszym kraju elektrowni jądrowej. Wśród możliwych kandydatów oprócz Chin i Francji wymieniano: Stany Zjednoczone, Kanadę, Japonię czy Koreę Południową.
Stępiński: Bliżej decyzji ws. polskiego atomu. Czy pomogą Chiny?
W tym kontekście zaznaczmy, że cały czas nie wiadomo, czy nad Wisłą ostatecznie powstanie instalacja jądrowa. Jak mantrę powtarzane są kluczowe pytania o to, ile będzie produkowanej energii z atomu, ile będzie kosztowała budowa elektrowni, kto za to zapłaci, skąd weźmiemy technologię. Te kwestie są również istotne z punktu widzenia przyszłości naszego miksu energetycznego, którego prezentację resort energii zapowiedział jesienią.
Starcie węgla z atomem
Pod koniec czerwca pisałem o tarciach, do jakich dochodzi w resorcie energii między frakcjami prowęglowymi i projądrowymi. Być może wypowiedź ministra Tchórzewskiego świadczy o tym, że temperatura rozmów na ten temat nie spada. Również niektórzy parlamentarzyści są podzieleni w sprawie atomu. W trakcie ostatniej edycji Kongresu PETROBIZNES wiceprzewodniczący senackiej Komisji Gospodarki Narodowej i Innowacyjności senator Adam Gawęda mówił, że „powinniśmy odejść od koncepcji energetyki jądrowej. Po pierwsze nie stać nas na to, nie wzmacnia ona naszej pozycji negocjacyjnej, a suma kosztów produkcji ten energii jest duża i wymaga zaangażowania dużego kapitału”. Mówiąc o atomie, jednym z głównych argumentów podnoszonych przez przeciwników budowy elektrowni jądrowej w naszym kraju są koszta. Z oczywistych względów przemawiają one na korzyść węgla, ale są sprzeczne z kursem polityki klimatycznej, jaki obrała Unia Europejska.
Atom racją stanu Polski
Z kolei w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki Jądrowej poseł Jan Klawiter (poseł niezrzeszony) stwierdził, że budowa instalacji jądrowej jest racją stanu Polski.
– W sytuacji kiedy nie ma barier lokalizacyjnych, a rząd przychylnie patrzy na budowę elektrowni jądrowej, mamy dużą szansę na to, aby nadrobić zapóźnienie cywilizacyjne w stosunku do krajów z którymi graniczymy od wschodu i od południa. Celem zespołu jest uświadomienie Polakom, że rozwój energetyki jądrowej jest racją stanu dla Polski, szczególnie w sytuacji tak dużego udziału węgla w miksie energetycznym – mówił polityk.
Retoryka prowęglowa nie może przesłaniać poszukiwania innych możliwości realizacji strategii bezpieczeństwa energetycznego naszego państwa. Należy zgodzić się z ministrem Tchórzewskim, że tworząc scenariusze dla rozwoju polskiej energetyki, należy uwzględniać kierunek, jaki w tym obszarze wyznacza Bruksela. Na poziomie unijnym trwa debata na temat tzw. pakietu zimowego. Jeżeli zostanie on przyjęty w obecnym kształcie, to przyszłe inwestowanie w budowę elektrowni węglowych będzie utrudnione. Chodzi o słynny limit 550 kg/1 MWh, którego przekroczenie oznacza brak możliwości uzyskania finansowania w ramach mechanizmów rynku mocy. Obecnie nasze elektrownie na węgiel kamienny oraz brunatny średnio emitują 789 i 1064,9 kg/1 MWh, a dla przykładu budowany w Kozienicach blok węglowy będzie emitował 730 kg/1 MWh. Powstające bloki w Opolu (759 kg/1 MWh) oraz Jaworznie (686,65 kg/1 MWh) również nie będą spełniały restrykcyjnych wymogów UE. Czarne chmury zawisły także nad planowaną przez Eneę i Energę budową Elektrowni Ostrołęka C, która w założeniu ma emitować do atmosfery 730 kg/1 MWh. To znacznie przekracza ustanowione przez Brukselę limity.
Energetyka jądrowa jest jednym z rozwiązań, które można wykorzystać w odniesieniu do problemów polskiego sektora energetycznego. Nie wyklucza zastosowania czystych technologii węglowych. Przy czym podobnie jak atom również one wymagają pokaźnych środków na inwestycję, ale w odróżnieniu od energetyki jądrowej nie zapewnią zgodności z unijną polityką klimatyczną.
Dyskusja na temat przyszłości polskiej energetyki nie może być wyłącznie zakładnikiem realizowanej przez rząd polityki węglowej. Ostateczna zgoda na realizację projektu jądrowego pozwoli wysłać jasny przekaz zarówno dla inwestorów, jak i dla Brukseli. Pokaże, w którą stronę zmierzamy i jakie technologie planujemy stosować. Może również stanowić dowód na to, że Polska oprócz kategorycznej obrony węgla potrafi przedstawić alternatywę. Mimo to, można przypuszczać, że nadal trwa walka między lobby prowęglowym i projądrowym. Czasu na decyzję nie pozostało zbyt wiele. Czy ostatecznie Polska zapali zielone światło dla atomu?