– Pod względem oficjalnych deklaracji i medialnych informacji tytułowe pytanie wydaje się retoryczne. Unia Europejska potrzebuje surowców dla utrzymania rozwojowej pozycji swego przemysłu generalnie związanego z transformacją energetyczną. Polska, jako jeden z krajów Wspólnoty, jest zaangażowana w ich pozyskiwanie dla równorzędnej pod tym względem pozycji w stosunku do wiodących mocarstw gospodarczych na świecie – pisze Adam Maksymowicz, współpracownik BiznesAlert.pl.
- Teoria i praktyka wszelkiego rodzaju wojen i konfliktów potwierdza zabezpieczenie się przed tego rodzaju wydarzeniami, jako najbardziej skuteczną politykę.
- Zabezpieczeń, poza medialnymi i politycznymi obietnicami nigdzie nie widać. A wystarczyłyby na wstępie studia z zakresu możliwości bezkonfliktowego ich wydobycia. To niewiele kosztuje, a w kryzysowych sytuacjach powoduje, że jesteśmy o całe lata do przodu w przygotowaniu inwestycji.
- Teraz, kiedy nie są one nam pilnie potrzebne, warto zająć się nimi przynajmniej od strony studialnej, projektowej, technologicznej, gospodarczej, ekologicznej i każdej innej. Kiedy przyjdzie potrzeba ich zagospodarowania, będziemy na to przygotowani – podnosi Adam Maksymowicz.
Szczególnie pod względem informacji medialnych na ten temat nie ustępujemy innym krajom UE. Po prostu zdajemy sobie sprawę z kryzysu tego górnictwa na naszym kontynencie i popieramy wszelkie inicjatywy związane z wejściem na drogę samowystarczalności w tej dziedzinie surowcowej. Nad praktyczną realizacją tych informacji zbierają się czarne chmury. Na ogół powstają wtedy, kiedy dużo się mówi i pisze o krytycznym problemie, a im więcej się to czyni, tym mniej cokolwiek się robi w tej sprawie. Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkiem. Trzeba jednak przyznać, że tego rodzaju nasz udział w akcji pozyskiwania surowców krytycznych jest dobrze postrzegany zarówno w UE, jak i na Zachodzie. Te zgodne pochwały wydają się niepokojące, ponieważ inni choćby minimalnie, ale realnie usiłują zapobiec katastrofie zależności od chińskich dostaw. Ten niepokój jest dla nas czymś obcym, wszak Polska jest jednym z najbogatszych surowcowych krajów Europy i wszystko, co nam potrzebne możemy uzyskać z własnych zasobów.
Dlaczego zatem tego nie robimy, kiedy UE jest w potrzebie? Dlatego, że to nie my potrzebujemy tych surowców krytycznych. Potrzebują ich kraje zachodnie i to jest ich zmartwienie. Dostarczają one minerały krytyczne w gotowych półproduktach, które u nas są montowane, składane i wysyłane na cały świat. Ten prosty ciąg technologiczny powoduje, że posiadane przez nas surowce krytyczne mogą spokojnie leżeć w ziemi, choć wszystkim innym ich brakuje. UE w Europie preferuje skandynawskie złoża, które cechują duże zasoby i tania ich eksploatacja. Jednak skuteczny lokalny sprzeciw wspierany przez ekologów uniemożliwia ich wydobycie w planowanej skali. Powoduje to, że UE czyni starania o dostęp do nich na kontynencie afrykańskim. O polskich ich zasobach nawet się nigdzie nie wspomina, ponieważ nasze rygory środowiskowe są podobne, a inwestycje są znacznie droższe. Można by na tym poprzestać i nie martwić się o dalsze losy surowców krytycznych w UE, gdyby nie fakt, że światowa gospodarka stale poszukuje optymalnych i najkorzystniejszych ekonomicznie rozwiązań. Jednym z nich może być rezygnacja z polskich montowni nowoczesnych urządzeń służących transformacji energetycznej i przeniesienie ich do innych bardziej do tego dostosowanych krajów.
To zły dla nas scenariusz. Jednak teoria i praktyka wszelkiego rodzaju wojen i konfliktów potwierdza zabezpieczenie się przed tego rodzaju wydarzeniami, jako najbardziej skuteczną politykę. Tych zabezpieczeń, poza medialnymi i politycznymi obietnicami nigdzie nie widać. A wystarczyłyby na wstępie studia z zakresu możliwości bezkonfliktowego ich wydobycia. To niewiele kosztuje, a w kryzysowych sytuacjach powoduje, że jesteśmy o całe lata do przodu w przygotowaniu inwestycji. Dotyczy to przede wszystkim polimetalicznego złoża Krzemianka, które jest już udokumentowane i zawiera 1,2 mld ton rudy z minerałami krytycznymi, takimi jak kobalt, chrom i pierwiastki ziem rzadkich. Warunki geologiczno-górnicze są korzystne dla jego podziemnej eksploatacji, o czym przesądza minimalne jego zawodnienie i masywny charakter skał złożowych, nie powodujących szkód na powierzchni. Natomiast wydobyta tu ruda może być transportowana do innych ośrodków przemysłowych dla jej przetwarzania i uzyskania końcowych metali, co zapewni utrzymanie środowiska w stanie nie naruszonym. Realna wartość ok. 10 procent wydobytej stąd rudy wynosi ok. 200 mld dolarów, czyli w przybliżeniu prawie półtora budżetu RP na 2023 rok.
Podobnie ma się rzecz z znacznie łatwiejszym w eksploatacji złożami soli potasowych. Choć oficjalnie nie są one zaliczone do surowców krytycznych, to tylko kwestia czasu, ponieważ są one podstawowym surowcem do produkcji żywności. Pokłady tych złóż rozpoznano przy niemieckiej granicy w trójkącie Gubin – Krotoszyn – Krosno Odrzańskie. Rejon ten podzielono na pięć odrębnych złóż o łącznej powierzchni 454 km kw., i zasobach 3 243 mln ton! Ilość ta daje nam równorzędne miejsce z zasobami posiadanymi największych producentów na świecie. Razem z zasobami z Zatoki Puckiej to ok. 3,8 mld ton. Ich wartość rynkowa to 1,14 bln dolarów. Ponieważ technologia umożliwia ich wydobycie tylko w wysokości ok. 20 procent zasobów, daje to sumę również ok. 200 mld dolarów. Tego rodzaju mniejszych złóż na terenie Śląska jest znacznie więcej.
Teraz, kiedy nie są one nam pilnie potrzebne, warto zająć się nimi przynajmniej od strony studialnej, projektowej, technologicznej, gospodarczej, ekologicznej i każdej innej. Kiedy przyjdzie potrzeba ich zagospodarowania, będziemy na to przygotowani, jak twierdzi angielskie przysłowie, że kto przewidzi nieszczęście jest w połowie na nie przygotowany.
WiseEuropa: Plan redukcji zużycia ropy w Unii może być trudny do wdrożenia