Próba przewidywania przyszłości zawsze fascynowała ludzi. Można to zrobić na dwa sposoby – albo za pomocą naukowych formuł i wzorów, które ostatnio rozwijają się w coraz potężniejszą data science albo za pomocą „trzeciego oka” i magicznych kontaktów ze światami, których teoretycznie nie ma. Teraz pod naporem Data Mining, Big Data i innych matematyczno-fizykalnych formuł, świat runów, przepowiedni i znaków z fusów powoli odchodzi w zapomnienie – pisze prof. Konrad Świrski na swoim blogu.
Tymczasem w dawnych czasach radzono sobie całkiem dobrze. Ludy germańskie osiedlone na terytorium Skandynawii używały (w praktyce do ok. 1000 roku) alfabetu runicznego- runów – zwanych też fupark. Zestaw kilkudziesięciu znaków, które dla nas przypominają jakieś kombinacje strzałek i krzyżyków prostych linii, to nie tylko grupa odpowiednich liter quasi alfabetu, ale cały system magii będący darem Boga Odyna. Runy mają swoje odpowiedniki w planetach, zwierzętach, znakach Zodiaku, kolorach i roślinach. Zestawienie kilku lub kilkunastu run w odpowiedni sposób pozwala na zmianę rzeczywistości, na sukces w walce lub miłości, a może także przynieść pieniądze i władzę. Odpowiednio przygotowane 24 kamienie lub okrągłe kawałki drewna z wyrytymi runami (run to po starogermańsku tajemnica), dlatego muszą być trzymane w woreczku (nie może być jedwabny) i odpowiednim momencie sięgamy do niego aby wyciągnąć pojedynczo albo po cztery. Ułożone na białym obrusie, pośród zapalonych świec, otwierają po kolej nasz kontakt z podświadomością i bramami do nowych światów. Pierwsze 4 wyciągnięte runy symbolizują przeszłość, drugie teraźniejszość, trzecie przyszłość, a czwarta czwórka to podpowiedź co się stanie jeśli nie zmienimy swojego postępowania. A więc… wyciągamy…
Światowa gospodarka powoli zaczyna zwalniać swoje obroty, przechodząc najpierw w stan przesilenia by na koniec zjechać rollercoasterem w dawno niewidziany kryzys. Wszystkie współczynniki gospodarcze i badania optymizmu przedsiębiorców zaczynają niepokojąco drżeć i powoli osiągać okresowe minima. Coś na pewno musi się zdarzyć i z niepokojem patrzymy na układ runów po wróżebnym rzucie…
Na pewno zbliża się wielki górniczy problem. Po długim okresie dobrej koniunktury (jakże łatwo, który był określany – „systemowym rozwiązaniem problemów górniczych”)– światowe ceny węgla kamiennego znowu nurkują w dół. Znaki dymne i runiczne z indeksu ARA są zatrważające.
Po długim kursie na szczytach (ostatnie 5 lat) kiedy tona węgla w portach Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia (ARA) kosztowała nawet około 120 $ za tonę, nagle nastąpił szybki odwrót – pod koniec czerwca cena przebiła kolejny magiczny poziom i była już poniżej 50 $ za tonę (dziś ok. 60). W Polsce nie trzeba dogłębnie znać się na górnictwie – tu wystarczy popatrzeć właśnie na te magiczne znaki. Jeśli cena na rynkach światowych to 90 $ i wyżej to wszystko jest w porządku (w końcu i krajowe ceny, nawet w długookresowych kontraktach kopalnie- elektrownie, łapią korelację i zależą od poziomów cen światowych). ARA to też łatwe spojrzenie na konkurencję – kiedy wysoko – to rynek polski jest dla światowych eksporterów drugorzędny (szczególnie jeśli „urzędowo” blokowany jest import do kraju). Jak ceny spadają – wszyscy na węglu kamiennym zachowują się nerwowo i przeżywają tylko mający najniższe ceny wydobycia. Rynki zalewane są nadmiarem towaru i producenci nerwowo liczą straty. Przy dzisiejszym poziomie cen, polskie górnictwo znowu spada w spirale śmierci.
O ile jeszcze jakoś trzyma się węgiel koksujący (czyli JSW), to kopalnie produkujące węgiel energetyczny wchodzą w lawinowe straty. Jeśli ceny na rynkach światowych nie odbiją (a nic na to już nie wskazuje) to wynik roczny PGG będzie mocno ujemny. Minimalne poziomy zapewniające rentowność w polskich kopalniach to 80-90 $ za tonę (było wcześniej 75-80 $, ale jak wiadomo wszystko szybko drożeje, a koszty pracy najszybciej). Jeszcze sprawozdania półroczne i za Q3 (spółek węglowych i obszaru wydobycia w koncernach energetycznych) będą w miarę ukrywać problemy prześlizgując się nad zerem, o ile można będzie pewnie wykonać przesunięcia i „utknięcia” (operacje ze sprzedawaniem węgla z hałd bez dostawy), co pokaże rozpaczliwe problemy z wyjściem ponad zero na koniec roku, to rok 2020 może być ekstremalnie trudny i przynieść powtórkę z bolesnego 2015. Strata na wydobyciu będzie lawinowa. Koszty ok. 270-290 PLN/tonę – to z oficjalnych danych sektora, realnie może być nawet wyżej w tym roku, a cena ARA może utknąć w przedziale na poziomie 40-60 $/tonę. Znowu w ciągu roku 2020, górnictwo węgla kamiennego będzie mogło osiągnąć stratę operacyjną kilku miliardów złotych (runy wskazują na 4-5), które będą pokrywane albo przez przesunięcia w EBIDTA sprawozdań koncernów energetycznych (straty segment wydobycia pokrywane z dystrybucji) albo przez kolejne pomysły na restrukturyzację (w końcu już kilkakrotnie łączono i zmieniano nazwę górniczych kopalni, zostawiając długi w starej spółce, a otwierając nową kartę w nowej – dlaczego więc nie połączyć KW z PGE/Energa/Enea/Tauron?).
Prawdopodobnie wrócimy też do stałej narracji, że górnictwo obciążone jest wielkimi podatkami i może trzeba zmniejszyć obciążenia dla zmniejszenia kosztów (czyli przerzucić je na inne sektory i na podatki dla innych). Niestety dobra koniunktura się skończyła, a w żaden sposób nie usunęliśmy problemów. Pomijając sam zmierzch węgla i problem z europejską polityką klimatyczną, nie można zapomnieć, że polskie koszty wydobycia nie są konkurencyjne na świecie (i to główny problem z importem, a nie jakąś nieuczciwą konkurencją, po prostu w innych częściach globu wydobywa się węgiel z mniej kosztownych pokładów i to na dodatek węgiel lepszej jakości). W spadającym światowym popycie – nie mamy żadnych szans na rynku światowym z naszymi kosztami, a na dodatek nie robimy nic żeby te koszty ograniczyć (dalej kopalnie nie uruchomiły wydobycia w trybie 6 dniowym, nie mówić o 7-dniowym; 2 dni w tygodniu wszystko stoi). Teraz już nie ma żadnej możliwości aby górnictwo węgla kamiennego było rentowne w 2020, tylko nie można oczywiście o tym mówić, bo przygotowania do wyborów idą pełną parą i znowu jest konieczność przebierania się w górnicze mundury z orkiestrą na przodzie…
A to tylko pierwsze trzy kolejne czwórki wyciągniętych runów… boję się o następny, ostatni zestaw…
Źródło: Konrad Świrski Blog