Ukraina, Kijów, czerwiec 2019. Gorąco (36 C), nawet cieplej niż w Warszawie (która, jak wiadomo leży już klimatycznie w strefie podzwrotnikowej), tylko że mniej klimatyzacji i znacznie bardziej pagórkowate centrum miasta. Trzeba przygotować się na natychmiastowe oblanie potem i pracowite pokonywanie kilometrów pod górę i w dół, albo korzystanie ze środków transportu (w których notabene kijowscy dziennikarze i naukowcy właśnie zrobili badania) – metro +33 C, autobusy i marszrutka (mały autobusik) nawet do plus 45 C, taksówka (w 85 % bez klimatyzacji) – w zależności czy jest otwarte okno i czy się jedzie (wtedy 34 C) czy stoi w korkach (a prawie zawsze się stoi )– według ostatniego rankingu Tom Tom-a, Kijów dostał 13 miejsce na świecie w najbardziej zakorkowanych miastach, a i to uważam za krzywdzące, bo jak dla mnie realnie mógłby być w pierwszej piątce co najmniej. Jeszcze bardziej gorąco w polityce i w energetyce … i tu naprawdę można oblać się na przemian zimnym i gorącym potem – pisze Konrad Świrski na swoim blogu.
Politycznie, Ukraina przechodzi gorączkowy okres zmiany władzy, a więc całkowitej wymiany elit na najwyższych stanowiskach politycznych i gospodarczych (na Ukrainie rzeczą normalną, o której mówi się na ulicy i nawet w programach dziennikarskich to powiązanie i kontrola pewnych przedsiębiorstw czy też całych segmentów rynku przez oligarchów lub przez partie polityczne, a właściwie nawet całość przemieszana razem, ale w końcu to nic dziwnego we współczesnym świecie). Nowe osoby pojawiają się więc na stanowiskach szefów administracji regionalnej (Prezydent Ziełenski właśnie nominował 12 nowych, raczej oddanych sobie osób), idzie dymisja prokuratora generalnego i kolejne zmiany. Ukraina przygotowuje się też do wyborów … ale tu jest już trochę specyficznie po ukraińsku. Teoretycznie wybory miały być we wrześniu, ale nowy Prezydent korzystając z dużej fali popularności (wygrał 75% do 25 %), chce wyborów parlamentarnych jak najszybciej i prze do przodu z nowo sformowaną partią „Sługa Narodu” (inaczej nie ma zaplecza parlamentarnego i obawia się, że wraz z czasem może dojść do erozji zaufania do niego, bo miał być zupełnie inny niż inni Prezydenci – a tu niestety codzienne obowiązki i problemy). „Sługa Narodu” – przypominając to nazwa sitkomu, w którym Ziełeński grał Prezydenta (czyli antycypację samego siebie i już teraz nie wiadomo co jest fikcją, prawdą a co projekcją przyszłości) dalej ma rekordowe poparcie ok. 50 % w sondażach. Ziełeński rozwiązał parlament zaraz po odebraniu prezydenckiej przysięgi, ale zrobił to niekoniecznie w pełni konstytucyjnie (deputowani wcześniej zrobili specyficzny trik z rozpadem koalicji i koniecznością formowania nowego rządu, co wg. ustaw nie daje wówczas możliwości rozwiązania, itp. … niewiele osób łapie się w ogóle o co chodzi). Prezydent powołał się na wolę ludu (jako sługa narodu), ale de facto rozwiązał parlament -Wierchowną Radę, niekonstytucyjnie i teraz jest już skarga w odpowiednim Konstytucyjnym Sądzie. Co się stanie jeśli okaże się, że nie można było rozwiązać Rady? Nikt zupełnie nie wie – i nawet tak odpowiada literalnie na to pytanie przewodniczący Komisji Wyborczej, bo jak mówi, proces się już zaczął i wszyscy kandydaci na gwałt rejestrują się w kolejkach. Tak więc wybory mają być 21 lipca na podstawie decyzji, która bardzo prawdopodobnie jest niekonstytucyjna, ale nawet jak taka będzie to i tak będą wybory, bo już się zaczęły przygotowania i wszyscy startują (choć wtedy na koniec, pewnie niektórzy zaskarżą te wybory jako niekonstytucyjne i nieważne z ogłoszenia). Na dodatek idzie też (zgłoszona przez Prezydenta) reforma systemu wyborczego (to też ciekawe – Prezydent rozwiązał Wierchowna Rade, ale ona ma jeszcze chwilę pracować i przegłosować niektóre ustawy, co jest nieco trudne, bo jest tam dużo przeciwników obecnego Prezydenta (w końcu większość miała ciężko zlepioną koalicję wokół Bloku Petro Poroszenki) i deputowani niekoniecznie chcą głosować według nowych wskazań (oczywiście są i tacy co już chcą i się przekonali). Większości jednak nie przychodzi do pracy i regularnie nie ma odpowiedniego kworum dla ustaw. A sama ustawa o nowym prawie wyborczym jest ciekawa, bo przynosi próbę przejścia na wybory w pełni proporcjonalne z zamkniętymi (niewidocznymi) listami kandydatów (głosuje się na partię, a nie na ludzi – których nawet wyborca może nie widzieć na listach) i obniża próg wejścia do parlamentu z 3 do 5 %. To oczywiście pomysł w kierunku „Sługi Narodu” i wykorzystania na maksa chwilowej rekordowej popularności – głos na szyld (dla zdobycia większości absolutnej) i rozproszenia opozycji jako drobnicy (te 3 %, a partii lub pomysłów na partie w Ukrainie jest bez liku), a nawet zniesienie zasady, że wygrywający w danym okręgu z większością głosów ma wejść do parlamentu, bo nadrzędnie będzie zasada proporcjonalności w całym kraju. Walka o ustawę trwa, 4000 (tak cztery tysiące!) poprawek zgłoszono, deputaci dyskutują (ci, którzy akurat są na Sali) i dalszy mętlik konstytucyjno-prawny jest w toku.
Jak przyzwyczajamy się do polityki to już w ogóle nie denerwujemy się energetyką i zaczynamy ją rozumieć w pełni. Na Ukrainie wchodzi w życie zliberalizowany rynek energii (handel hurtowy – 1 lipca). Pomińmy takie drobiazgi, że nie ma pewnych aktów wykonawczych, nie do końca sprecyzowany jest clearing – zabezpieczenia i płatności uczestników rynku, czy też, że systemy centralne (odpowiednich naszych WIRE, SOWE) nie odpowiadają w trybie automatycznym (wyłącznie na dziś grafiki można złożyć ręcznie), a i tu zachodzi wątpliwość czy na pewno jest jakiś sprawny system centralny dla zbilansowania handlu, czy tylko po wielkich wysiłkach nie sprawdza się wyłącznie składni xml-owego zgłoszenia (specjaliści oczywiście rozumieją komplikacje i przerażenie co do tego jak rynek będzie działał)… Pisze to 21.06 ale dalej nie wiadomo czy rynek ruszy, bo jest i propozycja Komitetu Energetycznego żeby przełożyć start o 3 miesiące (ale deputowani nie mogą się zebrać i to uchwalić), albo propozycja ustawy nowego Prezydenta o przełożeniu startu rynku o rok (tym bardziej nie ma deputowanych) – bo jak widać nie ma komu to uchwalić, bo wszyscy albo szukają jakiegoś biznesu do zatrudnienia albo stoją w tych kolejkach do zapisania się na listy do głosowania, ewentualnie organizują nowe partie. Są też i nowe aukcje na ukraińskiej quasi giełdzie (tu chodzi o energię z najtańszych elektrowni atomowych), ale ciągle ślizgają się terminy tych aukcji (ma być to przyszły tydzień), i na wszelki wypadek ograniczono ilość energii z jądrowej na wolnym rynku (90 % idzie na razie po stałej cenie – czyli coś a la kiedyś zapomniana u nas hybryda wolnego rynku z regulowanym). Całość zapowiada się nadzwyczaj interesująco, bo jak widać zachodzi zazwyczaj wybuchowa kombinacja polityki z energetyką i o ile w Polsce powoduje to stagnację i śmierć wolnego rynku, to na Ukrainie może spowodować eksplozję (ale i także wypadek śmiertelny). Kolejne dni i tygodnie będą dosyć ciekawe – oczywiście będę informować na bieżąco co się dzieje.
Jakby ktoś się dziwił (choć właściwie nie ma już czemu) to na koniec jeszcze kilka obrazków dla zrozumienia, że Ukrainę trzeba pojmować sercem a nie rozumem.
To coś co widział każdy w Kijowie – pomnik Matki Ojczyzny – wszystko ze stali nierdzewnej, całość ponad 600 ton, wysokość 62 metry, sam miecz ma 16 metrów, choć miał kiedyś 22 (pomnik skrócono, oryginalnie był wyższy, ale teraz nie przewyższa już krzyży kopuł znajdującej się niedaleko Ławry Peczerskiej – to raczej koniecznie trzeba obejrzeć). Matka Ojczyzna to wykwit epoki komunizmu i monumentalizm poświęcony pamięci żołnierzy i ludzi Ukrainy (wówczas w ramach ZSRR) w czasie II wojny światowej. Oczywiście były długie dyskusje co z tym zrobić, ale jak widać Matka Ojczyzna, z nierdzewnym mieczem i tarczą, będzie stała jeszcze latami.
Kijowskie metro – ewidentnie najlepszy i najszybszy środek transportu w mieście. Pierwsze stacje uruchomione zostały w 1960 roku (trzecie metro w byłym ZSRR) i też jak to wtedy bywało – koncepcja połączenia szybkiej kolei podziemnej ze schronami atomowymi. Polecana do zobaczenia stacja Arsenalna (głębokość 105 metrów – rekord świata) – jest dość niedaleko Wierchownej Rady, więc co tam jeszcze jest pod ziemią z czasów komunizmu, lepiej nie pytać. Metro jest urocze (jak ktoś się przyzwyczai i uważa na portfele) i bardzo szybkie, pewne niedogodności to histeryczny tłok w godzinach szczytu (to zdjęcie po prawej to wcale nie szczyt tylko godziny off-peak) i dość wysoka temperatura jeśli jest gorąca pogoda. Niedogodności rekompensuje szybki czas podróży, lokalny koloryt, magiczny dźwięk przy wejściu (niezapomniany klik ma pomagać także osobom niewidomym znaleźć wejście, ale z drugiej strony zaraz są takie ciężkie uchylne drzwi w ciągłym ruchu, bo ludzie wchodzą bez przerwy, że prawdopodobnie jak się nie widzi to za chwilę także nie posiada zębów). Koszt rewelacyjny – 8 hrywien obecnie – co daje możliwość za równowartość 1 zł podróżować daleko po całym mieście. Oczywiście musi być też magicznie – tokeny do metra (zdjęcie po lewej) sprzedaje się albo w automacie (ale ten przyjmuje wyłącznie banknot 10 hrywien) albo w kasie, ale tu z kolei panie kasjerki stosują rygorystyczną zasadę „jeden człowiek – jeden token” – więc żeby kupić dwa jak na zdjęciu, musiałem pokazać znajomego, z którym byłem. Ale oczywiście są już wieloprzejazdowe karty i nawet możliwość płacenia zwykłymi kartami płatniczymi – co też pokazuje, że być może na koniec, serce przegra z rozumem i zarówno w polityce jak i energetyce, może i na Ukrainie będzie normalnie.
Źródło: Konrad Świrski Blog