EnergetykaOnetOpinieWęgiel. energetyka węglowaWykop

Świrski: Czy musimy palić banknotami w kotłach węglowych? (FELIETON)

Polskie banknoty

Ostatnia propozycja cen maksymalnych to koszt ok. 17 mld złotych, a całość pieniędzy, które muszą wspomóc desperackie próby utrzymania ich w ryzach to już na pewno ponad 50 mld złotych. W ten sposób rozpędza się rodzaj mechanizmu „palenia banknotami w węglowych kotłach” – pisze prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej, szef Transition Technologies.

Raczej lepiej zapobiegać niż leczyć? 

Kwestia cen energii, węgla i energetyki nie schodzi z ekranów wiadomości telewizyjnych, a na pewno zajmuje większość czasu sejmowych prawników i zespołów przygotowujących nowe legislacje. Wzrost kosztów energii jest faktem. Mnożą się kolejne programy zapobiegawcze, pośród których gubią się już wszyscy eksperci – bo trudno zliczyć kolejne ustawy o tarczach, mrożeniu cen, dopłatach do węgla i ogólnie o nowym systemie cen regulowanych. Konieczność pomocy dla grup najgorzej sytuowanych jest oczywista, dla wielu ludzi nadchodząca zima będzie bardzo trudna, a dostęp do energii i ciepła musi być zapewniony. Uważam, że jest gorzej z koniecznością rekompensaty wzrostów cen dla wszystkich (bez kryterium dochodowego), ponieważ jest problematyczne czy najbogatsi mają również dostawać rekompensaty i subsydia, a nie radzić sobie sami. Niezależnie od dyskusji czy wszystkich czy tylko części – same programy pomocowe mają coś wspólnego – to rodzaj doraźnego efektu polegającego na pompowaniu pieniędzy na rynek dla obniżenia cen. 

Pomiędzy dyskusją o samych cenach energii i ich maksymalną wysokością, nie przebija się informacja, że ktoś za to musi zapłacić… Sama ustawa o cenie maksymalnej nie zapewni wszystkiego (poza niższą ceną dla odbiorcy), bo jeśli cena na rynku hurtowym (i sama cena produkcji i cena pali) jest wysoka to do „zamrożonej” lub „maksymalnej” ceny dla odbiorców końcowych trzeba fizycznie dołożyć rekompensaty dla tego co sprzedaje (bo inaczej musiałby ponieść stratę). Te sumy idą już w miliardy i są zwykle skrzętnie ukrywane, zwykle gdzieś na końcu sejmowych dokumentów z uzasadnieniem projektu ustaw. Ostatnia propozycja cen maksymalnych to koszt ok. 17 mld złotych (a pewnie wzrośnie, bo spuchnie lista uprawnionych odbiorców), a całość pieniędzy, które muszą wspomóc desperackie próby utrzymania cen w ryzach to już na pewno ponad 50 mld złotych (niektóre szacunki mówią o 80 mld złotych). W ten sposób rozpędza się rodzaj mechanizmu „palenia banknotami w węglowych kotłach”, bo tak naprawdę wszystkie regulacje to nic innego jak czyste pieniądze (z drukarki) idące na subsydiowanie niższych cen (ale bez inwestycji, bo to tylko rekompensata strat) i patrząc na strukturę polskiej energetyki – to praktycznie jest to dotacja do cen węgla i kosztów wytwarzania w elektrowniach. Na pewno w części jest to niezbędne (i stosowane w każdym kraju Europy obecnie), ale problem istnieje – nie inwestujemy a dopłacamy.  

Jeśli dokładnie by się przyjrzeć to w tym roku „przepalimy” wartość całej pierwszej fazy polskiego programy jądrowego (jakieś 4 bloki po 1000 MW) albo pewnie 60 procent (według cen tegorocznych) całkowitych przychodów sektora generacji energii w Polsce (ponad 150 procent z lat poprzednich). To gigantyczne sumy, które nie tylko jakoś trzeba zdobyć (wydrukować?) i wcisnąć do budżetu, ale przede wszystkim są to sumy, które nie generują rozwiązania problemu w przyszłości. To rodzaj „leczenia doraźnego” – coś na kształt zafundowania wszystkim obywatelom mającym problemy z uzębieniem – darmowych sztucznych szczęk. Tymczasem trzymając się analogii lekarskich – zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć – każda wydana złotówka na profilaktykę odpowiada dziesięciokrotności wydatków na leczenie – więc zamiast tych sztucznych szczęk może lepsze będą pasty, higiena i fluoryzacja? i obywatele niech sami sobie poradzą mając wciąż własne zęby. Polska energetyka nie potrzebuje dodatkowych problemów, ale inwestycji, które te problemy rozwiążą w przyszłości nie przepalając posiadanych środków na jednorazowe subsydia.

Może… zacznijmy od czegoś małego (patrząc na wydatkowane kwoty). W Polsce jest ok. 15 tys. szkół podstawowych (kiedyś było więcej, nawet 20 tys.) i prawie 8 tys. techników, liceów i innych ponadpodstawowych placówek. A może by tak… Narodowy Program OZE dla Szkół? Przyjmijmy, że 50 procent z nich ma odpowiednie warunki, żeby wyposażyć je w instalacje fotowoltaiczne (np. o mocy 20-40 kWp). Taki program oferowałby energooszczędne oświetlenie, lepsze ocieplenie, a może i pompę ciepła oraz magazyn energii. Jeśli każda z tych szkół (która ma warunki) dostałaby całkowity zwrot z inwestycji (np. 500 000 zł) to łączna suma dotacji (a może inwestycji) to tylko 6 mld zł. Przecież to kropla w morzu, wobec tego co dodajemy dzisiaj. Te pieniądze nie będą zmarnowane – po pierwsze tworzą rozwiązanie problemu (kosztów energii dla szkół) w kolejnych latach (przynajmniej mocno te koszty redukujemy) i budują wielki rynek dla firm instalatorskich w Polsce – utrzymujemy dynamikę rozwoju PV i trzymamy niskie ceny instalacji. Oczywiście pewnie musimy dołożyć coś i do rozwoju sieci – ale zobaczmy, ile dokładamy dziś – to naprawdę nie będą wielkie pieniądze – a rodzaj profilaktyki który zwróci się wielokrotnie. Oczywiście nie zapomniałbym o szkołach prywatnych (państwowe – a właściwie samorządowe mają pewnie mniejsze problemy z własnością budynków i mogą inwestować we własną infrastrukturę, którą szkoły prywatne zwykle wynajmują), ale od czego pomysł w wirtualne elektrownie OZE – dajmy taką samą możliwość. Zróbmy ten program powszechnym i całkowitym (stuprocentowy zwrot kosztów), dajmy szansę na rozwój firm projektowych i dostawczych, które pomogą przygotować wnioski i projekty, zaplanujmy program z wyprzedzeniem i już… budujmy instalacje w szkołach od początku wiosny. A jeśli będzie pozytywny odbiór – natychmiast rozszerzmy na przedszkola, szpitale i ewentualnie inne obiekty, które dziś wypełniają listę podmiotów uprawnionych do stosowania cen maksymalnych. Znowu – pewnie relatywnie duże pieniądze (miliardy), ale nie tak duże jakie wkładamy w energetykę dziś jako subsydia. W końcu też popatrzmy na środki ze sprzedaży certyfikatów emisyjnych CO2 – może lepiej kierować je na taki projekt, a nie rozmywać w budżecie (również na czyste dotacje bez inwestycji). Jeśli opornie idzie nam transformacja energetyki „od góry” to może Polska ma szanse w szybkim tempie ją zmieniać od strony odbiorców – właśnie tych którzy są najsłabsi ekonomicznie. 

Lepiej zapobiegać niż leczyć? Każdy to wie, ale też wszyscy krótko myją zęby i nie zawsze dbają dobrze o higienę… jakoś lepiej wychodzą nam dotacje i leczenie już zaawansowanej choroby? 

Dodatek osłonowy z tarczy antyinflacyjnej będzie obowiązywał do końca roku

 

 


Powiązane artykuły

Rewolucja w Paryżu; strefy czystego powietrza zniesione

We Francji zostaną zniesione miejskie strefy niskiej emisji (LEZ). Auta spalinowe, które nie spełniają wyśrubowanych norm emisji spalin znowu będą...
Elektrociepłownia Pruszków. Fot. PGNiG Termika.

PGNiG obniży ceny gazu. Odbiorcy zapłacą ponad 10 procent mniej

URE zatwierdziło nową taryfę PGNiG, która obniży koszty gazu. Oszczędzą zarówno osoby prywatne, wspólnoty jak i podmioty objęte ochroną taryfową...
Elektrownia jądrowa Dukovany. Źródło: Twitter/CEZ Group

Niemcy boją się czeskiego SMR przy granicy

Czeski koncern energetyczny CEZ planuje budowę trzech bloków SMR w pobliżu granicy z Niemcami. Plany wzbudzają niepokój strony niemieckiej, która...

Udostępnij:

Facebook X X X