Jeśli myślimy, że ceny prądu (energii elektrycznej) i gazu to kluczowa sprawa dla Polski, to warto popatrzeć też co się dzieje w tym temacie u naszych sąsiadów. Na Ukrainie właśnie wchodzi w życie dość agresywny proces zwiększania (lub enigmatycznie zmiany) cen – i to zarówno w obszarze gazu jak i energii elektrycznej. Dla gazu właśnie ogłoszono wzrost taryf (indywidualni o 23,5 % od 1 listopada), a dla energii elektrycznej w tym roku zwiększono klientom biznesowym (ok 10%) i planuje się jeszcze działać nieco bardziej subtelnie, bo wprowadza się coś w rodzaju skoku na głęboką wodę i powoli uwalnia ceny na zupełnie rynkowe (już od 1 stycznia 2019, do końca nie wiadomo czy będzie to dotyczyło także najmniejszych odbiorców indywidualnych) – pisze Konrad Świrski na swoim blogu.
Stan obecny
Cena gazu to ok. 7 hrywien za m3 – czyli tak ok. 0,9 zł/m3 (W Polsce – przeliczając nasze standardowe rachunki wyrażane w kWh – będzie to odpowiednio ok 1,3 zł/m3). Ceny idą krocząco od dawna, ale każda z podwyżek to sprawa też polityczna, bo dyskutowana przez wszystkie partie, ale tez i strategiczna bo Ukraina jest zobowiązana międzynarodowymi porozumieniami do wprowadzenia długoterminowego planu urynkowienia cen. Z kolei cena energii elektrycznej (pewne wahania w zależności od miejsca dostaw oraz miesięcznego zużycia – taryfa dla odbiorców indywidualnych odpowiadająca naszej G11 to od 0,9 do 1,7 hrywny za kWh, choć raczej zawsze jest to ta górna wartość –te niskie taryfy to dla zużywających bardzo mało – rodzaj dotacji dla najbiedniejszych konsumentów) czyli w złotych 0,12 – 0,22 PLN/kWh (porównanie z typowym 0,65 – 0,7 PLN/kWh w Polsce). Energia na Ukrainie jest wiec względnie (a nawet bardzo) tania – porównując z naszymi realiami. Ocena mieszkańców Ukrainy jest zupełnie odmienna – ceny wzrosły już bardzo silnie w stosunku do roku 2014-2015 (co pokazuje skalę dotowania energii), a ostatnia wcześniejsza podwyżka w 2017 była o ok. 25 %. Z czego wynika relatywnie niska (porównując europejskie realia) ukraińska cena energii elektrycznej – oczywiście im dalej na wschód tym większa skala interwencjonizmu państwowego i dotowanie energii dla mieszkańców (ceny nie były nigdy rynkowe). Jest także specyficzny sposób ustawiania cen energii na rynku hurtowym, poprzez uśrednianie cen z tanich i drogich źródeł. Tu przed reformą (hurt ma zmienić się od połowy 2018 roku) – cena jest w praktyce „blendowana” przez zakupy całości energii przez jednego operatora (Energorynek) – i tu miesza się najtańszą energię z elektrowni wodnych i atomowych (przeliczeniowo ich cena zakupu to 50-60 zł/MWh) z droższą energią z elektrowni węglowych, elektrociepłowni (dużo gazowych) oraz pewnych źródeł odnawialnych (sponsorowanych). O cenach i mechanizmie, jak i potencjalnych szansach na import (Ukraina ma nadwyżki produkcyjne) pisałem TUTAJ.
Pomimo taniej produkcji, to że energia dla mieszkańców musi zdrożeć jest oczywiste dla decydentów – ale już niekoniecznie dla samych mieszkańców Ukrainy – powszechne jest oczekiwanie, że uwolnienie cen przyniesie konkurencję i raczej możliwości obniżenia rachunków (opowieści o tym jak to się do tej pory działo w Polsce, przyjmują raczej z niedowierzaniem).
Podwyżki i dlaczego tak trudno
Na dziś Premier Groysman (Hrojsman) ogłosił podwyżkę taryf gazowych o 23,5 % od 1 listopada – a więc gaz będzie mniej więcej w pobliżu cen polskich – choć naciski międzynarodowych instytucji (MFW) były nawet na poziom 60 %. Cena energii elektrycznej też idzie trybem kroczącym silnie w górę od 2015 roku, ale pomimo silnych podwyżek wciąż jest relatywnie tania. Za chwilę albo wprowadzone zostaną kolejne (pewnie ok. 10 % podwyżki) albo właśnie z a pomocą wolnego rynku zacznie się uwalniać ceny energii – a to pociągnie za sobą równanie do poziomu przynajmniej 50-75 % polskiego. Pytanie jest: dlaczego rząd Ukrainy zgadza się na reformy rynkowe, a nie próbuje dalej utrzymać dotowane ceny – tu wkraczają na scenę zachodni pożyczkodawcy i umowy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Według międzynarodowych programów pomocowych (z 2015 r.) Ukraina ma dostać wsparcie na około 17,5 mld $, co jest kluczowe dla stabilności gospodarki (m.in. wykupy wcześniejszych transzy obligacji, które są kontrolowane przez Rosję), a bez tych funduszy zaczynają się gigantyczne budżetowe schody. Program pomocowy jest jednak silnie uzależniony od liberalizacji gospodarki i m.in. właśnie w sektorze gazu i energii. Rząd Ukrainy robi więc cały czas rodzaj kroku w przód i w tył – jak trzeba otrzymać kolejną transzę to i wprowadzane są kolejne regulacje (uwalnianie rynku) i podwyżki cen, a potem reformy idą troszkę wolniej, bo po co przenosić ból i podwyżki dla ludności (a wtedy wstrzymywane są transze pożyczek i dotacji i znowu wraca konieczność reform). Kijów jest więc pełen zachodnich konsultantów rynkowych i wydawane są nawet dość zaawansowane regulacje, ale czuć też pewne obawy czy cała zmiana rynkowa jest tak na poważnie czy tak tylko trochę na pół gwizdka. Należy bowiem pamiętać o wyborach (LINK),
już 31 marca przyszłego roku będą wybory prezydenckie, a potem jeszcze w tym samym roku parlamentarne. Decyzja o podwyżce cen gazu dla ludności w takim momencie jest więc rodzajem „kroku rozpaczy” i musiała być bardzo silnie przeforsowana przez MFW i to pod rygorem braku kolejnych wypłat pomocowych. Ścieżka cen uzgodniona jest do 2020 i teraz gaz to 8,55 hrywny za m3. Pewnie też po naciskach Prezydenta, ogłasza ten fakt Premier Grojsman (kandyduje w wyborach, więc to bolesne ogłoszenie) a od razu widać, że Prezydent Poroszenko stara się trzymać od tego jak najdalej i z boku (choć na pewno uderzy to w jego sondażowe słupki poparcia). Grojsman zresztą stara się osłabić uderzenie w siebie jak tylko może, a jego strategią jest aby pokazać się jako obrońcę kieszeni Ukraińców (on wynegocjował 23,5 % a „zły” MFW chciał 60 % a przy okazji, – tu tweet Grojsmana „Cena gazu, mieliśmy tylko dwie opcje: albo minimalny wzrost, który uzgodniliśmy, albo domyślna, galopująca inflacja, deprecjacja wszystkich oszczędności. Wybraliśmy opcję, którą można zrekompensować subsydiami, aby niechronieni ludzie nie odczuwali wzrostu„. Cały czas też wspomina, że za dostawę mediów – i wody i gazu – odpowiedzialne są władze lokalne – więc on robi co może (skutek takich tłumaczeń wątpliwy). Należy więc oczekiwać, że problem cen gazu i energii będzie bardzo silnym punktem całej kampanii prezydenckiej.
Warto popatrzeć na problem (ceny rynkowe energii i gazu) i z jednej strony cieszyć się, że mamy wolny i konkurencyjny rynek (i realne ceny), choć z drugiej strony tak trochę obawiać się czy cienie wyborów (też przyszłorocznych) nie będą wpływały na decyzje korporacji energetycznych dotyczące taryf i podwyżek. Chyba powinno być rynkowo, żeby uniknąć ekonomicznych problemów, ale należy pamiętać, że u nas nie ma nacisku MFW żeby literalnie przestrzegać rynkowych reguł.