Czy w zamian za organizację szczytu bliskowschodniego Amerykanie mogliby pomóc rozwijać nam atom? – zastanawia się Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.
Szczyt bez przełomu
W środę i w czwartek oczy ekspertów i mediów były zwrócone ku stolicy Polski, w której przedstawiciele kilkudziesięciu państw dyskutowali na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie. Rozmowy nie przyniosły jednak rozstrzygnięć, które mogłyby przyświecać realizacji założonych wcześniej celów. W Warszawie zabrakło przedstawicieli państw kluczowych dla stabilizacji sytuacji w tej części świata, a więc Turcji i Rosji. Szczyt zbojkotowały także Chiny, które razem z Rosjanami zasiadają w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Nie popisała się też i unijna dyplomacja, którą reprezentowali urzędnicy niskiego szczebla. Przede wszystkim zabrało jednak delegacji z Iranu, a więc kraju, który ma fundamentalne znaczenie dla regionu. Przy tak długiej liście nieobecności trudno było się spodziewać przełomu na rzecz unormowania sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Bez względu na ocenę rezultatów szczytu, był on okazją do polsko-amerykańskich rozmów na temat zacieśnienia współpracy w wymiarze bezpieczeństwa, ale również energetyki. Wiele uwagi poświęcono dostawom LNG z USA do Polski, czy wspólnemu stanowisku naszych państw względem gazociągu Nord Stream 2, który stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Europy Środkowo-Wschodniej. Amerykanie dali również sygnał o chęci poszukiwania współpracy z Polską, w innych obszarach m.in. energetyki jądrowej. Po spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence stwierdził, że Waszyngton ,,nie może się doczekać współpracy w rozwijaniu innych źródeł energii np. tych jądrowych”.
Atom za szczyt o Iranie?
Warto zauważyć, że podejmując się współorganizacji szczytu Polska dała świadectwo bliskich relacji sojuszniczych ze Stanami Zjednoczonymi, ale tym samym naraziła się na pogorszenie stosunków z Teheranem, który skrytykował to wydarzenie nazywając je ,,antyirańskim”. BiznesAlert.pl zastanawiał się, co Polska może dostać za organizację szczytu. Wśród opcji mógłby potencjalnie pojawić się atom.
Stany Zjednoczone były wymieniane w gronie tych państw, które mogłyby zostać partnerem, przy budowie pierwszej elektrowni jądrowej w naszym kraju. Dotychczas Ministerstwo Energii dość oszczędnie gospodarowało informacjami o projekcie, konsekwentnie nie ujawniając zbyt wielu szczegółów dotyczących wyścigu o polski atom. Do pewnego przełomu doszło w listopadzie ubiegłego roku, gdy minister Krzysztof Tchórzewski po raz pierwszy wypowiedział się publicznie, na temat oferty na budowę elektrowni jądrowej. Wówczas stwierdził, że amerykańska oferta spełnia polskie oczekiwania, ponieważ odnosi się nie tylko do sprzedaży technologii i budowy elektrowni, ale także do wejścia kapitałowego.
Trzy miesiące później wiceprezydent USA zasygnalizował, że jego kraj jest gotów współpracować z Polską, w obszarze energetyki jądrowej. Byłoby to praktyczne wdrożenie w życie, podpisanej w listopadzie deklaracji o wzmocnionej współpracy, w zakresie bezpieczeństwa energetycznego, również w obszarze atomu. Nie wiadomo jednak, na ile wypowiedzi amerykańskiej administracji znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zwłaszcza wziąwszy pod uwagę problemy tamtejszego sektora jądrowego, które szerzej opisywałem w listopadzie na łamach BiznesAlert,pl analizując możliwość zaangażowania się Stanów Zjednoczonych w polski projekt jądrowy. Tym bardziej, że mówimy o kwocie 40-70 mld złotych, na którą zgodnie z wypowiedzią ministra Tchórzewskiego częściową mieliby się złożyć Amerykanie.
Atomowy offset
Decydując się na współpracę z danym partnerem, należy uwzględniać również inne jej aspekty niż tylko czynniki polityczne. Być może Amerykanie zaoferują atrakcyjne warunki cenowe i partycypację w kosztach inwestycji, ale nie zapominajmy, że budowa elektrowni jądrowej to długookresowe przedsięwzięcie. Pieniądze wydane na atom, potencjalnie mają się przysłużyć nie tylko wyjściu naprzeciw oczekiwaniom polityki klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej, ale pozwolić Polsce na grę w wyższej lidze technologicznej i zbudować w naszym kraju szersze kompetencje w obszarze energetyki jądrowej. Być może warto rozmawiać z potencjalnymi partnerami również o kwestiach współpracy w oparciu o znane z sektora zbrojeniowego umowy offsetowe. Potencjalnie w zamian za inwestycje w Polsce, oferent mógłby wybudować fabrykę, gdzie powstawałoby paliwo, zasilające nasze elektrownie. Być może wówczas koszty oferty byłyby wyższe, ale byłoby to korzystne z punktu widzenia konkurencyjności polskiej gospodarki.
Bez względu na to kto miałby zbudować elektrownię jądrową, najpierw sami musimy wyjaśnić sytuację wokół projektu. Do tej pory nie podjęto ostatecznej decyzji w tej sprawie, mimo, że zgodnie z planami założonymi w projekcie polskiej polityki energetycznej do 2040 roku, za 14 lat mamy posiadać 2 bloki jądrowe o łącznej mocy 1-1,5 GW. Do 2043 roku ma to być już 6-9 GW. Tymczasem dokładnie miesiąc temu zakończyły się konsultacje tego dokumentu i nadal nie wiemy jak ostatecznie ma wyglądać miks energetyczny i ile energii będziemy produkować z atomu. Ta niejasność nie ułatwia rozmów z potencjalnymi partnerami, którzy czekają na zielone światło dla energetyki jądrowej w Polsce. Nadszedł czas na przecięcie atomowego węzła gordyjskiego i wybranie potencjalnej oferty, która będzie korzystna nie tylko pod względem ceny.