Koncepcja rozwoju energetyki poprzez stworzenie mechanizmów stymulacji inwestycji nazywanych rynkami mocy, staje się coraz bardzie aktualna wobec nowych wymogów rynku energii. Urząd Regulacji Energetyki wydaje się z rezerwą podchodzić do tej koncepcji uzasadniając to przerzucaniem kosztów inwestycji na odbiorców, tak jakby mogły istnieć jeszcze jakieś inne podmioty, niebędące odbiorcami, a na które można byłoby takie koszty przenieść. O ocenę koncepcji rynku mocy zwróciliśmy się do eksperta Instytutu Kościuszki, dr Marcina Tarnawskiego.
– Genezę rynków mocy należałoby zacząć od kontekstu europejskiego – wyjaśnia ekspert – ponieważ tam ten pomysł powstał, a jego naczelna zasada polega na płaceniu dostawcom energii nie za wyprodukowaną energię, ale za udostępnianie mocy, (czyli de facto za gotowość jej wyprodukowania w razie potrzeby). Powody dla postania takiego rynku są dwa. Po pierwsze, chodzi o konsekwencje niskich cen energii elektrycznej, co oznacza brak środków na niezbędne inwestycje, które są konieczne ze względu na starzenie się obecnej infrastruktury i ewentualne zwiększone przyszłe zapotrzebowanie na energię.
Po drugie, coraz bardziej pilna staje się potrzeba zabezpieczenia przed niestabilnością dostaw energii ze źródeł odnawialnych (OZE), których w UE ma być coraz więcej (a doskonale zdajemy sobie sprawę, iż słońce raz świeci, raz nie świeci, wiatr wieje, a potem są okresy bezwietrzne).
Ponadto – dodaje nasz rozmówca – liberalizacja rynków energii doprowadziła do powstania prawdziwego rynku, na którym coraz częściej o cenie decyduje popyt i podaż. Zaczynają dominować kontrakty krótkoterminowe, a to wszystko prowadzi do powstawania nowych instrumentów na rynku, podobnie jak na rynku finansowym. A więc zapewne znajdzie się miejsce również dla tzw. rynku mocy.
– Jak Pan widzi sens pojawienia się tego nowego instrumentu na powstającym rynku energii w Polsce – pyta dziennikarz BiznesAlert.pl. – Kontekst naszego kraju – odpowiada dr Tarnawski – to głównie czekający nas problem niedoborów mocy w systemie elektroenergetycznym, przede wszystkim z powodu przerwy (luki czasowej) między wyłączeniem starych i nierentownych bloków energetycznych, a uruchomieniem nowych. Ponadto widać, że zastąpienie niektórych starych bloków nowymi, stoi pod znakiem zapytania z powodu nieopłacalności (niepewności) inwestycji. W planach inwestycyjnych polskiego rządu pojawia się kwestia budowy nowych mocy w systemie elektroenergetycznym pod postacią elektrowni opartych na gazie, głównie z powodu spodziewanej nadmiernej podaży i spadku cen tego paliwa (budowa Gazoportu, przez który będzie sprowadzany gaz z Kataru).Tutaj – kontynuuje ekspert – pojawia się szansa dla PGNiG, które mogłoby zainwestować w taką „rezerwę mocy”, tym bardziej, że PGNiG w związku ze zmianami ustawowymi straci dużą część swoich klientów (głównie indywidualnych), a ci duzi (instytucjonalni) coraz częściej oczekują dostaw energii elektrycznej w pakiecie z gazem.
– Ponadto – uzupełnia nasz rozmówca – należy wziąć pod uwagę rozwój rynku energii, gdzie (jak wspomniałem) dominują kontrakty krótkoterminowe, a w związku z faktem że odbiorcy są zainteresowani pewnością dostaw w długim okresie, wydaje się że będą skłonni zapłacić za taką rezerwę mocy w przyszłości (na rynkach finansowych istnieją przecież kontrakty forward, opcje, etc.). Nie rozpatrywałbym więc – podsumowuje Tarnawski – powstania rynku mocy tylko w kontekście szukania środków finansowych na konieczne w polskiej elektroenergetyce inwestycje. Taki rynek powstaje w pewnym sensie samoczynnie, i jest odpowiedzią na oczekiwania odbiorców oraz związane z tym plany dostawców energii.