Tretyn: Czy ktoś wykorzystuje panikę na stacjach w Polsce?

25 lutego 2022, 07:25 Bezpieczeństwo

Na stacjach paliw w ciągu ostatnich godzin mogliśmy zauważyć panikę oraz wzmożony ruch. Do dystrybutorów czekały nawet kilku kilometrowe kolejki chętnych, którzy chcieli zatankować nie tylko swoje pojazdy, lecz również dodatkowe zbiorniki. W związku z atakiem Rosji na Ukrainę powstały obawy, iż w najbliższym czasie może wystąpić deficyt paliw. Są nieuzasadnione – pisze Aleksander Tretyn, redaktor BiznesAlert.pl.

Stacja paliw PKN Orlen. Fot. PKN Orlen
Stacja paliw PKN Orlen. Fot. PKN Orlen

Panika wywołana sytuacją na rynku surowców może nieco przypominać pierwsze tygodnie pandemii, gdy wszyscy zaczęli szturmować markety w celu zakupu papieru toaletowego czy też mąki. Ani papieru ani mąki nam nie zabrakło, a na skutek strachu przed tym co nas może czekać wyposażyliśmy się w nadmierne ilości podstawowych produktów. Podobna sytuacja zachodzi teraz na rynku paliw. Na stacjach paliw tworzą się długie kolejki, gdzie kierowcy chcą zatankować nie tylko swoje samochody lecz również dodatkowe zbiorniki z paliwem. Panika jest wywołana przede wszystkim ryzykiem wstrzymania dostaw ropy i gazu z Rosji oraz gwałtownym wzrostem cen surowców. Według zapewnień dostawców paliw nie ma się czego obawiać i nie grożą nam przerwy w dostawie paliw.

Minister klimatu i środowiska, Anna Moskwa oraz prezes PKN Orlen, Daniel Obajtek zapewniali, że Polsce nie grożą przerwy w dostawach paliw i są one w pełni bezpieczne. Polska posiada również zapasy ropy naftowej, które powinny wystarczyć na około 90-100 dni. Polska w ustawie o zapasach ropy naftowej, produktów naftowych i gazu ziemnego oraz zasadach postępowania w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa paliwowego państwa posiada stosowne zapisy, które zapewniają zmagazynowanie odpowiedniej ilości surowców. Wspomniana ustawa zawiera zapis mówiący o zapasach interwencyjnych ropy naftowej oraz produktów naftowych, które zapewniają zaopatrzenie w surowce w przypadku zakłóceń czy też przerw w dostawach. Według ustawy zapasy interwencyjne powinny być w stanie zaspokoić zapotrzebowanie na ropę naftową oraz paliwa na co najmniej 90 dni. Według aktualnych informacji polska dysponuje zapasami, które powinny wystarczyć nam na 98 dni. Warto również wspomnieć, iż zgodnie z danymi przekazanymi przez Rzeczpospolita.pl w 2020 roku Rosja dostarczała do Unii Europejskiej tylko albo aż 25,5 procenta ropy. Blisko 33 procent ropy, pochodziło z innych kierunków niż Rosja, USA czy też Kazachstan.

Panika jest wykorzystywana przez niektórych właścicieli stacji, którzy sztucznie zawyżają ceny paliw. Ceny na większości stacji poszły w czwartkowy poranek nieco w górę po tym jak wszyscy dowiedzieli się o inwazji Rosji na Ukrainę, jednak w dalszej cześć dnia na niektórych stacjach tankowania zaczęły się one kształtować w bardzo niepokojący sposób i osiągać pułap w okolicach 8 a nawet 10 zł za litr benzyny. Tak wysokie ceny są oczywiście irracjonalne i tam gdzie występują, są one podyktowane nie przez działania rynku surowców tylko przez sztuczne podbijanie właścicieli stacji. Dystrybutorzy paliw w ten sposób chcą wykorzystać sytuację wprowadzić nabywców paliw w zakłopotanie oraz wywołać panikę. Przykład cen paliw po 10 zł pokazał na Twitterze Michał Kołdziejczak z Agrouni, gdzie udostępnił zdjęcie paragonu na którym widniała cena paliwa w wysokości 9.99. Do publikacji lidera Agrouni odniosła się rzeczniczka prasowa Orlenu, która zaznaczyła, iż publikacja Michała Kołodziejczaka jest przykładem dezinformacji. Ponadto rzeczniczka w swej wypowiedzi zaznaczyła że stacja, kupuje paliwo w hurcie zaś sprzedaje z marżą wynoszącą około 100 procent. Na omawianą sytuację zareagował prezes Polskiego Koncernu Naftowego Orlen, który za pośrednictwem Twittera wypowiedział się w następujący sposób. – W trybie natychmiastowym rozwiążemy umowę z tą stacją, jak również z każdym innym odbiorcą naszych paliw czy operatorem stacji korzystającej z naszego szyldu, który będzie próbował wykorzystać aktualną sytuację do nieuczciwych praktyk i manipulowania cenami paliw – napisał Daniel Obajtek.

O ile wzrosty cen paliw o około 20-30 groszy można uznać za akceptowalne, w odniesieniu do zaistniałej sytuacji na Ukrainie, tak ceny rzędu 7,8,9 zł za litr paliwa są nieakceptowalne. Sztuczne podwyżki są stanowią jedynie wykorzystanie inwazji Rosji na Ukrainę. Panikować w kwestii paliw na pewno nie powinniśmy, gdyż Polska nieustannie działa nad dywersyfikacją surowców strategicznych i udział ropy oraz gazu jest coraz mniejszy.

Antyszczepionkowcy straszą niedoborami paliwa. To może być operacja Rosji