Toż to miał być urząd! Coś więcej niż urząd. Super-urząd! Miał rozwiązać problemy Śląska i Polski. Negocjować ze spółkami energetycznymi, górnikami, hutnikami – ale miał uczynić coś więcej. Miał nas wszystkich ochronić przed skutkami Zielonego Ładu. I już go nie ma. I nie chodzi o wspomniany „ład”, a o Ministerstwo Przemysłu.
Tydzień temu wybrałem się „w sprawach” na Śląsk, gdzie zdarzyło mi się porozmawiać z kilkoma osobami związanymi z tamtejszymi spółkami energetycznymi. Powiedzieli mi, że znana tam dobrze, doświadczona prawniczka, profesor z uniwersytetu, szuka roboty – jakichś zleceń, analiz i tym podobnych, co po ludzku oznacza “chodzenie za biznesami”.
Kandydatka dość dobrze zna kwestie związane z rządem, wie kto tam jest kto, bo tydzień temu ciągle w nim jeszcze była.
Za to nieco gorzej z ostatnimi spotkaniami służbowymi pani minister Marzeny Czarneckiej. No ale cóż, z żywymi trzeba iść naprzód, a w ministerstwie od miesięcy nie życiem pachniało, a instytucjonalnym trupem.
Nadmiernych oznak życia w budynku ministerstwa, które przejęło znany katowicki gmach od Polskiej Grupy Górniczej, niełatwo było uświadczyć. Podobnie jak jakichś ważniejszych aktów prawnych, propozycji ustaw czy nawet rozporządzeń, które miałyby coś zmieniać w działaniu czegokolwiek.
Górnicy pani minister nie traktowali jako partnera do rozmów, podobnie jak biznes. Przy czym, „nothing private”, Pani Profesor, nikt do pani wielkich pretensji nie ma. Po prostu nawet ci bardziej ociężali po kilku tygodniach zorientowali się, że cały ten superresort to lipa. Kit, który ma na chwilę zapewnić śląskich wyborców i biznes, że nie wykończą ich kolejne ETS-y, bo rząd przecież i o nich pamięta. Jak o wszystkich.
Śląskie ministerstwo, którego już nie ma, bo przy rekonstrukcji rządu je zniknięto, może być symbolem tego, jak często robi się politykę: jednodniowo, na chwilę, by w mediach powiedzieli, by się premier pokazał. W ten sposób, jak się okazuje, potrafią powstać całkiem okazałe instytucje. A także kariery. A tak naprawdę, zgodnie ze starą zasadą nakreśloną przez pisarza Lampedusę w powieści „Lampart”, zmienione zostanie wszystko po to, by nic się nie zmieniło.
Czy sędzia Żurek naprawdę pognębi PiS-owców bardziej niż Adam Bodnar? Czy odejście Sławomira Nitrasa z Ministerstwa Sportu albo ponowne wstąpienie Marcina Kierwińskiego do MSWiA coś zmienią? Czy coś zmieni to, że była aktywistyczna “wiceministra” kultury zastąpi performansową „ministrę”? Raczej niewiele, może poza kilkudniową wrzawą medialną. Ale nie wykluczam, że założenie jest takie, iż może coś się uda dalej, jakoś to będzie. I tak może było w sprawie śląskiego ministerstwa-widma. Najpierw tworzymy, ogłosimy, a potem coś się będzie robić raz na jakiś czas, by choć było wrażenie, że działa. Ale się zapomniało.
Choć jedna zmiana jest bardzo poważna. Kompetencje katowickiego umarlaka przejmie Ministerstwo Energii. Nowopowstałe. Superresort! Będzie się działo!