Wydarzenia z 14 września dotyczące ataku na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej, pokazały bezradność zachodu względem niepewności politycznych oraz terroryzmu na bliskim wschodzie. Wzrost cen nośników energii takich jak gaz i węgiel stał się pokłosiem, jednak skutki wahań i powiązania na rynkach można doszukiwać się w równie wrażliwych dla Polski kwestiach, czyli cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla.
Pomimo rosnącego wpływu odnawialnych źródeł energii oraz paliw alternatywnych, niezaprzeczalnym faktem jest nieustępująca kluczowość ropy naftowej nie tylko w produkcji paliw transportowych, ale również w innych istotnych gałęziach przemysłu. Cena jest notowana na wielu giełdach światowych i wszelkie decyzje głównie krajów OPEC, zmiany popytu oraz zdarzenia podobne do tych sprzed kilkunastu dni mają przełożenie na owe rynki. W efekcie ceny gazu (wykorzystywanego w energetyce na całym świecie), często indeksowane wahaniami cen ropy naftowej oraz produktów ropopochodnych, wpływają na końcową cenę energii elektrycznej. Ropa, gaz oraz węgiel zachowują się niczym naczynia połączone tworząc widoczne zależności.
Od lat ceny nie zachowały się aż tak gwałtownie jak miało to miejsce w połowie minionego miesiąca. Po dwóch atakach na instalacje wydobycia ropy, cena skoczyła o kilkanaście procent, w porównaniu do poziomu sprzed 14 września, jednak po obietnicach o przywróceniu dostaw ropy do pierwotnego poziomu sytuacja na rynkach uspokoiła się niemal natychmiast.
Co to oznacza dla polskiej energetyki, której podstawowym paliwem jest węgiel? Po pierwsze należy przyjrzeć się największemu emitentowi dwutlenku węgla w Europie, czyli naszemu zachodniemu sąsiadowi. Niemcy oprócz odnawialnych źródeł energii w większości bazują na elektrowniach opalanych węglem oraz gazem. Moc zainstalowana wynosi odpowiednio 46,5 GW oraz 31,7 GW, podczas gdy chwilowe zapotrzebowanie waha się od 40 do ponad 60 GW, w zależności od pory roku i dnia. Przez spory okres zapotrzebowanie pokrywane jest przez farmy wiatrowe oraz fotowoltaikę, jednak zdarzają się okresy, gdy zainstalowana moc w OZE staje się nieużyteczna. Lukę wypełniają elektrownie emitujące CO2, które potrzebują uprawnień na emisję. Pomimo kontraktów terminowych reakcje na rynkach są widoczne niemal natychmiast, a niewidzialna ręka wolnego rynku stabilizuje cenę na podstawie popytu i podaży i dąży do maksymalnego zysku, poprzez balans pomiędzy wytwarzaniem energii elektrycznej z węgla oraz gazu.
Rok 2018r. dla cen uprawnień do emisji CO2, mówiąc łagodnie, nie był sprzyjający, jednak obserwując ostatnie dwa kwartały wahania były dość stabilne i umożliwiające porównanie z innymi indeksami na rynkach światowych, a w szczególności z interesującą nas ropą naftową. Nie jest to oczywiście jedyna zmienna, jednak można zauważyć nakładające się trendy.
Po atakach do których przyznał się rebeliancki ruch Huti z Jemenu widoczny jest gwałtowny skok cen ropy Brent oraz niewielki, ale zauważalny uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Sytuacja po ustabilizowaniu i oświadczeniu Arabii Saudyjskiej o przywróceniu wydobycia ropy do końca września spowodowała spadki cen obydwu indeksów. Powiązanie na przełomie ostatnich sześciu miesięcy jeszcze bardziej widoczne jest w stosunku do węgla i widoczne jest na poniższym wykresie.
Wzrost cen uprawnień do emisji CO2 idący w parze z cenami węgla oznacza dla energetyki polskiej, której emisyjność waha się na poziomie około 0,8 kg CO2/ kWh podwójny cios. Mimo, że ostatnie wydarzenia nie odbiły się aż tak znacząco na ceny ropy to wskazują że sektor ten, staje się wrażliwy na kolejne ataki, które w efekcie przeniosą się na ceny energii elektrycznej.
Sebastian Pogroszewski/SKNE