icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Przybyszewski: USA mogą nie powstrzymać Arabii Saudyjskiej przed wzbogacaniem uranu

– Obawy Waszyngtonu, że i Rijad w końcu może uruchomić militarny program nuklearny nie są nieuzasadnione. To odległa wizja, ale władze USA mogą nie powstrzymać Arabii przed produkcją koncentratu uranu i własnego paliwa – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.

W ostatnich latach Arabia Saudyjska poszukiwała na swoim terytorium złóż uranu, które mogłyby posłużyć do wytwarzania własnego paliwa. Znalazła duże jego ilości w czterech miejscach, a prace prowadzone w jednym z nich, niedaleko al-Ula, rzekomo przy pomocy Chin, wzbudziły niepokój, bo mogły też wskazywać na budowę zakładu tworzenia koncentratu uranu.

Póki co nie udało się ani potwierdzić, ani zaprzeczyć saudyjskim planom wydobywania uranu i produkcji koncentratu (nazywanego też żółtym ciastem, ang. yellow cake). Wynika z tego, że dotychczasowe działania saudyjskie na pewno sprowadzały się do identyfikacji i oceny posiadanych złóż. Ale trzeba być prawdomównym : nie wiadomo czy nie rozpoczęły działań zmierzających do rozpoczęcia wydobycia i produkcji koncentratu. Jednocześnie władze w Rijadzie nie ustają w naciskach na to, aby wydobywać własny uran i wzbogacać go u siebie.

Waszyngton naciska na władze w Rijadzie, aby te unieważniły Protokół o małych ilościach, co otworzyłoby drogę do sporządzenia raportu o posiadanych materiałach, rozprzestrzeniłoby i ujednoliciło informacje w instytucjach państwowych i utorowałoby drogę do inspekcji. Amerykańskie władze oczekują, że Arabia Saudyjska jednocześnie podpisze Protokół Dodatkowy, który rozszerzy kontrolę przewidzianą w zawartym już między Rijadem a MAEA Porozumieniu o zabezpieczeniach. To zaś nada Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej większe kompetencje do nadzoru saudyjskiego programu atomowego.

Problem proliferacji może być niemożliwy do rozwiązania

Stany Zjednoczone najwyraźniej wiedzą, że dopóki program nuklearny Iranu jest w zasadzie poza kontrolą, dopóty Arabia Saudyjska nie będzie zamierzała iść na większe ustępstwa niż władze w Teheranie. Dlaczego miałyby? Dlaczego powinna normalizować stosunki z Izraelem, jeśli to w żaden sposób nie przełoży się na realną poprawę bezpieczeństwa Królestwa wobec ich głównego rywala w regionie – Iranu? Stąd też wizyta Bidena w regionie w 2022 r. i Blinkena w czerwcu br. była – poza oczywistymi lobbowaniem za realizacją celów interesu narodowego USA, jak np. normalizacjà izraelsko-saudyjską – niejako licytowaniem się z Chinami i Rosją. Oba te mocarstwa bowiem już mają w Arabii Saudyjskiej swoje przyczółki do rozwoju współpracy w dziedzinie energii jądrowej. Bardzo chętnie wypełnią każdą lukę we współpracy saudyjsko-amerykańskiej na tym polu. A Saudyjczycy grają twardo, wykorzystując rywalizację mocarstw.

Jednak nie chodzi w tym wszystkim tylko o powstrzymanie proliferacji broni jądrowej w regionie. Chodzi też o pieniądze i kontrolę, czyli utratę części suwerenności, czegoś co Iranowi też było nie w smak. Arabia Saudyjska musiałaby w najlepszym dla USA i Europy wariancie wysyłać do nich swój własny uran (w idealnym wariancie nawet nie własny) i kupować paliwo do swoich reaktorów u europejskiego Urenco, lub u amerykańskiej firmy. To, że Zjednoczone Emiraty Arabskie zgodziły się w 2009 r. porzucić wzbogacanie uranu i przetwarzanie plutonu nie oznacza, że do tego samego uda się zmusić Rijad. Czasy wówczas były inne i tworzenie podwójnych standardów mogłoby pogrzebać – i tak w końcu zresztą nieudane – negocjowane porozumienie nuklearne z Iranem. A bez kompensujących umów, utrata części suwerenności to nonsens, na który tylko słabe państwa mogą się zgodzić. Wobec Iranu, Arabia Saudyjska nie może sobie pozwolić na bycie postrzeganym jako państwo uległe.

Obecnie nie da się przesądzić, czy Iran ma, nie ma, lub czy nie jest w trakcie budowania głowic jądrowych. W związku z tym, nawet jeśli Rijad zgodziłby się na transparencję i wnikliwe inspekcje, to raczej za pewnik powinniśmy brać to, że saudyjskie władze poczyniły odpowiednie przygotowania i opracowały plany na wypadek ujawnienia posiadania przez Iran głowic. Podobnie na to zapatrują się też najpewniej Emiraty, Turcja czy Egipt. Przykładem na to może być współpraca saudyjsko-pakistańska, o której mówi się, że ma zapewnić dostarczenie Arabii Saudyjskiej odpowiednią liczbę głowic „na żądanie”. Jeśli więc Iran posiądzie głowice, to nie pochwali się tym zbyt szybko. Dlatego też problem proliferacji będzie niemożliwy do rozwiązania tak długo, jak długo Iran nie wyłoży kart na stół. A trzymanie w niepewności to teraz najlepsze, co władze w Teheranie mogą zrobić. Nie uleganie presji daje im bowiem szansę na opóźnienie budowy reaktorów jądrowych w Arabii i/lub przymuszenie do podpisania przez Rijad Protokołu Dodatkowego. Wówczas nawet jeśli Iran wróciłby do stołu negocjacyjnego, to mógłby być już w posiadaniu głowic o których nikt nie musiałby wiedzieć do momentu, gdy na szali będzie leżało przetrwanie ustroju. Jest też wysoce prawdopodobne, że Korea Północna i Iran też współpracują tak samo, jak Arabia Saudyjska i Pakistan. Nie da się zatem w żaden sposób stwierdzić, że Stanom Zjednoczonym na pewno uda się powstrzymać proliferację w regionie. Europa ma na to jeszcze mniejsze szanse.

Wnioski

Choć Arabia Saudyjska raczej nie zrezygnuje łatwo ze wzbogacania u siebie własnego uranu, to osiągnięcie kompromisu jest wciąż możliwe. Problem polega na tym, że poziom zaufania między Arabią Saudyjską a Iranem jest i zawsze był niski. Oznacza to zatem, że jeśli Iran nie ulegnie, to USA będą musiały ulec Arabii Saudyjskiej lub liczyć się z tym, że Rijad nie tylko będzie miał plan B (błyskawiczne pozyskanie głowic z Pakistanu), ale i plan C, czyli szybkie uruchomienie własnego programu o charakterze militarnym, który niekoniecznie byłby pod nadzorem Waszyngtonu. Oczywiście to póki co wszystko fikcja i czarnowidztwo, ale pamiętać należy, że wyjście USA z porozumienia nuklearnego z Iranem też wydawało się czymś niemożliwym i irracjonalnym. A okazało się, że było i możliwe, i racjonalne. Nie można więc przekreślić wariantu, w którym USA jednak poczułyby, że poparcie i wspomożenie saudyjskiego programu broni atomowej jednak jest wyższą koniecznością. Póki co jednak z pewnością nie da się powiedzieć, że USA nie zgodzą się na wzbogacanie uranu w Arabii Saudyjskiej. Mogą nie mieć wyboru.

Maksymowicz: Można mieć reaktor, ale skąd wziąć uran? Z Polski?

– Obawy Waszyngtonu, że i Rijad w końcu może uruchomić militarny program nuklearny nie są nieuzasadnione. To odległa wizja, ale władze USA mogą nie powstrzymać Arabii przed produkcją koncentratu uranu i własnego paliwa – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.

W ostatnich latach Arabia Saudyjska poszukiwała na swoim terytorium złóż uranu, które mogłyby posłużyć do wytwarzania własnego paliwa. Znalazła duże jego ilości w czterech miejscach, a prace prowadzone w jednym z nich, niedaleko al-Ula, rzekomo przy pomocy Chin, wzbudziły niepokój, bo mogły też wskazywać na budowę zakładu tworzenia koncentratu uranu.

Póki co nie udało się ani potwierdzić, ani zaprzeczyć saudyjskim planom wydobywania uranu i produkcji koncentratu (nazywanego też żółtym ciastem, ang. yellow cake). Wynika z tego, że dotychczasowe działania saudyjskie na pewno sprowadzały się do identyfikacji i oceny posiadanych złóż. Ale trzeba być prawdomównym : nie wiadomo czy nie rozpoczęły działań zmierzających do rozpoczęcia wydobycia i produkcji koncentratu. Jednocześnie władze w Rijadzie nie ustają w naciskach na to, aby wydobywać własny uran i wzbogacać go u siebie.

Waszyngton naciska na władze w Rijadzie, aby te unieważniły Protokół o małych ilościach, co otworzyłoby drogę do sporządzenia raportu o posiadanych materiałach, rozprzestrzeniłoby i ujednoliciło informacje w instytucjach państwowych i utorowałoby drogę do inspekcji. Amerykańskie władze oczekują, że Arabia Saudyjska jednocześnie podpisze Protokół Dodatkowy, który rozszerzy kontrolę przewidzianą w zawartym już między Rijadem a MAEA Porozumieniu o zabezpieczeniach. To zaś nada Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej większe kompetencje do nadzoru saudyjskiego programu atomowego.

Problem proliferacji może być niemożliwy do rozwiązania

Stany Zjednoczone najwyraźniej wiedzą, że dopóki program nuklearny Iranu jest w zasadzie poza kontrolą, dopóty Arabia Saudyjska nie będzie zamierzała iść na większe ustępstwa niż władze w Teheranie. Dlaczego miałyby? Dlaczego powinna normalizować stosunki z Izraelem, jeśli to w żaden sposób nie przełoży się na realną poprawę bezpieczeństwa Królestwa wobec ich głównego rywala w regionie – Iranu? Stąd też wizyta Bidena w regionie w 2022 r. i Blinkena w czerwcu br. była – poza oczywistymi lobbowaniem za realizacją celów interesu narodowego USA, jak np. normalizacjà izraelsko-saudyjską – niejako licytowaniem się z Chinami i Rosją. Oba te mocarstwa bowiem już mają w Arabii Saudyjskiej swoje przyczółki do rozwoju współpracy w dziedzinie energii jądrowej. Bardzo chętnie wypełnią każdą lukę we współpracy saudyjsko-amerykańskiej na tym polu. A Saudyjczycy grają twardo, wykorzystując rywalizację mocarstw.

Jednak nie chodzi w tym wszystkim tylko o powstrzymanie proliferacji broni jądrowej w regionie. Chodzi też o pieniądze i kontrolę, czyli utratę części suwerenności, czegoś co Iranowi też było nie w smak. Arabia Saudyjska musiałaby w najlepszym dla USA i Europy wariancie wysyłać do nich swój własny uran (w idealnym wariancie nawet nie własny) i kupować paliwo do swoich reaktorów u europejskiego Urenco, lub u amerykańskiej firmy. To, że Zjednoczone Emiraty Arabskie zgodziły się w 2009 r. porzucić wzbogacanie uranu i przetwarzanie plutonu nie oznacza, że do tego samego uda się zmusić Rijad. Czasy wówczas były inne i tworzenie podwójnych standardów mogłoby pogrzebać – i tak w końcu zresztą nieudane – negocjowane porozumienie nuklearne z Iranem. A bez kompensujących umów, utrata części suwerenności to nonsens, na który tylko słabe państwa mogą się zgodzić. Wobec Iranu, Arabia Saudyjska nie może sobie pozwolić na bycie postrzeganym jako państwo uległe.

Obecnie nie da się przesądzić, czy Iran ma, nie ma, lub czy nie jest w trakcie budowania głowic jądrowych. W związku z tym, nawet jeśli Rijad zgodziłby się na transparencję i wnikliwe inspekcje, to raczej za pewnik powinniśmy brać to, że saudyjskie władze poczyniły odpowiednie przygotowania i opracowały plany na wypadek ujawnienia posiadania przez Iran głowic. Podobnie na to zapatrują się też najpewniej Emiraty, Turcja czy Egipt. Przykładem na to może być współpraca saudyjsko-pakistańska, o której mówi się, że ma zapewnić dostarczenie Arabii Saudyjskiej odpowiednią liczbę głowic „na żądanie”. Jeśli więc Iran posiądzie głowice, to nie pochwali się tym zbyt szybko. Dlatego też problem proliferacji będzie niemożliwy do rozwiązania tak długo, jak długo Iran nie wyłoży kart na stół. A trzymanie w niepewności to teraz najlepsze, co władze w Teheranie mogą zrobić. Nie uleganie presji daje im bowiem szansę na opóźnienie budowy reaktorów jądrowych w Arabii i/lub przymuszenie do podpisania przez Rijad Protokołu Dodatkowego. Wówczas nawet jeśli Iran wróciłby do stołu negocjacyjnego, to mógłby być już w posiadaniu głowic o których nikt nie musiałby wiedzieć do momentu, gdy na szali będzie leżało przetrwanie ustroju. Jest też wysoce prawdopodobne, że Korea Północna i Iran też współpracują tak samo, jak Arabia Saudyjska i Pakistan. Nie da się zatem w żaden sposób stwierdzić, że Stanom Zjednoczonym na pewno uda się powstrzymać proliferację w regionie. Europa ma na to jeszcze mniejsze szanse.

Wnioski

Choć Arabia Saudyjska raczej nie zrezygnuje łatwo ze wzbogacania u siebie własnego uranu, to osiągnięcie kompromisu jest wciąż możliwe. Problem polega na tym, że poziom zaufania między Arabią Saudyjską a Iranem jest i zawsze był niski. Oznacza to zatem, że jeśli Iran nie ulegnie, to USA będą musiały ulec Arabii Saudyjskiej lub liczyć się z tym, że Rijad nie tylko będzie miał plan B (błyskawiczne pozyskanie głowic z Pakistanu), ale i plan C, czyli szybkie uruchomienie własnego programu o charakterze militarnym, który niekoniecznie byłby pod nadzorem Waszyngtonu. Oczywiście to póki co wszystko fikcja i czarnowidztwo, ale pamiętać należy, że wyjście USA z porozumienia nuklearnego z Iranem też wydawało się czymś niemożliwym i irracjonalnym. A okazało się, że było i możliwe, i racjonalne. Nie można więc przekreślić wariantu, w którym USA jednak poczułyby, że poparcie i wspomożenie saudyjskiego programu broni atomowej jednak jest wyższą koniecznością. Póki co jednak z pewnością nie da się powiedzieć, że USA nie zgodzą się na wzbogacanie uranu w Arabii Saudyjskiej. Mogą nie mieć wyboru.

Maksymowicz: Można mieć reaktor, ale skąd wziąć uran? Z Polski?

Najnowsze artykuły