Jakóbik: Gra USA-Rosja o Europę Środkowo-Wschodnią może wysadzić porozumienie naftowe

12 lutego 2020, 07:30 Energetyka

Rosjanie mogą wysadzić porozumienie naftowe. Nawet jeśli tego nie zrobią, los cen ropy jest w coraz mniejszym stopniu zależny od woli potęg broniących status quo na rynku. Natomiast mogą to zrobić, bo przegrywają z rosnącą konkurencją USA – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Jacek Czaputowicz i Mike Pompeo. Fot. MSZ
Jacek Czaputowicz i Mike Pompeo. Fot. MSZ

Sygnatariusze porozumienia naftowego z grupy OPEC+ mają rozważać nowe cięcia wydobycia sięgające 600 tysięcy baryłek ropy naftowej dziennie. Dałyby razem z istniejącymi cięciami w wysokości 1,2 mln baryłek do marca 2020 roku ograniczenie podaży o 1,8 mln baryłek. To jednak nic nowego na rynku. Porozumienie naftowe obowiązujące do końca 2018 roku zakładało właśnie takie cięcia i miał ograniczyć kryzys cen ropy zapoczątkowany po 2014 roku.

Można zatem mówić o planie powrotu do cięć sprzed 2018 roku. Z punktu widzenia analityków OPEC+ luzowanie porozumienia do 1,2 mln baryłek przyniosło jedynie szybszy spadek ceny baryłki. Jest ona kluczowa dla budżetów petrostate, krajów uzależnionych od przychodów ze sprzedaży ropy, na czele z Wenezuelą. Ma także znaczenie dla wyceny Saudi Aramco, które w 2019 roku weszło na giełdę z pierwszymi akcjami i jest obecnie wyceniana na prawie dwa biliony dolarów, będąc najdroższą spółką świata, droższą od Apple czy Google.

Jednak nowe cięcia mogą być nie w smak Rosji, która wywiązuje się z obecnych ograniczeń, ale jej przemysł naftowy narzeka na nie od zarania porozumienia naftowego. Prezes Rosnieftu Igor Sieczin przyznał na spotkaniu z prezydentem Władimirem Putinem, że jego firma realizuje cięcia w stu procentach, ale ich utrzymywanie w rzeczywistości wspiera ekspansję USA na rynku ropy naftowej. Ta wypowiedź jest szczególnie ciekawa w kontekście deklaracji Amerykanów, że mogliby zastąpić Rosjan w roli dostawców ropy na Białoruś. Pozostawanie Rosji w porozumieniu naftowym może ograniczyć jej możliwość reakcji na ekspansję ropy amerykańskiej w Europie Środkowo-Wschodniej. Dzięki PKN Orlen i Grupie Lotos jest już w regionie i może wzmacniać pozycję, przy zastrzeżeniu ograniczeń technologicznych infrastruktury białoruskiej przywiązujących ją do mieszanki Urals z Rosji.

Kartel OPEC przewiduje, że USA zanotują w ostatnim kwartale 2020 roku rekord wydobycia ropy naftowej na poziomie 20,21 mln baryłek dziennie, zbliżając się do poziomu zapotrzebowania amerykańskiego na ten surowiec wynoszącego 21,34 mln baryłek. Skumulowany wzrost podaży od producentów spoza OPEC w 2020 roku ma wynieść 2,35 mln baryłek dziennie. To wzrost z 1,86 mln notowanych w 2019 roku. Ma być wspierany przez korzystną politykę monetarną, poprawę sytuacji na rynkach finansowych oraz wzrost podaży spoza OPEC. Te dane mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości porozumienia naftowego, które w założeniu miało doprowadzić do podwyżki cen ropy naftowej, ale pośrednio poprawiło rentowność wydobycia konkurencji OPEC, jak producenci amerykańscy. Mają oni dostęp do najnowszych technologii obniżających koszty wydobycia i nie muszą pytać Waszyngtonu o zgodę na więcej odwiertów. To różnica między wolnym rynkiem, a gospodarką centralnie planowaną w sektorze ropy.

Producenci, jak Rosjanie, stoją obecnie przed dylematem, czy dalej hamować spadek cen ropy przez porozumienie naftowe, czy też przyłączyć się do wojny cenowej i wygrywać udziały rynkowe oferując przecenę. Producenci amerykańscy pozbawieni kontroli politycznej nawet się nad tym nie zastanawiają i wydobywają tyle, ile się da. Rosnieft zdaje się dostrzegać tę rzeczywistość, w której nie ma już miejsca na drogą ropę. Warto przypomnieć, że budżet rosyjski w 2020 roku jest dostosowany do założenia ceny 42,4 dolarów za baryłkę, a więc ponad 10 dolarów poniżej obecnych około 55 dolarów za Brent. Rosjanie są przygotowani do rywalizacji z Amerykanami ceną surowca. Nie wiadomo jednak czy zdecydują się na wysadzenie porozumienia naftowego. Decyzja ma zapaść na marcowym spotkaniu OPEC+, któremu powinni się przyglądać nie tylko szejkowie naftowi, ale także analitycy polityki wschodniej.