W Paryżu rozpoczął się szczyt klimatyczny ONZ, którego celem ma być ograniczenie światowej emisji gazów cieplarnianych, głównej przyczyny globalnego ocieplenia przy jednoczesnym utrzymaniu wzrostu gospodarczego – czytamy na stronie Polskiego Radia.
Podjąć trzeba zarówno decyzje polityczne jak i gospodarcze. Do nowych wyzwań musi się dostosować również biznes. Według stanowiska Unii Europejskiej do 2030 r. powinniśmy produkować 30 proc. mniej CO2. Czy da się to pogodzić z rozwojem gospodarczym? Na to pytanie odpowiedzi udzielił gość Polskiego Radia Daria Kulczycka, z Konfederacji Lewiatan.
Zaznaczyła ona, że trzeba mieć duże wymagania w stosunku do siebie, czyli Europy, ale też firm z innych kontynentów, tak aby nasze mogły konkurować na równych warunkach. Ten szczyt jest według niej wyjątkowy, z uwagi na to, że każdy kraj przyjeżdża z deklaracjami i wszyscy mają nadzieję, że dzięki temu prognozowany wzrost temperatury będzie nie większy niż 2 st.C w stosunku do ery przed-przemysłowej.
Jednak obecnie UE wytwarza tylko 9 proc. CO2 na świecie, największymi trucicielami są Chiny (30 proc.) USA (18 proc.) i Indie oraz Rosja, które sceptycznie podchodzą do postulatów ograniczania emisji.
Na pytanie czy można się rozwijać i jednocześnie ograniczać emisję CO2, Daria Kulczycka odpowiedziała, że „chociażby Polska przez ostatnich 25 lat cały czas się rozwijała, mieliśmy zero energetyczny wzrost gospodarczy, i redukowaliśmy emisję. Ale od pewnego momentu robi się to bardzo trudne i kosztowne. I stąd obawy europejskiego przemysłu, że jeżeli UE będzie miała tylko jednostronne zobowiązania do redukcji emisji, to przemysł europejski straci konkurencyjność. A nie da się produkować np. cementu bez emisji CO2”.
Wysokie technologie, w które trzeba zainwestować w celu ochrony klimatu są bardzo kosztowne, „istotne jest. aby skoncentrować wysiłki światowe, żeby poszukać takich technologii, które byłyby tanie, niskoemisyjne i rozwiązywałyby nie tylko problem klimatu. Także problemy miliardów ludzi na Ziemi, którzy nie mają dostępu do prądu, i do czystej wody. A bez prądu, tej czystej wody nie będą mogli uzyskać” – mówił gość Polskiego Radia.
Według Kulczyckiej należy rozwijać zarówno OZE jak i energię węglową. Pomimo tego, że jak wejdą do nas nowe technologie to niektóre wydatki będą stracone, nie można dopuścić do sytuacji, że w Polsce zabraknie prądu.
Jak powiedział szef Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski, „to, co jest teraz istotne, to jak bardzo będą wiążące te zobowiązania. Bo te płaszczyzny, na których możemy się do czegoś zobowiązać, są różne. Np. że będziemy się starać, żeby było lepiej za 15, 30 czy 50 lat, albo mogą to być dyrektywy precyzujące terminy redukcji, terminy procentowego udziału OZE w miksie energetycznym. Wszystko zależy od tego, jakie zobowiązania Unia nałoży na Polskę”.
– Nasze zasoby węgla należą do największych, a polska gospodarka energię elektryczną w 80–90 proc. uzyskuje z surowców kopalnych. W innych krajach UE jest różnie. Natomiast procesy zmiany miksu energetycznego to są procesy kilkudziesięcioletnie, i dlatego nagle nie możemy, w ciągu np. 10 lat go zmienić. Zwłaszcza, że te procesy te zostały mocno zaniedbane – podkreśla Marcin Roszkowski.
– Nie określono bowiem precyzyjnie składu naszego miksu, priorytetów. Nie było też żadnego consensusu, jak powinien wyglądać ten miks energetyczny. I dopiero teraz skutecznie zostanie zamknięta kwestia nierentownych kopalń. Mamy więc różne procesy, które trwają w polskiej gospodarce, i których się nie da jednym szczytem po prostu wyeliminować – dodał szef Instytutu Jagiellońskiego.
Marcin Roszkowski wskazuje na to, że węgiel nie jest przyszłościowym źródłem energii, jest coraz droższy i mniej opłacalny. – Nie możemy więc bazować na węglu, którego mamy coraz mniej, tego taniego, i nie można nie zauważać problemu z wodą. Dlatego przez pewien czas węgiel będzie jeszcze w polskiej gospodarce, tak samo jak będzie w gospodarce niemieckiej, tylko musimy na spokojnie zdecydować, jak to będzie się rozwijało. Ile OZE, ile węgla, ile importowanego, ile krajowego? Czy chcemy mieć kolejne odkrywki węgla brunatnego, czy też nie? Niemcy w tej chwili przystępują do podobnej dyskusji, i szykują taki pakt społeczny, planując rezygnacje z węgla kamiennego ok. 2045 r. Bowiem to nie są procesy przeprowadzane z dnia na dzień – podkreśla gość Jedynki wskazując, że do roku 2025 r. większość inwestycji jest zaplanowana, natomiast większe pole manewru mamy w późniejszych latach, do 2050 r., wtedy wiele się zmieni.
Kolejnym problemem jest według Marcina Roszkowskiego niska wydajność górnictwa, to, że „sprywatyzowane zostały złoża efektywne, a zostały miejsca, gdzie są same kamienie . I tu pomoże tylko pionowa integracja z energetyką – dodaje gość PR 24.
Źródło: Polskie Radio