Kto był w Wenecji ten wie, że trzech rzeczy jest tam pod dostatkiem: zabytków, turystów i wody. Niestety, mimo potężnych wałów przeciwpowodziowych jedno z najpiękniejszych miast na świecie tonie, co samo w sobie nie jest nowością; nowa jest skala tego zjawiska i mroczne prognozy. Pochodzący z Wenecji filozof Paolo Sarpi w swoich ostatnich słowach westchnął życzenie, by jego miasto „trwało na wieki”, ale niestety się ono nie spełni – pisze Michał Perzyński, dziennikarz BiznesAlert.pl.
Koniec świata?
Fala przypływu w Wenecji w szczytowym momencie osiągnęła 187 centymetrów, do rekordowej powodzi z 1966 roku (na zdjęciu) zabrakło tylko siedmiu centymetrów. Burmistrz Wenecji Luigi Brugnaro zaapelował do mieszkańców, aby nie wychodzili z domów. Oceniając to, co dzieje się w mieście, powiedział, że to „katastrofa”. Zalane jest całe historyczne centrum miasta. Zatonęły trzy zacumowane na nabrzeżu tramwaje wodne, czyli vaporetti, które są podstawowymi środkami komunikacji. Z lin zerwało się kilka gondoli, które zaczęły dryfować na lagunie.
Winowajcą powodzi w Wenecji jest tzw. Acqua alta, czyli występujący między jesienią a wiosną przypływ na Morzu Adriatyckim. Wiejące w tym okresie wiatry sirocco i bora uniemożliwiają spadek poziomu wody w czasie odpływu, a pamiętając o tym, że laguna, na której zbudowana jest Wenecja regularnie się osuwa, efekty są spektakularne w przerażającym tego stopnia znaczeniu. Organizacje ekologiczne triumfalnie powtarzają swoje „A nie mówiliśmy?”. Media zdominowały zdjęcia turystów brodzących po pas w wodzie przez plac św. Marka. Naukowcy radzą, żeby do takich widoków zacząć się przyzwyczajać. Więc jak to będzie?
Data ważności
Świat nauki od lat powtarza, że zmiany klimatu nasilają intensywne powodzie. W przyszłości będziemy doświadczać ekstremalnych zjawisk pogodowych. Im cieplejszy klimat, tym bardziej ulewne deszcze i wyższy poziom morza. Raport IPCC podaje, że na każdy stopień Celsjusza więcej, poziom morza podniesie się o około dwa i pół metra. Chociaż dzieje się to bardzo powoli – być może w ciągu setek lat – oznacza to również, że na dłuższą metę Wenecja znajdzie się pod wodą. Jeżeli utrzymalibyśmy dwa stopnie docelowe porozumienia paryskiego w sprawie klimatu, musielibyśmy oczekiwać w perspektywie długoterminowej około 5 metrów wzrostu poziomu morza. Zatem Wenecja utonie.
Duże nadmorskie miasta, takie jak Hamburg, Szanghaj, Hongkong i Nowy Jork również będą musiały przygotować się na to, że wówczas duże ich części znajdą się kilka metrów poniżej poziomu morza. Na tle tych miast Wenecja jest w jakimś sensie wyjątkowa, bo na domiar złego od wieków stopniowo się osuwała, pompując wodę pitną z ziemi. Problem został już rozpoznany kilkadziesiąt lat temu i już zaprzestano tego procederu. Podejmowane są również działania mające na celu ochronę miasta przed powodziami, na przykład ze specjalnie zbudowanymi wysuwanymi wałami. Miasto takie jak Wenecja ma datę ważności, którą wyznacza wzrost poziomu wody.
Ratunek dla Wenecji
Tutaj jednak trzeba załagodzić tę nieco apokaliptyczną wizję. Wenecja jest perłą kultury nie tylko włoskiej, tylko światowej, i dzięki takiemu statusowi nikt na pewno nie będzie szczędził środków na porządne zabezpieczenia. Tutaj pomóc może system ruchomych zapór przeciwpowodziowych MOSE. Zaczęto go budować w 2003 roku, ale nie został jeszcze ukończony, a wykonane konstrukcje nie dość, że nie osiągnęły pełni planowanej skuteczności, to tracą sprawność i wymagają remontów. Tworzenie takich konstrukcji ma jednak głęboki sens i Wenecja wcale nie jest tu pionierem. O tym, że ruchome zapory blokujące napływ wezbranych wód morskich do zatok, estuariów czy ujściowych odcinków rzek są skuteczne, świadczą funkcjonujące konstrukcje u wybrzeży Holandii, zapora na Tamizie w Londynie (Thames Barrier) czy Zapora Petersburska chroniąca Zatokę Newską.
Innym pomysłem, pozornie z półki science fiction, byłoby przesunięcie całego miasta tak, by osiadło ono o kilka metrów wyżej, by opóźnić jego utonięcie. Nie byłoby to wydarzenie bezprecedensowe – podobny proces miał miejsce w 1858 roku w Chicago, które nieopatrznie zbudowano przy samej tafli wody Jeziora Michigan, co skutkowało licznymi podtopieniami i szerzeniem się chorób, więc ówczesne władze miasta postanowiły upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – jednocześnie zbudować system kanalizacji miejskiej i przenieść kilka budynków, które były najbliżej wody w bardziej bezpieczne miejsca. Wysiłek był to nie lata, bo wedle dokumentów przeniesione budynki ważyły 35 tysięcy ton.
Wenecja to nie Szanghaj
Snując takie scenariusze trzeba pamiętać, że Wenecja wcale nie jest dużym miastem, ma bowiem około 260 tysięcy mieszkańców, mniej więcej tyle, co Wrocław, i nawet gdyby stworzenie potężnych wałów przeciwpowodziowych nie wystarczyło i przenoszenie całych budynków okaże się niezbędne, to i tak takiego rozwiązania nie da się zastosować w przypadku takich metropolii jak Szanghaj czy Nowy Jork. Jedyne, co pozostaje, to walczyć z samym źródłem problemu, czyli globalnym ociepleniem, i tutaj diagnoza jest o wiele prostsza, niż leczenie: trzeba będzie po prostu porzucić paliwa kopalne.
Raport: Trzeba zamknąć elektrownie węglowe, by powstrzymać zmiany klimatu