Rośnie napięcie w relacjach między Włochami a Komisją Europejską. Możliwe, że na sporze zyska Rosja. Także pod względem energetycznym, licząc na dodatkowe dostawy gazu na południe Europy – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl
Spór o budżet
Czarę goryczy w relacjach Rzymu z Brukselą może przelać kwestia zatwierdzonego na początku października budżetu Włoch. Zamiast dalszego zaciskania pasa i zmniejszenia długu publicznego, który wynosi ponad 2 bln 300 mld euro, czyli ponad 132 proc. tamtejszego PKB, nastąpił wzrost wydatków. 23 października Komisja Europejska wezwała Rzym do rewizji budżetu, dając mu na to dwa tygodnie. Bruksela obawia się, że Włochy mogą podzielić los Grecji. Upadek trzeciej co do wielkości gospodarki strefy euro mógłby poważnie wstrząsnąć europejskim rynkiem finansowym. Na profilu na Twitterze Luigi Di Maio napisał nawet „To pierwszy włoski budżet, który nie podoba się UE. Nie dziwię się; to pierwszy włoski budżet napisany w Rzymie, a nie w Brukseli”. W ten sposób Włochy próbują udowodnić, że prowadzą samodzielną politykę. Paradoksalnie może się okazać, że jej efektem może być zbliżenie z Rosją. Już teraz można dostrzec pewne symptomy.
Business as usual
W momencie, gdy stosunki między Rzymem a Brukselą stają się coraz bardziej napięte, włoski premier Giuseppe Conte, stojący na czele rządu koalicji antysystemowego Ruchu Pięciu Gwiazd i skrajnie prawicowej Ligi Północy, zamiast na rozmowy z Komisją Europejską, udał się do Moskwy rozmawiać o współpracy gospodarczej. W 2017 roku obrót towarowy między obydwoma państwami wzrósł o ponad 20 proc. i wyniósł ponad 24 mld dolarów. Między styczniem a sierpniem wzrósł o 15 proc. Wzajemne inwestycje przekroczyły 7,5 mld dolarów. Przy czym włoskie inwestycje w Rosji w pierwszym kwartale tego roku wzrosły o 1 mld dolarów, osiągając poziom 4,8 mld dolarów.
Podczas zeszłotygodniowego spotkania z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, premier Włoch zwracał uwagę na konieczność podtrzymania stosunków gospodarczych między obydwoma krajami. Zaprzeczał jednak sugestiom jakoby poprosił Putina, aby Rosja kupiła włoskie obligacje w celu uspokojenia sytuacji na rynku. Zaznaczył jednak, że gdyby zagraniczny fundusz lub bank centralny podjął decyzję o zakupie włoskich papierów dłużnych, to zgodziłby się na to, ponieważ byłoby to korzystne dla jego kraju rozwiązanie. Jego zdaniem relacje gospodarcze Włoch i Rosji mogłyby się rozwijać, lecz przeszkodę stanowią sankcje, nałożone przez Unię Europejską na Moskwę za nielegalną aneksję Krymu i okupację Donbasu, które określił mianem „przestarzałego instrumentu”.
Zresztą, przed wizytą w rosyjskiej stolicy. wicepremier Włoch z koalicyjnej Ligi Północnej Matteo Salvini stwierdził, że sankcje te są absurdalne podkreślając, że Rzym nie poprze dalszego ich przedłużenia. Jego zdaniem w 2018 roku nie są potrzebne ani sankcje, ani czołgi. – Potrzebna jest przyjaźń i dialog. Trzeba usiąść do rozmów i spojrzeć sobie wzajemnie w oczy – stwierdził po rozmowach Contego z Putinem. Jednak co pozwoli dostrzec stronom owo spojrzenie?
Współpraca Eni z rosyjskim Rosnieftem jest zagrożona sankcjami. Włoski koncern postanowił wycofać się z jednego ze wspólnych przedsięwzięć na Morzu Czarnym tłumacząc swoją decyzję wyłącznie kwestiami ekonomicznymi a nie politycznymi. Jednak przedstawiciele spółki zaznaczają, że są gotowi do nawiązania współpracy z rosyjskim koncernem w obszarach nie objętych sankcjami.
Być może także z tego powodu Włosi – już nie pierwszy raz – wzywają do rewizji polityki sankcyjnej. W pierwszym przemówieniu do Senatu po wygranych w marcu wyborach, premier Conte stwierdził, że jego rząd „będzie adwokatem otwarcia na Rosję i będzie dążył do rewizji sankcji na nią nałożonych”. Mówił wówczas, że jego celem nie jest dzielenie Europy, ale takie deklaracje stanowią wyłom w solidarności państw Unii Europejskiej w polityce sankcji. Warto odnotować, że słowa Contego padły w momencie, gdy prezydent Rosji Władimir Putin po zaprzysiężeniu na czwartą kadencję udał się w pierwszą zagraniczną podróż do Austrii, która utrzymuje bliskie stosunki z Moskwą.
Włoski rząd chciałby demonstrować podobnie bliskie związki z Rosją. W trakcie wspólnej konferencji z Władimirem Putinem premier Conte wezwał do przywrócenia Rosji do Grupy G8. – Chcemy pomóc Rosji. Mamy jednak świadomość, że nasza pomoc może okazać się niewystarczająca, dlatego chcemy zaangażować w ten proces również inne państwa – powiedział.
Rosja oferuje Włochom gaz
W odpowiedzi Conte usłyszał od Putina deklarację woli współpracy i propozycję podłączenia Włoch do gazociągu Turkish Stream, którym ma być przesyłany rosyjski gaz. Zwrócił uwagę, że obecnie trwają prace nad wariantami takiego podłączenia. – Może to nastąpić przez Bułgarię, a nawet przez Serbię, Węgry czy Grecję – powiedział rosyjski prezydent.
Obecnie 90 proc. zużywanego przez Włochy gazu pochodzi z importu, głównie z Rosji, Libii, Algierii i Holandii. Jednak propozycja Władimira Putina nie jest niczym nowym. Gazprom wielokrotnie deklarował, że głównym elementem przesyłu gazu przez Grecję i Włochy miałby być gazociąg Posejdon, będący częścią połączenia ITGI (Interkonektor Turcja-Grecja-Włochy). Magistrala miałaby mieć długość 800 km długości oraz przepustowość 8-10 mld m sześc. rocznie. Jednak Posejdon pozostał na deskach kreślarskich.
Jakóbik: Dlaczego Rosja chce reanimować Posejdona? Gra o bliską zagranicę na południu (ANALIZA)
Co ciekawe, w lutym 2016 roku włoski Edison i grecka DEPA podpisały z Gazpromem memorandum o dostawach gazu wspomnianym połączeniem. Nie jest ono wiążącym dokumentem. Jednak pojawiła się koncepcja, aby rosyjski gaz trafił na Półwysep Apeniński poprzez Gazociąg Transadriatycki (TAP), który jest jednym z kluczowych odcinków Południowego Korytarza Gazowego. Dzięki niemu gaz z regionu Morza Kaspijskiego mógłby trafić nie tylko do Włoch, ale także to południowej części Europy, a więc uderzyłby w interesy Gazpromu, który jest zainteresowany wzmocnieniem pozycji na rynku europejskim, w czym nie pomaga pojawienie się alternatywnych dostawców.
Tymczasem cała planowana przepustowość magistrali, 10 mld m sześc. rocznie, została już zarezerwowana. Wobec tego nie ma na razie możliwości, aby Gazprom sięgnął po to połączenie. Swego czasu rosyjskie media próbowały przekonywać, że to Włosi odmówili im dostępu do przepustowości rurociągu. Były to jednak manipulacje, które zdementowała strona włoska.
Włochy chcą dywersyfikacji
Warto jednak przypomnieć jak dotychczas przedstawiciele rządzącego Ruchu Pięciu Gwiazd wypowiadali się o TAP. Tuż po zwycięskich wyborach minister środowiska Sergio Costa twierdził, że biorąc pod uwagę politykę energetyczną Włoch, w tym spadające zapotrzebowanie na gaz, dzisiaj ten projekt wydaje się bezsensowny. Choć wcześniej stwierdził, że TAP cały pozostaje na stole i jest traktowany jako priorytet.
Pojawiały się jednak wypowiedzi innych polityków Ruchu Pięciu Gwiazd. Minister ds. południowych Włoch Barbara Lezzi stwierdziła, że Gazociąg Transadriatycki stanowi niepotrzebne zagrożenie dla środowiska. W umowie koalicyjnej nie wspomniano wyraźnie o projekcie TAP, ale stwierdzono, że Włochy przyspieszą transformację energetyki ku Odnawialnym Źródłom Energii. W tym kontekście należy nadmienić, że program Ruchu Pięciu Gwiazd przewiduje, iż Włochy miałyby w pełni zrezygnować z paliw kopalnych do 2050 roku.
Niemniej jednak w ubiegły piątek premier Conte przeciął spekulacje na temat przyszłości TAP i udzielił ostatecznej zgody na dalszą realizację projektu. Za podjęciem tej decyzji stały względy ekonomiczne. Przypomniał, że rewizja TAP mogłaby się wiązać z koniecznością wypłaty odszkodowań.
Jest to uderzenie w plany Rosjan. Włączenie ich w TAP wymagałoby rozbudowy jego przepustowości do 20 mld m sześc. rocznie. Na razie pomysł pozostaje w fazie koncepcyjnej. Istnieje szansa, że napięte stosunki między Włochami a Unią Europejską mogą przeorientować politykę Rzymu i wepchnąć Włochy w objęcia Rosji, urealniając jej plany w sektorze energetyczne. Na razie jednak Włosi wybrali dywersyfikację.