Wójcik: Powrót do South Stream?

24 sierpnia 2015, 09:35 Energetyka

KOMENTARZ

Spawanie pierwszej rury South Stream w Serbii.

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Ostatnio Putin w dwóch wystąpieniach w czasie odwiedzin na Krymie bardzo pozytywnie ocenił relacje bułgarsko-rosyjskie. A jeszcze niedawno ostro krytykował Sofię za opowiedzenie się za sankcjami wprowadzonymi wobec Rosji. Obecnie nastąpiła zmiana, Putin zapewnia, że ma szczery zamiar odnowienia „przyjaznej” współpracy z Bułgarią. Pytanie, co się kryje za tą zmianą.

Początek ocieplenia relacji Moskwa-Sofia zaistniał po stronie bułgarskiej. W pierwszych dniach lipca premier Bojko Borisow usprawiedliwiał ataki Putina na władze bułgarskie. Powiedział dosłownie „Zrozumiałe jest, dlaczego prezydent Putin tak ostro oskarżył Bułgarię.  My rzeczywiście sprawiliśmy wrażenie winnych, choć w istocie nie byliśmy winni. A jeszcze mniej mieliśmy na celu zamrozić nasze stosunki z Rosją”.

Borisow miał na myśli, że Bułgaria, jako członek Unii Europejskiej, musiała poprzeć sankcje wprowadzone przeciwko Rosji, choć była i jest tym sankcjom przeciwna. Premier Bułgarii odniósł się po kilku miesiącach, (gdy ostre słowa Putina nieco zostały zapomniane) do wypowiedzi rosyjskiego prezydenta w grudniu ub. r. w Ankarze. Mówiąc wtedy o ostatecznej rezygnacji Rosji z realizacji projektu South Streamu Putin oskarżył właśnie Bułgarię o klęskę tego projektu. „To właśnie Bułgaria, nie potrafiła zachować się, jako państwo niepodległe i suwerenne” – powiedział wtedy Putin. Warto przypomnieć, że Sofia nie zareagowała.

Obecnie obie strony zmieniły ton. Po ustępliwych słowach Borisowa, w czasie wizyty na Krymie na początku ubiegłego tygodnia, Putin pojednawczo stwierdził, że trzeba przyjąć do wiadomości członkostwo Bułgarii w NATO. „Będziemy szanować wybór społeczeństwa bułgarskiego i będziemy nad blisko współpracować z Bułgarią, niezależnie od trudnych kwestii. Tak trudnych, jak na przykład South Stream.  W historii Rosja i Bułgaria zawsze były sobie bliskie.”

W Sofii oficjalnej i medialnej oceniono, że Kreml „przebaczył”, że wypowiedź Putina zwiastuje pogodzenie i „otwiera zupełnie nowy rozdział w bilateralnych stosunkach”.

W czasie oficjalnego bankietu na anektowanym Krymie, Putin potem wielokrotnie wymieniał stosunki z Bułgarią i ich znaczenie w polityce Kremla. Podkreślił, że Moskwa będzie „rozwijać współpracę z Bułgarią we wszystkich dziedzinach”. Ale w istocie chodzi mu o dwie dziedziny, obie bardzo ważne dla Kremla z uwagi na napięcia w stosunkach Rosji z Zachodem.

Jedna z tych dziedzin to niewątpliwie South Stream, ważny dla Rosji nie tylko z powodów gospodarczych, co jako bardzo ważny instrument rosyjskiej polityki zagranicznej. Tym bardziej, że już wiadomo – projekt Turkish Stream umarł, zanim się w ogóle oficjalnie narodził.

Tu warto zauważyć, że Rosja przestała tak kategorycznie zapowiadać, że od 2019 r. Gazprom przestanie transportować gaz tranzytem przez Ukrainę.

Jednocześnie rosyjscy analitycy – m.in. Sbierbanku – oceniają, że South Stream ma jednak poważne szanse. I argumentują, że Moskwa do żadnego z państw-uczestników tego projektu, nie przekazała oficjalnej rezygnacji z South Streamu.

Bułgarzy rozumieją więc, że projekt ma jeszcze duże szanse, ale coraz częstsze spekulacje na ten temat są oczywiście inspirowane z Kremla. Rosja potrzebuje gazociągu w tej części Europy jako instrumentu presji geopolitycznej. Bułgarii w tej grze wyznaczyła odpowiednią rolę.

Druga dziedzina „współpracy z Bułgarią” to dla Kremla użycie Sofii, jako narzędzia własnego wpływu na rozbijanie jedności wewnątrz UE i NATO. Rozbijanie tak pod względem konsekwencji w stosowaniu sankcji jak i pod względem polityki bezpieczeństwa.  Dla obu tych celów rosyjskich Bułgaria jest doskonałym terenem tajnych akcji. Moskwa ma nadal w Sofii wielu zwolenników politycznych, w parlamencie reprezentowanych przez opozycyjną partię socjalistyczną, choć także w innych partiach Kreml ma wielu przyjaciół. Wielu z nich widzi rolę Bułgarii, jako „pośrednika między UE a Rosją”.

Sądząc z badań opinii publicznej przeprowadzonych w połowie sierpnia b.r. przez Instytut Socjologii i Politologii Uniwersytetu w Sofii, ponad 65 proc. Bułgarów popiera taką rolę swojego państwa, jako członka UE. Historycznie można te resentymenty zrozumieć. Ale większość polityków bułgarskich powinna widzieć, że wmawiana im przez Kreml rola pokojowego rozjemcy w poważnym konflikcie Rosja – Zachód jest zupełnie nierealna. Jak jednak widać, nie dostrzega tego nawet premier Borisow.