Mieszkańcy gminy Choczewo nie sprzeciwiają się co do zasady energetyce jądrowej. Rozumiemy jej znaczenie dla polskiej gospodarki. Chcemy jednak, aby nasze postulaty dotyczące konkretnych kwestii zostały wysłuchane i potraktowane z należytą tak dużej inwestycji starannością – mówi wójt gminy Choczewo Wiesław Gębka w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jesteśmy w Choczewie, przyszłej stolicy energetycznej Polski?
Wiesław Gębka: Przede wszystkim należy zacząć od tego, że gmina Choczewo liczy 5 400 mieszkańców. Na naszym obszarze znajduję się najpiękniejszy nad polskim Bałtykiem odcinek plaż. Wizja rozwoju gminy postawiona poniekąd przez państwo kłoci się w pewnym stopniu z tym, co my założyliśmy sobie lata temu, czyli rozwoju w oparciu o turystykę i rolnictwo. Wielu ludzi przyjechało tutaj widząc w tym terenie spokój, ciszę i brak istotnej ingerencji człowieka. Teraz to się radyklanie zmieni za sprawą inwestycji w energetykę. Na terenie naszej gminy stanąć mają dwie stacje energetyczne PSE, które mają łączyć morskie farmy wiatrowe na Bałtyku z krajowym systemem elektroenergetycznym, mamy mieć elektrownię jądrową z trzema reaktorami. Ponad 12 procent energii produkowanej na potrzeby polskiej gospodarki ma pochodzić z tego właśnie regionu.
Z drugiej strony, te inwestycje przyczynią się do dużej zmiany struktury przychodów gminy z podatków.
Tak się mówi, ale nie bardzo wiemy, jak to będzie wyglądać w praktyce. Nie mamy dokładnych wyliczeń wpływów podatkowych, które będą generowane w wyniku obecności tych obiektów na terenie naszej gminy. Te elementy mogą być w prosty sposób modyfikowane na poziomie ustaw czy rozporządzeń i w praktyce mogą różnić się od tego, co nam się obiecuje dzisiaj.
Jednak z różnych badań prowadzonych na obszarach gmin turystycznych w Europie, gdzie stoją już elektrownie jądrowe, bilans jest raczej pozytywny.
Tak, miałem okazję być w wielu gminach w Europie, gdzie już stoją takie obiekty i bilans jest dodatni, jednak, co warto podkreślić, tam całkiem inaczej wygląda kwestia rozmów inwestorów z samorządami. Jest otwartość, chęć załatwienia na korzyść lokalnych społeczności. U nas nie zawsze tak to działa. Inwestorowi głównie zależy na swoich kosztach, a nie na dobru mieszkańców. To jest na którymś z kolei miejscu. A trzeba zrozumieć ludzi żyjących tu na co dzień, często od pokoleń. Ich głos powinien być słyszalny.
Czyli współpraca z inwestorami, z PEJ czy PSE nie wygląda najlepiej?
Nie jest najgorszej, ale wiele elementów wymaga poprawy. Nam zależy na przykład na maksymalnym wkopaniu linii wysokiego napięcia w ziemię. Przez naszą gminę ma przebiegać aż osiem linii wysokiego napięcia – 400 Kv. Proszę sobie wyobrazić jak te obiekty zmienią krajobraz. To ma podstawowe znaczenie dla turystyki. Chcemy ograniczyć wpływ tych inwestycji na nasz krajobraz naturalny. Chcemy, aby jak najmniej lasów zostało wyciętych przy budowie tych obiektów. Udało nam się przekonać PEJ do ograniczenia obszaru wycinki lasów pod budowę elektrowni jądrowej. Każdy hektar wyciętego lasu mniej to dla nas sukces. Udało nam się zachować las przed wycinką w części nadmorskiej, z czego się bardzo cieszymy.
Jakie są Państwa oczekiwania finansowe, bo zapewne takowe też również pojawiają się w dyskusjach z inwestorami – zarówno w kontekście Morskich Farm Wiatrowych, jak i elektrowni jądrowej?
Skoro takie obiekty mają powstać na terenie naszej gminy, oczekujemy konkretnych systemów wsparcia i rekompensat. Ale, abym był dobrze zrozumiany, nie chodzi nam o same pieniądze na „przejedzenie”. Nasza gmina dopiero od paru lat ma dochody zbliżające się do 14 mln złotych rocznie. Nie jesteśmy za tę kwotę zrobić wszystkiego w swoich zakresie, nawet przy pomocy środków unijnych. Te wymagają wkładu własnego. Wciąż wiele obszarów naszego samorządu nie jest skanalizowanych, szczególnie w północnej części gminy. Dodatkowo wiele do życzenia pozostawia stan niektórych dróg. Liczymy również na partycypację inwestorów w rozwoju obiektów sportowych na terenie gminy.
Ile to wszystko miałoby kosztować? Czy mają Państwo konkretne wyliczenia?
Co do offshore, oczekujemy w czasie prowadzenia inwestycji 10 mln złotych rocznie. Od zeszłego roku dostajemy w ramach dofinansowań około miliona złotych rocznie. W budowie farm na Bałtyku bierze udział kilku inwestorów. Przy wszystkich kosztach konstrukcyjnych nie powinien być to dla nich problem „zrzucić” się na potrzeby mieszkańców gminy, przez którą ich energia ma wchodzić do systemu. My nie chcemy pieniędzy na przejedzenie, na „głupoty”. Nie jesteśmy zachłanni. Chcemy jedynie, aby inwestorzy brali pod uwagę, że poparcie lokalnej społeczności dla ich działań wymaga zaangażowania również finansowego. I to zaangażowanie powinno być odczuwalne dla każdego mieszkańca.
Czy są jakieś konkretne problemy w relacjach z inwestorami, zarówno z PEJ czy MFW?
W przypadku PSE jako podmiotu odpowiedzialnego za budowę linii, dyskusja głównie toczy się o linie wysokiego napięcia, które w naszym odczuciu powinny być na dużym obszarze wkopane w ziemię. Rozumiem, że przez lasy mogą one iść „górą” jednak w miejscach kluczowych, przy zabudowaniach, pensjonatach, czy innych miejscach służących turystyce te obiekty powinny być maksymalnie ukryte. Tak dzieje się na zachodzie. Dlaczego tam można wkopywać linie wysokiego napięcia, a u nas nie? PSE tłumaczy, że może to zrobić jedynie w obszarach miejskich. Uważam, że to kwestia finansowa i wygody inwestora, a nie realnej chęci ułatwienia życia mieszkańców. W przypadku budowy elektrowni jądrowych to właściwie są dwa elementy. Pierwszy to droga techniczna, która ma prowadzić na plac budowy, oraz trasie planowanej linii kolejowej. My cieszymy się z tego. To nam pozwoli połączyć się z Trójmiastem, będzie łatwiejsza i szybsza komunikacja. Ale trasa planowana na Łebę przez m.in. Stilo, gdzie już wiele zainwestowano w turystykę, nie jest optymalna. Taki wybór trasy nie da nam nic też z perspektywy turystyki. Za tą trasą przemawia zapewne fakt, że chce się zbudować połączenie z przyszłym portem serwisowym morskiej energetyki wiatrowej, ale nam bardzo zależy na tym, aby trasa tej linii przebiegła w innym wariancie, który my również zaproponowaliśmy. Kolejnym elementem spornym jest kwestia budowy mieszkań na potrzeby budowy i eksploatacji elektrowni. PEJ planuje budowę czterech tysięcy mieszkań na terenie Choczewa, na terenach należących do gminy. Mamy tam 18 hektarów, które obecnie są w procesie odrolnienia. PEJ chce, aby ta inwestycja była po ich stronie. My chcemy jednak sami ją przeprowadzić, albo z własnych środków albo w ramach Partnerstwa Publiczno-Prywatnego po to, aby pieniądze zostały w kieszeni mieszkańców. Nie chcemy wszystkiego mieć przywziezionego i nie mieć wpływu na to, co dzieje się w naszej gminie. Chcemy jak najwięcej robić na miejscu. Jestem gotów wybudować specjalną kuchnię na potrzeby karmienia pracowników. To wszystko może się odbywać na miejscu. I inwestorzy też to muszą zrozumieć. Dopóki nie będzie zaangażowania lokalnych struktur społecznych, dopóty będą sprzeciwy, będą protesty. A te działania wcale nie wymagają ze strony państwa, spółek czy innych podmiotów zainteresowanych przesadnie wielkich nakładów.
Zapytam jeszcze Pana o poparcie inwestycji w budowę elektrowni jądrowej. Jest czy go nie ma?
U mnie osobiście jest, ale chcę, aby ta inwestycja przyniosła maksymalne zyski mieszkańcom. Skoro już zapadła decyzja, że to u nas ma wszystko powstać, to niech będzie to tak, jak powinno. My nie jesteśmy egoistami. Mam świadomość, że to są inwestycje o charakterze strategicznym, że to ważne z perspektywy całego kraju. Nikt nie chce, aby za kilka lat dochodziło do wyłączeń dostaw prądu. Ale moim zadaniem jako włodarza jest zadbać dzisiaj o to, abyśmy byli jako społeczność podmiotem, a nie przedmiotem. Nie chcemy, aby rozmawiano z nami używając argumentów specustawy i innych opresyjnych aktów prawnych. Tak nie zbuduje się poparcia, a niechęć i sprzeciw.
Co do mieszkańców, to duża część ludzi pamięta niedokończoną budowę elektrowni jądrowej w Żarnowcu, co pozytywnie wtedy oddziaływało na lokalną społeczność. Wielu też liczy na rozwój gminy. Większe inwestycje, więcej miejsc pracy, dużo przyjezdnych pracowników i obsługi samej elektrowni. Według badań poparcie dla budowy elektrowni wśród mieszkańców waha się od 52 do 75 procent. Oczywiście, różni się to w zależności od miejsca zamieszkania respondentów, ale generalnie trend jest pozytywny. Aby tego nie zepsuć, inwestor powinien mieć na uwadze dobro mieszkańców gminy Choczewo.
Rozmawiał Mariusz Marszałkowski