KOMENTARZ
Piotr Wołejko
Ekspert ds. międzynarodowych
www.blogdyplomacja.pl
W zasadzie tylko wąska grupa ekspertów do spraw międzynarodowych i garstka erudytów oraz miłośników turystyki egzotycznej wie, czym jest Kaszmir, potrafi wskazać go na mapie i wyjaśnić, dlaczego ten region może w każdej chwili stać się przyczyną wybuchu wojny nuklearnej między Indiami i Pakistanem. Tymczasem w Kaszmirze ponownie wrze – od miesięcy trwają protesty przeciwko rządom Indii w zdominowanej przez muzułmanów prowincji, a w niedzielę miał miejsce atak na indyjską bazę wojskową położoną w pobliżu „granicy” między indyjską a pakistańską częścią Kaszmiru, w wyniku którego zginęło 18 żołnierzy indyjskiej armii. Wojsko pała żądzą szybkiego rewanżu, a politycy kierują palec w stronę Pakistanu. Nie bez przyczyny.
Pakistańska fabryka terroru
Na Blogu Dyplomacja niejednokrotnie omawialiśmy już trudne relacje Pakistanu z Indiami oraz kwestię podziału Kaszmiru, który oba kraje uznają za swoje terytorium i o które stoczyły już niejedną wojnę. Mowa o jawnych wojnach, gdyż te skryte, partyzancko-terrorystyczne, trwają w zasadzie bez przerwy. Z racji tego, że Pakistan dysponuje mniejszym potencjałem militarnym i ekonomicznym, ucieka się do stosowania środków asymetrycznych, m.in. wspierania grup terrorystycznych. Pierwsze ugrupowania były tworzone, szkolone i zbrojone przez pakistańską armię już w latach 70. ubiegłego stulecia, zatem na kilka lat przed sowiecką inwazją na Afganistan. Warto o tym pamiętać, gdyż mit o dżihadzie i radykałach w Pakistanie jako efekcie zimnowojennego starcia ZSRR z USA, które toczyło się w Afganistanie, jest bardzo mocno zakorzeniony w pamięci opinii publicznej. Tymczasem Pakistańczycy wspierali terrorystów i radykałów zanim Sowieci postanowili wykreować sobie swój własny Wietnam.
Jak najbardziej uprawniona jest zatem teza, w myśl której Pakistan stanowi epicentrum globalnego terroryzmu. Z jednej strony Pakistan prowadzi z Indiami wojnę hybrydową, której celem jest odzyskanie Kaszmiru, z drugiej zaś układa się z talibami i innymi radykałami po to, by móc kontrolować Afganistan. Wielokrotnie wyjaśniałem na łamach Dyplomacji po co Pakistanowi kontrola nad Afganistanem – chodzi o zjawisko tzw. strategicznej głębi, czyli możliwość wykorzystania terytorium Afganistanu do prowadzenia wojny z… Indiami oczywiście. Jak widać cała doktryna obronna Pakistanu jest stworzona w oparciu o paradygmat nieuchronnego zagrożenia ze strony potężniejszego sąsiada, co przekłada się na narzędzia, za pomocą których konflikt ten miałby być prowadzony. Zdając sobie sprawę z dysproporcji sił konwencjonalnych, Pakistan postawił na atom oraz asymetryczne metody, takie jak m.in. ugrupowania terrorystyczne. W pakistańskiej narracji to wcale nie terroryści a patrioci walczący o utracone rdzenne terytorium, lecz praktycznie nikt na świecie tej narracji nie kupuje, bynajmniej nie dlatego, że świat jest do Pakistanu uprzedzony. Za organizacje „patriotyczne” według pakistańskiej narracji najlepiej przemawiają czyny, a wśród nich m.in. ataki takie jak ten z niedzieli, czy zamach na indyjski parlament z 2001 r. bądź ten z Mumbaju z 2008 r. Dobrym przykładem pakistańskiego podejścia do radykalizmu i ugrupowań terrorystycznych stanowią tzw. terytoria plemienne, gdzie władza państwa de facto nie sięga. A że mowa o terytorium na pograniczu pakistańsko-afgańskim, reklamacje w sprawie zdominowania tego obszaru przez talibów i innych radykałów oraz grupy terrorystyczne były zgłaszane przez Stany Zjednoczone od początku wojny w Afganistanie, czyli już przez półtorej dekady.
Pamiętać o kaszmirskim separatyzmie
A co w przypadku, gdyby za atakiem na indyjską bazę oraz śmiercią 18 żołnierzy nie stała żadna z grup wspieranych przez Pakistan? Jest to mało prawdopodobne, lecz nie można tego wykluczyć. Warto podkreślić bowiem fakt wzrostu poparcia dla kaszmirskiego separatyzmu, czyli wyrwania się zarówno spod kontroli Indii, jak i Pakistanu. Można tu dostrzec pewne analogie do sytuacji Tajwanu, gdzie część społeczeństwa ma już dość życia w cieniu chińskich sporów i nie ma zamiaru w perspektywie kilku dekad dostać się pod kontrolę Pekinu. Dla nich opcją jest niepodległość i porzucenie pretensji do reprezentowania całych Chin oraz pretensji Pekinu do suwerenności nad Formozą.
Wracając do Kaszmiru należy jednak stwierdzić, że kaszmirski separatyzm jest – na ten moment i w dającej się przewidzieć przyszłości – skazany na niepowodzenie. Indie i Pakistan są zbyt mocno zafiksowane na punkcie Kaszmiru, a sprawa ma znaczenie symboliczno-prestiżowe. Kto straci Kaszmir, ten straci twarz i okryje się hańbą. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na fakt, iż ewentualna niepodległość Kaszmiru mogłaby rozwiązać problem zarówno dla Indii, jak i dla Pakistanu (choć część terytorium kontrolują jeszcze Chiny i trzeba je uwzględnić w tej układance). Trudno wyobrazić sobie jednak negocjacje ws. niepodległości oraz funkcjonowanie takiego organizmu jak niepodległy Kaszmir, czyli życie w cieniu Indii, Pakistanu oraz Chin – gdzie każde z tych państw ma swoje interesy, obawy i paranoje, a stronom brakuje elementarnego zaufania do swoich adwersarzy. Dlatego też konflikt o Kaszmir pozostaje jednym z wielu „zamrożonych konfliktów”, które w każdej chwili mogą wznowić się z nową siłą, a – jeśli czarny scenariusz się ziści – docelowo doprowadzić do krwawej wojny między zaciekłymi wrogami.