icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Baca-Pogorzelska: Niebezpieczna rozgrywka atomowa orków

– Wydawało się, że temat okupowanej przez Rosjan Zaporoskiej Elektrowni Atomowej w Enerhodarze to już nie co zdarta płyta, odkąd wszystkie reaktory tej największej w Europie siłowni jądrowej zostały wyłączone, ale nie. Wraca, jak bumerang, tym razem za sprawą Czeczenów, strzelnicy, ostrzeżeń Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) i kolejnych przymiarek wroga do uruchomienia instalacji w celu dostaw prądu na Krym – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z obwodu sumskiego w BiznesAlert.pl.

  • Odcinanie dostaw prądu w zaporoskiej elektrowni oznacza wzrost ryzyka zagrożeń jądrowych i radiacyjnych, co może prowadzić do zdarzeń niezgodnych z projektem lub wykraczających poza projekt w samej elektrowni jądrowej – powiedział były szef Państwowego Inspektoratu Regulacji Jądrowych Ukrainy Grigorij Płaczkow cytowany przez Freedom. 
  • Rosjanom nie przeszkadza to wcale, by po raz kolejny przymierzać się do uruchomienia zaporoskiej atomówki, z której prąd miałby zasilać Krym. Jest to niebezpieczne z wielu powodów – pisze Karolina Baca-Pogorzelska.
  • Wyłączenia prądu są w tej chwili konsekwentnie realizowane i resort energetyki nie daje na razie nadziei na poprawę sytuacji. Ale trzeba robić wszystko, by energię oszczędzać i naprawiać zniszczoną infrastrukturę – ocenia autorka tekstu.

Rafael Grossi, szef MAEA zaalarmował, że w zaporoskiej atomówce naruszone zostały w zasadzie wszystkie zasady bezpieczeństwa, przy czym przyznał jednocześnie, że choć kontrolerzy agencji mają dostęp do elektrowni, to jednak nie do wszystkich jej miejsc. A to nie pozwala z kolei w pełni ocenić, w co grają Rosjanie. Potwierdził, że naruszonych zostało tzw. siedem filarów bezpieczeństwa jądrowego opracowanych przez MAEA.

Od czasu okupacji rosyjskiej Zaporoska Elektrownia Jądrowa przekształciła się z producenta energii elektrycznej w jej odbiorcę. Teraz elektrownia jest na skraju przerw w dostawie prądu, ponieważ została wyłączona zewnętrzna linia napowietrzna Dnieprowska łącząca tymczasowo okupowaną elektrownię jądrową z systemem energetycznym Ukrainy. Jak podaje Energoatom, działa tylko jedna linia energetyczna. Całkowite zamknięcie elektrowni jądrowej w Zaporożu nie jest możliwe, gdy w reaktorze znajduje się paliwo jądrowe” – pisze ukraiński portal informacyjny Freedom. 

W czasie ponad dwuletniej okupacji zaporoskiej siłowni doszło w niej już aż do ośmiu całkowitych wyłączeń prądu. Za każdym razem zadziałały procedury bezpieczeństwa i zasilanie awaryjne, ale faktem jest, że im dłużej trwa ta niebezpieczna sytuacja, a nawet się pogłębia, w pewnym momencie może po prostu dojść do tragedii. I tak naprawdę konsekwencje kolejnych wyłączeń (a jest niemal pewne, że będzie do nich dochodzić) są w tej chwili bardzo trudne do oszacowania nawet przez ekspertów od atomistyki. Należy bowiem pamiętać, że zakład w Enerhodarze to nie tylko 6 reaktorów o łącznej mocy niemal GW, ale także składowisko odpadów jądrowych i wypalonego paliwa z reaktorów. 

Odcinanie dostaw prądu w zaporoskiej elektrowni oznacza wzrost ryzyka zagrożeń jądrowych i radiacyjnych, co może prowadzić do zdarzeń niezgodnych z projektem lub wykraczających poza projekt w samej elektrowni jądrowej – powiedział były szef Państwowego Inspektoratu Regulacji Jądrowych Ukrainy Grigorij Płaczkow cytowany przez Freedom. 

Sęk w tym, że odcięcia dostaw energii elektrycznej do siłowni nie są jedynym zmartwieniem i zagrożeniem. W kwietniu  zaporoska jądrówka została zaatakowana dronami rosyjskimi, co było naprawdę dużym problemem. Grossi informował wtedy, że miały miejsce co najmniej trzy bezpośrednie trafienia w główne konstrukcje płaszcza ochronnego reaktora elektrowni, uszkodzony został blok numer 6 i jest to poważny incydent mogący naruszyć integralność systemu bezpieczeństwa reaktora. – Takie lekkomyślne ataki znacznie zwiększają ryzyko poważnej awarii nuklearnej i należy je natychmiast powstrzymać – powiedział wówczas szef MAEA. Ktoś zapyta teraz – a czemu Rosja miałaby zaatakować dronami elektrownię, którą przecież kontroluje? Ano po to, by oskarżyć Ukrainę o takie działania. Ukraiński wywiad zaprzeczył wówczas (i robił to też wcześniej, uprzedzając o możliwych prowokacjach tego typu) dodając, że Ukraina nie bierze udziału w żadnych zbrojnych prowokacjach na terenie okupowanej siłowni w Enerhodarze.

Na dronach się jednak nie skończyło. Jak informuje ukraińskie Centrum Narodowego Oporu w mieście, w okolicach elektrowni ma stacjonować czeczeński batalion Achmat, który miał urządzić sobie… strzelnicę w jednym z bloków jądrowych. Rosjanie tłumaczą, że to po prostu ochrona elektrowni, ale biorąc pod uwagę tiktokowe podejście Czeczenów do wojny ich obecność, w tym strzelnica w atomówce, może się okazać tragiczna w skutkach. 

Rosjanom nie przeszkadza to wcale, by po raz kolejny przymierzać się do uruchomienia zaporoskiej atomówki, z której prąd miałby zasilać Krym. Jest to niebezpieczne z wielu powodów – m.in. konieczności uruchamiania reaktorów postawionym w stan zimny, ale też „majstrowaniem” przy przepinaniu jednostki z jednego systemu energetycznego do drugiego. Przypomnijmy bowiem, że Ukraina praktycznie od początku pełnoskalowej wojny jest uniezależniona od posowieckiego systemu energetycznego i zintegrowana z europejskim, co poniekąd ratuje trochę obecną, bardzo trudną sytuację energetyczną naszego wschodniego sąsiada.

Zaporoska Elektrownia Jądrowa jest pod kontrolą rosyjską niemal od początku wojny. Bloki są w stanie zimnym. Pytanie kluczowe, do kogo będzie należała elektrownia po wojnie – gdzie będą linie graniczne itp. I czy jeśli będzie należeć do Ukrainy, to czy Rosja nie zdecyduje się na zniszczenie lub poważne uszkodzenie reaktorów. Elektrownia wodna w Zaporożu została niedawno uderzona pociskami i poważnie uszkodzona, a ona jest pod ukraińską kontrolą. Elektrownia atomowa jest całkowicie pod kontrolą rosyjską, więc teraz raczej nie ma zagrożenia, chyba, że Rosjanie zdecydują się na jej niszczenie w przypadku jakichś zmian na linii frontu. Generalnie jej sytuacja tylko podkreśla problem Ukrainy z dostawami energii, bo Zaporoże nie pracuje, a przecież wiele innych elektrowni, w tym wodne i cieplne, jest konsekwentnie niszczonych, co przekłada się na wiele planowych wyłączeń prądu – powiedział prof. Konrad Świrski, ekspert energetyki jądrowej z Politechniki Warszawskiej, w BiznesAlert.pl.

Wyłączenia prądu są w tej chwili konsekwentnie realizowane i resort energetyki nie daje na razie nadziei na poprawę sytuacji. Ale trzeba robić wszystko, by energię oszczędzać i naprawiać zniszczoną infrastrukturę, często w bardzo trudnych sytuacjach, jak np. ostatnio w obwodzie donieckim, gdzie pogotowie energetyczne zostało ostrzelane. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Planowane (a czasem także i nieplanowane, zwłaszcza w miastach i miejscowościach przyfrontowych) wyłączenia prądu są bardzo różne. W Kijowie czasem jest to 5 godzin, a czasem 8. W obwodzie odeskim, co potwierdził w czwartek Płaczkow, wyłączenia sięgają niekiedy nawet 20 godzin na dobę. W obwodzie donieckim, jak informuje DTEK, należy się spodziewać kolejnych wyłączeń, bo limity przyznane regionowi wystarczają na pokrycie jedynie 55 procent zapotrzebowania, a trzeba podkreślić, że z Donbasu wyjechało dotychczas naprawdę bardzo wielu mieszkańców.

Ministerstwo Energetyki Ukrainy przedstawiło w czwartek dane dotyczące bieżącej sytuacji energetycznej w kraju (stan na godz. 12.00 czasu kijowskiego). Tym razem oprócz sytuacji związanej z ostrzałami doszła sytuacja pogodowa – gwałtowne burze i wiatr zrobiły swoje, kolejnych 15 tysięcy abonentów pozostaje bez prądu. I tak na przykład w obwodzie sumskim mamy ok. 9,7 tys. abonentów bez prądu, z czego 4,1 tys. jest związanych z ostrzałem wroga. W obwodzie donieckim bez prądu jest ok. 48 tys. abonentów, w obwodzie charkowskim to już prawie 40 tys., a w chersońskim 26,2 tys. To cztery obwody, w których sytuacja energetyczna jest obecnie najtrudniejsza.

Jakóbik: Jeśli Rosja zgasi Ukrainie światło, Europa i Polska poczują znów kryzys energetyczny (ANALIZA)

– Wydawało się, że temat okupowanej przez Rosjan Zaporoskiej Elektrowni Atomowej w Enerhodarze to już nie co zdarta płyta, odkąd wszystkie reaktory tej największej w Europie siłowni jądrowej zostały wyłączone, ale nie. Wraca, jak bumerang, tym razem za sprawą Czeczenów, strzelnicy, ostrzeżeń Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) i kolejnych przymiarek wroga do uruchomienia instalacji w celu dostaw prądu na Krym – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z obwodu sumskiego w BiznesAlert.pl.

  • Odcinanie dostaw prądu w zaporoskiej elektrowni oznacza wzrost ryzyka zagrożeń jądrowych i radiacyjnych, co może prowadzić do zdarzeń niezgodnych z projektem lub wykraczających poza projekt w samej elektrowni jądrowej – powiedział były szef Państwowego Inspektoratu Regulacji Jądrowych Ukrainy Grigorij Płaczkow cytowany przez Freedom. 
  • Rosjanom nie przeszkadza to wcale, by po raz kolejny przymierzać się do uruchomienia zaporoskiej atomówki, z której prąd miałby zasilać Krym. Jest to niebezpieczne z wielu powodów – pisze Karolina Baca-Pogorzelska.
  • Wyłączenia prądu są w tej chwili konsekwentnie realizowane i resort energetyki nie daje na razie nadziei na poprawę sytuacji. Ale trzeba robić wszystko, by energię oszczędzać i naprawiać zniszczoną infrastrukturę – ocenia autorka tekstu.

Rafael Grossi, szef MAEA zaalarmował, że w zaporoskiej atomówce naruszone zostały w zasadzie wszystkie zasady bezpieczeństwa, przy czym przyznał jednocześnie, że choć kontrolerzy agencji mają dostęp do elektrowni, to jednak nie do wszystkich jej miejsc. A to nie pozwala z kolei w pełni ocenić, w co grają Rosjanie. Potwierdził, że naruszonych zostało tzw. siedem filarów bezpieczeństwa jądrowego opracowanych przez MAEA.

Od czasu okupacji rosyjskiej Zaporoska Elektrownia Jądrowa przekształciła się z producenta energii elektrycznej w jej odbiorcę. Teraz elektrownia jest na skraju przerw w dostawie prądu, ponieważ została wyłączona zewnętrzna linia napowietrzna Dnieprowska łącząca tymczasowo okupowaną elektrownię jądrową z systemem energetycznym Ukrainy. Jak podaje Energoatom, działa tylko jedna linia energetyczna. Całkowite zamknięcie elektrowni jądrowej w Zaporożu nie jest możliwe, gdy w reaktorze znajduje się paliwo jądrowe” – pisze ukraiński portal informacyjny Freedom. 

W czasie ponad dwuletniej okupacji zaporoskiej siłowni doszło w niej już aż do ośmiu całkowitych wyłączeń prądu. Za każdym razem zadziałały procedury bezpieczeństwa i zasilanie awaryjne, ale faktem jest, że im dłużej trwa ta niebezpieczna sytuacja, a nawet się pogłębia, w pewnym momencie może po prostu dojść do tragedii. I tak naprawdę konsekwencje kolejnych wyłączeń (a jest niemal pewne, że będzie do nich dochodzić) są w tej chwili bardzo trudne do oszacowania nawet przez ekspertów od atomistyki. Należy bowiem pamiętać, że zakład w Enerhodarze to nie tylko 6 reaktorów o łącznej mocy niemal GW, ale także składowisko odpadów jądrowych i wypalonego paliwa z reaktorów. 

Odcinanie dostaw prądu w zaporoskiej elektrowni oznacza wzrost ryzyka zagrożeń jądrowych i radiacyjnych, co może prowadzić do zdarzeń niezgodnych z projektem lub wykraczających poza projekt w samej elektrowni jądrowej – powiedział były szef Państwowego Inspektoratu Regulacji Jądrowych Ukrainy Grigorij Płaczkow cytowany przez Freedom. 

Sęk w tym, że odcięcia dostaw energii elektrycznej do siłowni nie są jedynym zmartwieniem i zagrożeniem. W kwietniu  zaporoska jądrówka została zaatakowana dronami rosyjskimi, co było naprawdę dużym problemem. Grossi informował wtedy, że miały miejsce co najmniej trzy bezpośrednie trafienia w główne konstrukcje płaszcza ochronnego reaktora elektrowni, uszkodzony został blok numer 6 i jest to poważny incydent mogący naruszyć integralność systemu bezpieczeństwa reaktora. – Takie lekkomyślne ataki znacznie zwiększają ryzyko poważnej awarii nuklearnej i należy je natychmiast powstrzymać – powiedział wówczas szef MAEA. Ktoś zapyta teraz – a czemu Rosja miałaby zaatakować dronami elektrownię, którą przecież kontroluje? Ano po to, by oskarżyć Ukrainę o takie działania. Ukraiński wywiad zaprzeczył wówczas (i robił to też wcześniej, uprzedzając o możliwych prowokacjach tego typu) dodając, że Ukraina nie bierze udziału w żadnych zbrojnych prowokacjach na terenie okupowanej siłowni w Enerhodarze.

Na dronach się jednak nie skończyło. Jak informuje ukraińskie Centrum Narodowego Oporu w mieście, w okolicach elektrowni ma stacjonować czeczeński batalion Achmat, który miał urządzić sobie… strzelnicę w jednym z bloków jądrowych. Rosjanie tłumaczą, że to po prostu ochrona elektrowni, ale biorąc pod uwagę tiktokowe podejście Czeczenów do wojny ich obecność, w tym strzelnica w atomówce, może się okazać tragiczna w skutkach. 

Rosjanom nie przeszkadza to wcale, by po raz kolejny przymierzać się do uruchomienia zaporoskiej atomówki, z której prąd miałby zasilać Krym. Jest to niebezpieczne z wielu powodów – m.in. konieczności uruchamiania reaktorów postawionym w stan zimny, ale też „majstrowaniem” przy przepinaniu jednostki z jednego systemu energetycznego do drugiego. Przypomnijmy bowiem, że Ukraina praktycznie od początku pełnoskalowej wojny jest uniezależniona od posowieckiego systemu energetycznego i zintegrowana z europejskim, co poniekąd ratuje trochę obecną, bardzo trudną sytuację energetyczną naszego wschodniego sąsiada.

Zaporoska Elektrownia Jądrowa jest pod kontrolą rosyjską niemal od początku wojny. Bloki są w stanie zimnym. Pytanie kluczowe, do kogo będzie należała elektrownia po wojnie – gdzie będą linie graniczne itp. I czy jeśli będzie należeć do Ukrainy, to czy Rosja nie zdecyduje się na zniszczenie lub poważne uszkodzenie reaktorów. Elektrownia wodna w Zaporożu została niedawno uderzona pociskami i poważnie uszkodzona, a ona jest pod ukraińską kontrolą. Elektrownia atomowa jest całkowicie pod kontrolą rosyjską, więc teraz raczej nie ma zagrożenia, chyba, że Rosjanie zdecydują się na jej niszczenie w przypadku jakichś zmian na linii frontu. Generalnie jej sytuacja tylko podkreśla problem Ukrainy z dostawami energii, bo Zaporoże nie pracuje, a przecież wiele innych elektrowni, w tym wodne i cieplne, jest konsekwentnie niszczonych, co przekłada się na wiele planowych wyłączeń prądu – powiedział prof. Konrad Świrski, ekspert energetyki jądrowej z Politechniki Warszawskiej, w BiznesAlert.pl.

Wyłączenia prądu są w tej chwili konsekwentnie realizowane i resort energetyki nie daje na razie nadziei na poprawę sytuacji. Ale trzeba robić wszystko, by energię oszczędzać i naprawiać zniszczoną infrastrukturę, często w bardzo trudnych sytuacjach, jak np. ostatnio w obwodzie donieckim, gdzie pogotowie energetyczne zostało ostrzelane. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Planowane (a czasem także i nieplanowane, zwłaszcza w miastach i miejscowościach przyfrontowych) wyłączenia prądu są bardzo różne. W Kijowie czasem jest to 5 godzin, a czasem 8. W obwodzie odeskim, co potwierdził w czwartek Płaczkow, wyłączenia sięgają niekiedy nawet 20 godzin na dobę. W obwodzie donieckim, jak informuje DTEK, należy się spodziewać kolejnych wyłączeń, bo limity przyznane regionowi wystarczają na pokrycie jedynie 55 procent zapotrzebowania, a trzeba podkreślić, że z Donbasu wyjechało dotychczas naprawdę bardzo wielu mieszkańców.

Ministerstwo Energetyki Ukrainy przedstawiło w czwartek dane dotyczące bieżącej sytuacji energetycznej w kraju (stan na godz. 12.00 czasu kijowskiego). Tym razem oprócz sytuacji związanej z ostrzałami doszła sytuacja pogodowa – gwałtowne burze i wiatr zrobiły swoje, kolejnych 15 tysięcy abonentów pozostaje bez prądu. I tak na przykład w obwodzie sumskim mamy ok. 9,7 tys. abonentów bez prądu, z czego 4,1 tys. jest związanych z ostrzałem wroga. W obwodzie donieckim bez prądu jest ok. 48 tys. abonentów, w obwodzie charkowskim to już prawie 40 tys., a w chersońskim 26,2 tys. To cztery obwody, w których sytuacja energetyczna jest obecnie najtrudniejsza.

Jakóbik: Jeśli Rosja zgasi Ukrainie światło, Europa i Polska poczują znów kryzys energetyczny (ANALIZA)

Najnowsze artykuły